Czytałem gdzieś, że dawno odrzucona hipoteza cieplika jakoby daje ten wzór o wiele prościej, bez żadnej wyższej matematyki
A tak, głównie z tego powodu, że swój cykl ów Carnot odkrył posługując się teorią cieplika właśnie
. Spłoszony przez małżonkę nie dopisałem pointy do wywodu o Koperniku - chodziło mi o to, że mimo iż teoria kopernikańska jest "prawdziwa" a ptolemejska "fałszywa"przez długi czas to właśnie ptolemejskiego modelu używano do komputerowej nawigacji na gwiazdy. Dzisiaj to może już jest inaczej, bo byle zegarek naręczny ma większe możliwości obliczeniowe niż tuzin Saturnów V, ale dość długo znacznie łatwiejsze było wprowadzenie do komputera modelu ptolemejskiego a był on dostatecznie (w sensie, doskonale) dokładny na potrzeby nawigacji morskiej, lotniczej czy kosmicznej.
Zastanawiam się, czy przedmiot dyskusji - kwestia, czy foton posiada masę - w ogóle istnieje. Według Einsteina-Lema, masa jest energią, a energia - masą. Czy nie tak? A gdy chodzi o cząstki elementarne, masa i energia jest mierzona w tych samych jednostkach, elektronowoltach.
OK, ale mc2 to wzór równoważący z energią masę spoczynkową a nie relatywistyczną.
Istnieje spory problem w jakościowym zrozumieniu sprawy, bo gmatwa się ona wobec faktu, że zgodnie z teorią Newtona (i dalej) co prawda siła przyciągania zależy od mas przyciągających się obiektów, ale z drugiej strony przyspieszenie grawitacyjne jakiego doznaje obiekt przyciągany przez dane ciało zależy tylko od masy tego ciała. Tu się wdaje równoważność masy bezwładnej i grawitacyjnej - cięższe obiekty co prawda są silniej przyciągane, ale ponieważ mają równocześnie większą bezwładność, to wychodzi na to samo. Oryginalnie Newton zdaje mi się był zbyt ostrożny, aby napisać konkret o świetle, zwłaszcza, że nawet nie było ugruntowane wówczas, czy ma ono skończoną prędkość (a tym bardziej, że stałą). Zdaje mi się, że Newton twierdził, że korpuskuły światła są bezmasowe. Wywodził natomiast myśl ze swoich II zasady dynamiki i prawa ciążenia - że przyspieszenie grawitacyjne nie jest zależne od masy spadającego obiektu. Ponieważ tak i szeregując obiekty od bardzo ciężkich do najlżejszych mamy zawsze stałe przyspieszenie grawitacyjne to uznał, że na bezmasowy obiekt ono także może oddziaływać. A w zasadzie to chyba tylko sformułował tę myśl jako pytanie dla potomnych.
Wobec tego trudno sfalsyfikować jakościowo tezę, że że foton ma rzeczywistą, grawitacyjnie oddziaływującą masę. Np. biorąc czarną dziurę nie ma znaczenia kolor światła, bo mimo, że fotony mają zależnie od barwy różną mrel, to są na ww. zasadzie dokładnie tak samo przyciągane. Z tego powodu nie ma "częściowych" czarnych dziur, które świecą np. tylko na purpurowo (bo zielone pomarańczowe fotony byłyby już za "ciężkie"), ani też obrazy gwiazd soczewkowanych grawitacyjnie nie rozkładają się na widma.
Obecnie raczej tłumaczy się to dylatacją czasu - w pobliżu wielkiej masy czas płynie tak wolno, że fotony co prawda lecą z prędkością światła, ale czas po którym mogłyby opuścić horyzont zdarzeń dla zewnętrznego obserwatora jest nieskończony (dla nich natomiast jest zwyczajny, wynikający z prędkości światła w próźni). Niestety trzeba by się znaleźć pod horyzontem zdarzeń aby tą drogą zweryfikować sprawę - jeśli fotony mają realną masę wskutek efektów relatywistycznych, to powinno tam być ciemno jak w lochu, bo wszystkie fotony spadłyby na osobliwość
. Czasu nie potrafimy mierzyć w oderwaniu od energii i masy. Co prawda zegar atomowy poruszający się zwalnia dla zewnętrznego obserwatora, ale można uważać, że to dlatego, że trykające się w nim atomy robią się od tej dodatkowej "zewnętrznej" prędkości cięższe i wolniej się trykają. Choć, czy ja wiem, zależnie od kierunku ruchu powinno je raz "dociążać", a raz "odciążać" - to może w zasadzie powinno to się, przy oscylacji, w przypadku próby tłumaczenia spowolnienia czasu zegara atomowego przyrostem mrel od zewnętrznej prędkości - znosić do zera?