Stety.
Przyjmuję do wiadomości Twoje zdanie, i argumenty, którymi je wspierasz, ale nie zgadzam się. Uważam, że argument ekonomiczny nie może przeważyć w przypadku, w którym na drugiej szali leży poważne cierpienie, i masowa śmierć istot żywych.
Mniemam tak jako osoba mająca wiejskie korzenie. Obecna aberracja wynika z rozluźnienia więzi z wsią. Moje pokolenie jeszcze powszechnie jeździło na wieś i pasało krowy itp. Obecne to ma kontakt z mlekiem w kartonie. A tak człowiek nawykł za młodu.
Być może jest tak w pewnych wypadkach, ale nie w każdym. Wychowywałem się, co prawda, w mieście, ale w realiach stanu wojennego, gdzie trzymało się przy domu króliki na mięso, widywałem na podwórku sąsiadów dekapitację kur, mam za sobą doświadczenia dobijania (złapanego przez kota) szczura kijem i walenia karpia młotkiem, a jednak przypuszczam, że dziś gnałbym z tym szczurem do weterynarza. I jw.