maziek: Zamawiamy dodatkowo piwko do tych klusek?
Się po chamsku
wtrącę: dobry pomysł
.
Słuszności tejże jednak też nie możesz sprawdzić bo Goedel powie że pan mówiący że brzytewki używać nie należy też może mieć rację i nie da się tego zweryfikować a z tego wyniknie że jednak może mieć rację że zbawienie po pierwsze jest a po drugie jest ważniejsze. I tak dalej i tak dalej. To niestety rozwala wszystko. Nie pytam czy się zgadzasz bo wiem że nie. Powiedz tyko na jakiej podstawie. Bo jest nielogiczna.
Jest logiczna. Bo tych panów nie chcących używać brzytewki jest tak dużo, że w efekcie człowiek albo od nadmiaru tego dobra zgłupieje jak osiołek co mu w żłoby dano, albo w nerwicę natręctw popadnie w piątek ganiając do meczetu, w sobotę do synagogi, w niedzielę do kościoła (a może do kilku lepiej), po nocach zarzynając kury dla Papy Legba i Barona Samedi, a w wolnych chwilach medytując. (Zwłaszcza, że żadne z proponowanych bóstw nie było łaskawe zostawić bezspornych śladów swej obecności.)
Pomijam już fakt, że dobry i mądry Bóg, który się przed stworzonymi chowa na perwersję jakąś zakrawa, i nieufność - miast wiary - budzi.
Dodam że akceptuję odpowiedzi "bo wydaje mi się że tak lepiej", "bo na mój rozum brzytwa ockhama ma sens i będę jej używał" itp. Tylko że te akceptują subiektywizm i znowu kiszka, czy tam kluska.
To wracając do Goedla. Pan ten twierdził, że wewnątrz każdego układu są tezy niedowodliwe, nie, że możliwa jest pełna dowolność. Czyli jeśli odnieść do do Wszechświata: w świetle faktów nie wszystkie tezy da się jednoznacznie rozstrzygnąć na "tak" lub "nie", ale to nie znaczy, że mogę stawiać tezy jawnie z faktami sprzeczne, czy co gorsza sprzeczne wewnętrznie. (A tak nagminnie robią PT. teiści.)
Komputer istnieje fizycznie bo mogę go odebrać zmysłowo i co najmniej subiektywnie bo ja odbieram go zmysłowo. Reszty niestety nie potrafię sprawdzić. Zatem dla mnie istnieje. O ile dobrze rozumiem u Ciebie "istnieć" jednak oznacza nie tylko istnieje fizycznie ale i obiektywnie. Tego zatem nie potrafię sprawdzić i szczerze nie rozumiem w jaki sposób ktokolwiek potrafi. Logika może absurdalna ale spójna. A ja lubię jak logika jest spójna. A żyję na założeniach i się raczej sprawdza (bo chyba osobiste poglądy Cię interesują).
I zobacz, jak się nie kłócimy, ani opinii nie upraszczamy to wychodzi, że mówimy o tej samej szklance, tylko dla Ciebie jest ona do połowy pusta, a dla mnie do połowy pełna. I z zewnątrz to brzmi (zwłaszcza gdy upraszczamy) jakbyśmy pusta!/pełna! bez sensu wołali.
Rozgraniczanie świata i matematyki wydaje mi się bliższe formalizmowi. Ale widzę też możliwość rozgraniczenia i bycia platonikiem. Ja nie jestem z powodów tych samych dla których Ty czy Term nie wierzycie w Boga, po prostu tego nie doświadczyłem. Jestem matematycznym ateistą czyli formalistą. Innymi słowy, nie wierzę w ideowe istnienie matematyki, traktuję ją jak wytwór człowieka, tak jak Wy Boga. Bo też w Niego nie wierzycie.
Porównanie uważam za wybitnie trafne i liczę że coś naświetli jeśli chodzi o moje rozumienie sprawy. Zabawne że przyszło mi do głowy na bazie tak niespodziewanej ścieżki dyskusji.
Swoja drogą dla Platona i matematyka i Bozia to byty ze strefy idei więc, analogia jak najbardziej słuszna.
Teraz powstają dwie możliwości:
1. Albo żyjąc wewnątrz jednego z tych wszechświatów mylimy się i "nasz bóg" jest jedynie od nas trochę lepszy ale jednak posiada umiejętność poznania Prawdy. Nadal wszystko się zgadza ze świętymi księgami jednak i moim zdaniem właściwie wszystko z postulatami wszechmocności bo te wynikają w tym momencie z ułomności ("widzenia" tylko "jego wszechświata") tworzącego postulat.
2. Albo zamykamy wszystkie te wszechświaty ze wszystkimi bogami w jeden "system formalny" i wracamy do punktu wyjścia, czyli momentu w którym nie potrafimy stwierdzić prawdziwości twierdzenia wewnątrz wszechświata.
Rozumiem. Czyli zakładasz istnienie boga ułomnego i ograniczonego, którego może nawet ktoś stworzył, a on ma z tym taki problem jak my z tą dyskusją. Dość lemowskie i brzmi przytomniej niż ta "idealna Bozia", której definicje za teizmami cytowałem.
Tyle, że taki bóg (czy istnieje - na co jak dotąd nic nie wskazuje, czy też jest naszą konstrukcją formalną) nie ma nic wspólnego z super-hiper Bogiem monoteizmów (bo i wiedzę ma ograniczoną i moc w związku z tym). Czyli bóg - powiedzmy - może se i jakiś istnieć (i nawet Corcoran się nazywać), ale Boga nie ma, o czym od dawna mówię.
Abstrahując od absurdalności takich rozważań i pamiętając że jednak przychylamy się do tego że Goedla poza nasz wszechświat wyciągać nie należy i że jedno co z jego twierdzenia wynika to fakt że trzeba założyć Prawdę.
Co przyjmuję jako ukłon w moim kierunku. I kłaniając się w Twoim dodam, że jednocześnie należy wtedy uznać, że jest ona dla nas nigdy w pełni nieosiągalna.
ps. a teraz se schabowego jem, i kluski, i zaraz piwem popiję
.