Ty się Nex nie czepiaj Q, to co wrzuca jest podglądem na działanie nauki. Ustalone prawdy są tylko w podręcznikach, a na froncie nikt nic nie wie i rzuca się granaty na oślep, nieraz trafiając niechcący do własnego okopu. Ty zaś nie wytykając palcyma piszesz z taką pewnością że coś jest albo nie jest, jakbyś był Bogiem Ojcem i sam tę zarazę na ród ludzki sprowadził - ale tak nie ma, nic nie jest pewne. Nawet dokładna znajomość stopnia zakaźności itd nie pozwala wyznaczyć trajektorii zarazy, bo jest zbyt wiele czynników podległych fluktuacji. Nawet durnowatej grypy nikt nie jest w stanie przewidzieć. A w tym momencie wielu rzeczy nie wiadomo, a jeszcze mniej było wiadomo, kiedy zasadnicze decyzje były podejmowane (Ty zaś je komentujesz z dzisiejszego poziomu wiedzy). Przypuszczam np., że modele matematyczne tego dra Lockdowna, które obśmiewasz to jedne z najbardziej wyrafinowanych modeli tego typu i równie dobrze mógłbyś się czepiać meteorologów, że nie potrafią przewidzieć gradobicia w przyszłym tygodniu nad Twoim ogródkiem. Nie mam niestety teraz czasu aby godnie spuścić straszliwą i bezwzględną ripostę na Twe słowa wyżej do mnie skierowane
- ale na zakąskę taki oto art. z Wybiorczej
https://wyborcza.pl/7,75399,26057508,szwecja-wladze-przyznaja-ze-w-sztokholmie-sa-problemy-z-miejscami.html#S.polecamy-K.C-B.4-L.1.maly . Pomiędzy twierdzeniem dra Nie-Lockdowna sprzed chwili, że po OIOMach hula wiatr a troską, że miejsc jednak może zabraknąć, jest, przyznasz, spora rozbieżność. Wydźwięk tego art. pokrywa się z tym, co przekazali mi znajomi (pisałem wyżej) - że w Szwecji nie wezmą cię do szpitala póki nie będziesz miał problemów z oddychaniem - i stąd te puste łóżka.
Dla niepłacących Michnikowi:
Dyrektor stołecznej służby zdrowia Björn Eriksson dotąd przekonywał, że miejsc starcza dla wszystkich pacjentów. Teraz przyznał, że w niektórych szpitalach zaczyna brakować miejsca - pisze dziennik "Dagens Nyheter".
Alarm podnieśli lekarze, którzy od początku pandemii kwestionują wielokrotnie powtarzane przez Erikssona twierdzenie, że w żadnym ze szpitali w Sztokholmie nie ma potrzeby wprowadzania ostrzejszych niż zwykle kryteriów decydowania, którzy pacjenci dostaną miejsce na oddziałach intensywnej opieki medycznej, ponieważ mają większe szanse na wyjście z choroby.
Według medyków jednak związane z pandemią koronawirusa procedury wciąż powodują, że pacjenci, którzy w normalnych warunkach trafiliby na oddziały intensywnej terapii, są kierowani na zwykłe oddziały – by na intensywnej terapii było miejsce dla lepiej rokujących pacjentów.
Temat ma długą historię. Już na początku kwietnia „Dagens Nyheter” opisał wewnętrzną instrukcję szpitala Karolinska Institutet, z której wynikało, że na intensywną terapię nie powinni być kierowani pacjenci powyżej 80. roku życia, ci powyżej 70. roku życia z niewydolnością dwóch lub więcej organów oraz pacjenci powyżej 60. roku życia z niewydolnością trzech lub więcej organów wewnętrznych.
Szwedzki zakaźnik: Lockdown nie ratuje nikogo. W Polsce odsuwacie zgony na później
– Mamy bardzo napiętą sytuację na intensywnej terapii, a osoby starsze chorujące nad COVID-19 i potrzebujące intensywnej opieki medycznej niestety rokują bardzo słabo – tłumaczył wtedy Björn Persson, szef intensywnej terapii w Karolinska Insitutet.
Dochodzenie w sprawie poprawności tej procedury wszczął wówczas Inspektorat ds. Zdrowia i Opieki Społecznej IVO. Dwa tygodnie później telewizja SVT doniosła, że IVO rozszerzyło nadzór na wszystkie szpitale z oddziałami intensywnej terapii w regionie – przyczyną były kolejne zgłoszenia, że pacjenci nie są kierowani na intensywną terapię.
Instrukcja wewnętrznie sprzeczna
Mimo dużego wzrostu liczby miejsc na oddziałach intensywnej terapii 11 maja sztokholmskie służby medyczne wydały instrukcję dla szpitali i lekarzy.
„DN” donosił wtedy, że mimo zaangażowania w proces kosztownego eksperta od komunikacji z zewnętrznej agencji dokument zawiera sprzeczności – z jednej strony głosił, że „region jest w niezwykłej sytuacji”, z drugiej, zalecano stosowanie normalnych procedur przyznawania miejsc na oddziałach intensywnej terapii, z trzeciej zaś odsyłano do dokumentów Narodowej Rady ds. Zdrowia, jeśli wystąpią „lokalne lub regionalne” braki miejsc na OIOM-ach.
– Niejasności dotyczą dwóch najważniejszych punktów. Pytałam: „czy jesteśmy w sytuacji wyjątkowej, czy w niej nie jesteśmy?” oraz „czy szpital może samodzielnie zdecydować o przejściu na procedury Narodowej Rady Zdrowia?”. Cel jest taki, by szpitale i regiony pomagały sobie w zapewnieniu pacjentom równego dostępu do opieki, a to wygląda raczej na dawanie wolnej ręki w wybieraniu między pacjentami – mówiła w rozmowie z dziennikiem lekarka.
W międzyczasie zarówno główny epidemiolog Anders Tegnell, jak i dyrektor stołecznej służby zdrowia Björn Eriksson utrzymywali, że Szwecja i Sztokholm mają wolne miejsca na OIOM-ach i nie ma potrzeby wybierania między pacjentami.
Po kolejnym starciu między władzami a lekarzami, który mówią, że sytuacja w praktyce wygląda zupełnie inaczej, Eriksson nieoczekiwanie ustąpił.
W poniedziałek rano „Dagens Nyheter” opisał e-mail, który szef stołecznych służb przysłał do redakcji. Opisując go, „DN” podał, że „teraz podkreśla on, iż braki miejsc mogą się jednak pojawić”.
Eriksson odwołał się w liście do instrukcji z połowy maja i napisał: „lokalnie lub regionalnie mogą się pojawiać sytuacje, w których potrzeby są większe niż dostępność na oddziałach intensywnej opieki. W takich wypadkach priorytet może być przyznawany w zgodzie z procedurą Narodowej Rady ds. Zdrowia [zatytułowaną] 'Zasady przyznawania priorytetu na oddziałach intensywnej opieki w wyjątkowych okolicznościach'”.
Jako przykład podał ECMO (ciągłe pozaustrojowe natlenianie krwi) – metodę pozaustrojowego wspierania oddychania, w której zamiast w płucach pacjenta to w maszynie podłączonej do krwiobiegu z krwi odbierany jest dwutlenek węgla, a trafia do niej tlen. W Szwecji ta terapia dostępna jest tylko w Karolinska Institutet – i Eriksson przyznaje, że nie wszyscy pacjenci mogą liczyć na dostęp do tak zaawansowanej terapii.
Przyznał jednak, że rację mają lekarze mówiący, że czterokrotne zwiększenie liczby miejsc na oddziałach intensywnej terapii odbiło się na jakości opieki. "Liczba pracowników szpitali na pacjenta nie jest taka jak normalnie, a intensywna opieka medyczna udzielana jest w miejscach, które normalnie nie byłyby używane jako OIOM-y” – pisze Björn Eriksson.