Jedyne wyjście jakie widzę, to załadować na Księżyc jakiś ogromniasty ładunek nuklearny, posadzić na nim rakietę, zdetonować i niech leci siłą odrzutu...
Zupełnie na poważnie rozpatrywano silnik rakietowy w postaci puklerza chroniącego kontrprzodek rakiety, przez dziurkę w którym wyrzuca się ładunek jądrowy a następnie detonuje. Takich ładunków-pastylek byłoby oczywiście dużo i rakieta leciałaby, trochę jak na silniku pulsacyjnym (na którym latały V-1 nota bene).
Ja osobiście sądzę, że tym czymś będzie synteza jądrowa. Reaktor, żeby nie wiem co, ma za słaby stosunek mocy do masy. Drugi pomysł to pozostawienie zasilania na Ziemi (na orbicie konkretnie). Wielka stacja kosmiczna mogłaby mieć olbrzymią powierzchnię ogniw słonecznych i zasilać statek skolimowaną wiązką laserową czy maserową czy mikrofalową. W granicach Układu działałoby, jeśli udałoby się dostatecznie skolimować wiązkę.
Jest pewien problem psychologiczny. Dotychczasowe wyprawy załogowe, czy to na orbitę, czy na Księżyc, a także te planowane na Marsa projektowane były przy założeniu bezpiecznego powrotu. Przykładowo gdyby w czasie lotu na Księżyc w czasie odejścia z orbity Ziemi zepsuł się silnik, to kapsuła zakręciłaby za Księżycem w jego polu grawitacyjnym i wróciła w pole przyciągania Ziemi. Jesli cos osiąga prędkość miliona km/h, to przekracza ponad dwukrotnie czwartą kosmiczną (130km/s) - to jest prędkość niezbędna nie tylko do opuszczenia Układu, ale także Galaktyki...