@
TerminusHeh, zawarłeś w paru zdaniach to, na co Dukajowi trzeba było sążnistych metafor z kwiatami lodu, a nawet poszedłeś krok dalej, bo on na etapie podważenia ww się zatrzymał, choć gładko mógł pójść dalej
* (widać, że bliżej mu do tradycji Platona, niż Abderyty, ucznia Leucypa, i bardziej czuje abstrakcje niż fizykę).
* Da się bezpiecznie założyć, że na jego alternatywnym - słabiej
zmrożonym niż Wschód - Zachodzie ustalili to i owo nt. atomów, elektronów i wiązań chem. Niels Bohr, Gilbert Newton Lewis i Irving Langmuir, skoro wiemy, że świat ów miał Teslę i Einsteina, i znał pojęcie kwantu. (Więc i nie było już podstaw do zatrzymania się na etapie połączonych w izolowane - nawet jeśli ugniatanie
przez świat zewnętrzny i prawa fizyki - struktury kulek.)
@
maziekZdaje się, że nie zrozumiałeś sedna myśli
Terma, albo świadomie się nad nią, z właściwą Ci błyskotliwością, prześlizgnąłeś, by wrócić do dyskusji z
LA. Chodzi o to, że Twoja definicja (choć podtrzymuję zdanie o jej wyjątkowej praktycznej celności) obowiązuje tylko na tym poziomie opisu, na którym rozmaite lokalne zagęszczenia materii/procesy (człowieka, żabę, kota, ale też krzesło czy samochód) postrzegamy jako byty wydzielone z otoczenia, w sensie - odrębne od niego (a więc na płaszczyźnie pierwotnych ohydkowych intuicyjnych spostrzeżeń, a także tam, gdzie tyleż dla pewnej wygody, co idąc za wspomnianymi subiektywnymi odczuciami, czyni się stosowne założenia - np. w biologii, prawodawstwie, czy w szkolnej fizyce bawiącej się układami izolowanymi), natomiast jeśli - po demokrytejsku - uznamy, że istnieją tylko czasoprzestrzeń i cząstki, wszystko inne jest opinią, to wówczas i śmierć będzie wyłącznie sprawą opinii (co tłumaczy dlaczego inaczej zdefiniuje ją na swoim poziomie możliwości Lepniak bladawy, inaczej zaś Bżut
*, w dalszym efekcie przekładając te definicje na stosownie odmienne kulturowo-kodeksowe regulacje).
* Nawiasem: nie jestem pewien, czy w wypadku Bżutów można mówić tylko o kopii, bowiem jeśliby się dało precyzyjnie zmapować stan każdej cząstki elementarnej składającej się na Tichego, a następnie (czy przy okazji tegoż mapowania) go na te cząstki rozbić, po czym przechować je w ścisłej izolacji od otoczenia (tak, widzę kupę technicznych niemożności, ale wszak filozofujemy), i po jakimś czasie złożyć te cząstki na nowo, wedle istniejącej
mapy, to z jednej strony - owszem - doszłoby w pewnym momencie do drastycznego przerwania procesu "Tichy", z drugiej jednak w ostatecznym rachunku zobaczylibyśmy tę samą co wprzódy informację porządkującą te same cząstki fundamentalne (czego może być trzeba więcej, by mówić o tożsamości?).