O kurzce, widzę, że tu do słowoczynów dochodziło, kiedy mnie nie było (znaczy byłem, ale tylko na pierwszej stronie - widzę, marazm, to dalej nie zaglądałem) 
A bo mie Mo(r)derator merytoryczne posty (jak twierdził na priv, z rozpędu) z "Akademii Lemologicznej" wyciął, tom się uniósł nieco.
wydaje mi się, że Lemowe zainteresowanie Wszechświatem zawsze łączyło się z kwestią, co mozna by z nim zrobić, jak go wykorzystać etc. I w tym sensie ktoś poznający jest konieczny - co więcej, Wszechświat, o którym byłoby wiadomo na pewno, że nie kryje żadnej innej "ludzkości" byłby cokolwiek jałowy. A że ta nieobecność jest bardzo prawdopodobna, to przyszłe istnienie naszej ludzkość staje się warunkiem niemalże koniecznym...
Tak ładnie piszesz, że aż polemizować się nie ma ochoty... Jeno, że:
1. czasy gdy
Lemowe zainteresowanie Wszechświatem łączyło się z kwestią, co mozna by z nim zrobić, jak go wykorzystać, to raczej czasy "Summy...", pod koniec życia Mistrz wyrażnie w ludzkość zwątpił czemu specjalnie się nie dziwię,
2. stawianie "Ohydka Szaleja" w centrum wszechrzeczy to uroszczenie, z którym Mistrz namiętnie wojował...
3. nic nie wiemy o tym, byśmy mieli być jedynym gatunkiem rozumnym we Wszechświecie, ba odkrycia kolejnych planet pozasłonecznych, a nawet teoretyczna możliwwość istnienia życia w naszym Układzie Słonecznym optymizmem raczej nastraja...