Autor Wątek: Matematyka krolowa nauk ;)  (Przeczytany 360751 razy)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #975 dnia: Czerwca 14, 2024, 01:11:07 pm »
wg mnie Dragan mimo ze był cokolwiek "atakujący" to zwyczajnie nie miał racji. Trochę jak Dawkins w książce Bóg urojony.

A bo Ty jesteś metafizyk. Nie, to za dużo powiedziane. Ty dopuszczasz możliwość metafizyki...
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13709
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #976 dnia: Czerwca 14, 2024, 02:25:57 pm »
Przeczytaj jeszcze raz.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Lieber Augustin

  • God Member
  • ******
  • Wiadomości: 2669
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #977 dnia: Czerwca 15, 2024, 12:17:52 am »
Apropos dyskusji dwóch profesorów: ot, przetłumaczyłem na szybko pewne opowiadanko z lat mojej młodości:

Włodzimierz Tretiakow

                                                Czy wyrażam się jasno?


                                              Moim przyjacielom-matematykom.

Ściana biura zaczęła się wybrzuszać, wypukłości pojawiały się i znikały. Ktoś prosił o pozwolenie wejścia. Deltańczyk w średnim wieku, recepcjonista thesarium, poruszył przednimi kończynami i drogą telepatyczną przekazał pozwolenie.

Ukazał się interesant i zagestykulował powitalnie. W odpowiedzi gospodarz zmienił się tylko nieznacznie: domyślił się bowiem, że ma do czynienia z autorem pozaplanowego opracowania naukowego, a z tą publiką niełatwo się porozumieć.
„Pokażcie” – pomyślał ze znużeniem na drugim kanale. Faza robocza dobiegała końca, ale pozostawało jeszcze wiele do zrobienia, i urzędnik kontynuował swoje służbowe czynności innymi kanałami: klasyfikację na pierwszym, inwentaryzację na trzecim, wycofanie po przeterminowaniu na czwartym.

Tymczasem gość zaczął częściowo wirować, pokrywać się mgłą, ale wkrótce ustabilizował się i osiągnął uporządkowane fale.
„Nie rozumiem” – pomyślał recepcjonista. „Co to ma wspólnego?..”
„Pozwólcie, że wyjaśnię werbalnie” – przerwał mu oddawca rękopisu. „Mój materiał, widzicie, jest trudny do zilustrowania. Rzecz w tym, że wymyśliłem zupełnie nową matematykę”.
Oświadczenie miało na celu wywołanie efektu zewnętrznego i osiągnęło ten cel: przeszywająca fala elektrokinezy przetoczyła się po powierzchni odbiorcy opracowania.

„Cóż, kontynuujcie” – odbiorca zdeformował się pojednawczo.
„U nas i w thezariach jest utrwalone, i młodzież się programuje w ten sposób, że matematyka jest nauką nieścisłą, że wszystkie jej formy są amorficzne, wszystkie liczby rozmyte”.
„A jakże inaczej?” – zawibrował odbiorca. „Wszystko na świecie jest niestabilne, niepewne i zmienne. Nauka jest taka, jaki jest świat”.

Gość lekko wyparował, ale odzyskał kontrolę nad sobą i ugasił temperaturne fluktuacje.
„Znowu te przeżute myśli! Niedokładne liczby, rozmyte ciała... Czyżby nam, Deltańczykom, zabraknie fantazji, aby wyobrazić sobie inny świat, w którym granice osobowości nie zacierają się dzięki komunikacji telepatycznej? Świat, w którym każda żywa istota posiada swój własny zestaw kończyn? Gdzie ilość nie wstydzi się dokładności, gdzie liczby nie są amorficzne?

W innej sytuacji kustosz thezarium, być może, i przejąłby się tą szczerą tyradą. Ale teraz stał na straży nauki, którą przybysz próbował sprofanować.
„Przypuśćmy na chwilę, że macie rację” – pomyślał odbiorca oficjalnym tonem. „Ale co będziemy z tego mieli?”
„Doszedłem do punktu!” – oznajmił z dumą oddawca. „Do punktu jako pojęcia. To taka mała, malutka, zupełnie niewidoczna cząsteczka plazmy... Ja się denerwuję, przepraszam za niestacjonarność. Pozwólcie mi przejść na komunikację akustyczną, jeśli nie macie nic przeciwko.”
I ciągnął dalej:
- Pomyśleć tylko: punkt! I każdemu punktowi odpowiada liczba! I nie jakaś tam rozmazana, tylko punktowa! Ileż to liczb pojawi się na raz, być może nieskończoność...

W spojrzeniu kustosza rozbłysł płomień oburzenia, wywołanego próbą podkopywania fundamentów.W następnej chwili rękopis zamienił się w garstkę popiołu. Lecz autor tego nie zauważył.
- Pytacie: a co nam przyjdzie z takiej obfitości liczb i punktów? Przyjdzie sporo! Matematyka wreszcie wydostanie się z bagna śliskiej nieokreśloności i niestabilnej amorficzności. Stanie się nauką ścisłą. Podobną do fonetyki akustycznej. Tam jest mnóstwo dźwięków i każdy z nich różni się od innego. Ale najważniejsze jest to, że będziemy mieć pojęcie równości!

„To już nie arogancja, ale ignorancja” – pomyślał strażnik czystości nauki, wciąż nie pozwalając, aby reakcje oksydacyjne wymknęły mu się spod kontroli. „Więc odkryliście, że jesteście sobie równi. Czy macie coś jeszcze, czy możemy zakończyć rozmowę ?”
- Nie o to mi chodzi! Nie jestem sobie równy, tylko tożsamy. Natomiast równość to sprawa bardziej skomplikowana. Wyobraźmy sobie, że mamy plazmoid, który jest nie do odróżnienia od innego plazmoidu, a ten drugi jest z kolei nie do odróżnienia od trzeciego. A jeśli nie potrafimy odróżnić pierwszego od trzeciego, to mamy równość. Powiedzieliście: jaki jest świat, taka jest nauka. A co jeśli istnieje planeta posiadająca matematykę punktową – jak możemy nawiązać z nią kosmiczny kontakt?

„Wszystko jasne” – pomyślał strażnik bez żadnych blokad. „Trzeba pilnie ukryć tego gościa w magnetycznej pułapce i wmrozić w niego pewne pojęcia, które słabo przyswoił w szkole”.
Świecące wyładowania pokryły gościa wzdłuż i wszerz. Negatywne emocje wprost rozsadzały go. Musiał wypuścić kilka protuberańców – poczuł się trochę lepiej. A kustosz thezarium ledwo radził sobie ze swoimi procesami: jego napięcia wewnętrzne sięgały niemal potencjałów przebicia. Prowadzony instynktem samozachowawczym, rozładował się, wygłaszając przemówienie, przełączywszy się uprzednio na komunikację akustyczną na wszystkich czterech kanałach:
- Na swoim stanowisku widziałem różnych ludzi, wszelako trzeba trzymać się przynajmniej podstawowych zasad, bo inaczej... Czy wyrażam się jasno?
„Jak najbardziej” – odparł ponuro gość. Obaj nie osiągnęły jeszcze stadium żarzenia na biało, ale świecili wyraźnie: kustosz na różowo, gość zaś liliowym światłem.

- Gdzie widzieliście takie liczby w naturze? – kontynuował fanatyk czystości naukowej.
- Spójrzcie przez ściany. Czy jest tam coś poza amorficznymi plamami i wirami, rozrzedzeniem i kondensacją? Spróbujcie je policzyć w wolnej chwili. I spróbujcie przy okazji znalezć dwa jednakowe plazmoidy, z osobna równe trzeciemu. Gdy znajdziecie, proszę przywlec je tutaj: przyznam Wam rację i przeproszę. Zresztą po co iść daleko - spójrzcie na mnie. Policzcie moje kończyny. No, ile dokładnie wyszło? A widzicie. Nawet nie pytam, ile jest mnie samego: inwentaryzator, klasyfikator, zapamiętywacz, kontroler techniczny, odbiorca, niszczyciel opracowań o niskiej wartości naukowej. I tak dalej. Czasami zdarza się nawet bywać wypraszaczem szczególnie natrętnych oddawców opracowań.
I spojrzał wyraziście na swojego rozmówcę.
„Proszę się nie fatygować” – syknął tamten i zaczął rozglądać się za swoim rękopisem, nie wiedząc, że został już spalony. Odkrywszy to, nie mógł powstrzymać swego oburzenia, a wyładowanie piorunującej mocy, wyrównujące poglądy i potencjały, wstrząsnęło oboma.

Ściany pękły i wpuściły chaos otoczenia.

Ocknąwszy się, kustosz spojrzał przede wszystkim na rzędy opracowań. „Patrz no, stoją sobie, i piorun ich nie bierze!” – pomyślał z podziwem. „Takie już są niewzruszone podstawy wiedzy naukowej!” Potem zajął się sobą. Oczywiście rozmowy z autorami, prostowanie zbłąkanych mózgów, sprawdzanie wytrzymałości autorów i ich dzieł – to wszystko rzeczy rutynowe, ale nie zaszkodziłoby pozbierać się do kupy...
„Każdego Deltańczyka cechuje pragnienie ideału” – pomyślał, osiągając stan uporządkowania. „Prędzej czy później ktoś musiał wymyślić idealne liczby punktowe. Kto wie, może nie było potrzeby palić rękopisu, niech by sobie stał wśród innych? Zresztą jak autor okaże się wytrzymały, przyjdzie ponownie…”

A pechowy autor odzyskał przytomność dopiero w jonosferze. Czuł się nieswojo. Może dlatego, że zmienił się wewnętrznie do niepoznania. „I czemu to ja tak desperacko rzucilem się na liczby rozmyte? Ostatecznie nigdy  nie widziałem tych punktów na oczy... Co prawda dzieło przepadło z kretesem, no ale w końcu to i tak nie moja specjalizacja…”

Spojrzał w niebo. W tym samym momencie kustosz, korektor, kontroler, klasyfikator, odbiorca i niszczyciel skończył restrukturyzację strukturalną i także skierował wzrok w górę. Wszystkie słońca już zaszły, po czarnym niebie rozmazała się gwiezdna bryja, gęstniejąca na wschodzie i przerzedzająca się na zachodzie. Bryja płynęła, świecąc i mieniąc się, a żaden migoczący punkt nie zakłócał harmonii nieba Delty.



Oryginał tu:
https://www.rulit.me/books/ya-ponyatno-govoryu-read-9824-1.html
« Ostatnia zmiana: Czerwca 15, 2024, 07:53:37 am wysłana przez Lieber Augustin »

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #978 dnia: Czerwca 16, 2024, 01:44:26 am »
Dobre, w tradycji finału "Podróży dwudziestej piątej" i "Nastania nocy", ale jakby głębsze. Ten Tretiakow był autorem?
https://ru.wikipedia.org/wiki/Третьяков,_Владимир_Евгеньевич
Ciekawe też, czy Kandel znał, bo jego "Fuzzy Logic" idzie w nieco podobnym kierunku:

FELIX: Udowodnię panu nierzeczywistość tego świata.
   DR BENJAMINE: Zgoda.
   FELIX: Jeśli to wszystko istnieje naprawdę, doktorze Benjamin,
dlaczego dłużej zabiera panu dotarcie do celu podróży niż powrót z
niego?
   DR BENJAMINE: Nie pojmuję. To jedno z praw natury. Idę do kliniki
- zabiera mi to dziesięć minut. Wracam w trzy. Pomyśl, o ile trudniej
byłoby iść gdziekolwiek wiedząc, że powrót zajmie ci tyle samo czasu.
   FELIX: W realnym świecie odległość nie zmienia się w zależności od
kierunku. Odległość jest równa prędkość razy czas. Kropka. Jeśli ktoś
idzie w tym samym tempie, odległość, jaką przebywa, jest wprost
proporcjonalna do czasu, jaki idzie. TO jest prawo natury, doktorze
Benjamin. Podstawowe prawo Newtona. Uczyli nas tego w szkole
średniej, a może nawet pod koniec podstawowej.
   DR BENJAMINE: Interesujące.
   FELIX: A ten pomysł z wielokrotnymi ludźmi i ich liczbą zależną od
pozycji w hierarchii jest zupełnie idiotyczny.
   DR BENJAMINE: Masz na myśli...
   FELIX: Na przykład, jest sześciu doktorów Hopkinsów.
   DR BENJAMINE: Im więcej obowiązków ma do wypełnienia dana
osoba, tym więcej miejsc wolno jej zajmować jednocześnie. Nie ma w
tym nic irracjonalnego. Gdyby tak nie było, życie stałoby się niemożliwe.
Jak mielibyśmy funkcjonować?
   FELIX: Poza tym w realnym świecie nie można być w dwu miejscach
jednocześnie. (Na stronie.) Chyba, że jest się chmurą elektronową albo
jednym z tych egzotycznych zjawisk rodem z mechaniki kwantowej,
których nikt nie rozumie.
   DR BENJAMINE: Pomyśl o tych wszystkich komisjach, w których
doktor Hopkins musi pracować. Nie byłby w stanie...
   FELIX: I to trzymanie kciuków, gdy najjaśniejsza gwiazda twojej
osobistej konstelacji osiąga azymut. Jak dorosły człowiek może brać coś
takiego serio? Śmiechu warte.
   DR BENJAMINE: Każdy człowiek ma tylko trzy specjalne życzenia na
całe życie. Musi więc być niezwykle ostrożny, by nie zmarnować...
   FELIX: Tam, skąd pochodzę, życzenia się same nie spełniają, czy się
trzyma kciuki, czy nie.
   DR BENJAMINE: To musi być ponury kraj. Ten, z którego
pochodzisz.
   FELIX: A o związkach przyczynowo-skutkowych można tu zapomnieć.
Ten sposób, w jaki rzeczy się pojawiają. Samochody, baseny, domy.
   DR BENJAMINE: To prawda. Ale przecież w końcu ktoś musi za to
zapłacić. Albo wybudować. To z całą pewnością przyczyna i skutek.
   FELIX: A przy grze w kule? Musicie mieć zawsze w ręku dużą liczbę 
dodatkowych kul, nieprawdaż?
   DR BENJAMINE: Do czego zmierzasz?
   FELIX: Kula leci w górę i nie ma jej przez połowę czasu.
   DR BENJAMINE: I co w związku z tym?
   FELIX: Tam, skąd pochodzę, wszystko, co leci w górę, musi w końcu
spaść.
   DR BENJAMINE: Wszystko, co leci w górę, musi spaść? Jeśli to
byłoby prawdą, Feliksie, fontanny, na przykład, nigdy nie wymagałyby
dodatkowej wody. Można by mieć tyle fontann, ile dusza zapragnie.
Miasto miałoby nie jedną, lecz kilkadziesiąt. Poza tym ta twoja zasada 
nie jest symetryczna. A może jest ? Jeśli wszystko, co leci w górę, w
końcu spadnie, to także wszystko, co spada, powinno  kiedyś wzlecieć w
górę - ale tak nie jest, prawda? W takim przypadku deszcz padałby przez
połowę czasu w górę, zgadzasz się ze mną? A przecież tak nie jest, czy
tak?
   FELIX (do siebie, wspierając głowę na dłoni): Czasem wydaje mi się,
że jestem w przedszkolu, a dyskusja toczy się na temat
równoległościanów w przestrzeni n-wymiarowej.
   DR BENJAMINE: Słucham?
   FELIX: I to ubranie. (Spogląda na szlafrok i wzdycha.) Kto to
zaprojektował?
   (Długa przerwa. W Camden College dr Benjamine odkłada kredę i
traci koncentrację. Widzi, jak jego szansa na awans spływa do ścieku w
akompaniamencie długiego, przygnębiającego, spiralnego bulgotu.
Studenci kręcą się niespokojnie na swoich miejscach. W końcu Felix w
Bradford Specific zaczyna mówić...).
      Prowadzili badania nad paralogiką. Chciał pan usłyszeć, jak to
wszystko się zaczęło, prawda, doktorze? Benjamin, tak? Nie jestem już
tak dobry w zapamiętywaniu nazwisk. Przebyłem już tyle światów lub
raczej nieświatów, albo quasiświatów, cokolwiek to znaczy. Nie będę
panu opisywał wszystkich krok po kroku. To zajęłoby wieczność. A poza
tym to nieciekawe. Tak nieciekawe, jak ten wasz mały świat. Dlatego, że
nie istnieje naprawdę, rozumie pan? Gdy rzeczy nie istnieją, można nimi
dowolnie manipulować, same w sobie nie mają żadnego znaczenia, jak
manekiny za szybą sklepu lub jak monety z czerwonego plastyku, które
kiedyś, dziesięć lat temu, dawały wstęp na jakąś zabawę, gdzieś w jakimś
dawno zapomnianym miejscu.
   Kalifornia była już planetą, wyspą koło Bermudów, miastem w stanie
Utah, czymś w rodzaju biblijnego Tofetu lub metafizycznego więzienia
dla niewierzących (niech mnie pan nie prosi o bliższe wyjaśnienia), firmą
produkującą okulary, przytułkiem dla samotnych matek, wulkanem i setką
innych rzeczy. Przestałem to wszystko zapisywać już dawno temu.
   To właśnie w prawdziwej, oryginalnej Kalifornii, na Uniwersytecie w
Berkeley, przeprowadzono ten eksperyment z sieciami neuronowymi i
ludzkim mózgiem. Jakiemuś postrzelonemu profesorowi udało się zdobyć
grant NSF na ten bezsensowny, nikomu niepotrzebny projekt. Aha, NSF
to National Science Foundation. Dla pana to musi brzmieć jak suahili,
doktorze Benjamin.
   Nie ulega wątpliwości, że eksperyment był pociągający dla jakiegoś
dupka z Waszyngtonu.
   Nie, nie waszego Waszyngtonu.
   Zgłosiłem się na ochotnika jako obiekt badania. Widzi pan,
studiowałem wtedy psychologię. Och, znowu pan pewnie nie rozumie.
Studenci psychologii są ciągle wykorzystywani jako króliki
doświadczalne - to tradycja, która sięga czasów jeszcze przed Skinnerem.
Oglądamy obrazki lewym okiem, potem prawym okiem, zapamiętujemy
słupki liczb, trwamy w bezsenności, chodzimy z przypiętymi elektrodami,
łykamy placebo, reagujemy na wynajętych aktorów w trudnych
sytuacjach grupowych, podczas gdy ludzie za lustrami robią notatki; ze
stoickim spokojem obnażamy żyły przed strzykawkami do pobierania
krwi. W tym konkretnym eksperymencie mieli zamiar wpuścić jakiś
superkomputerowy program Z do mojego ośrodka koordynacji,
położonego gdzieś w lewej półkuli. Nazywa się chyba cortex -
zapomniałem już łacińską anatomię. Chodziło też o jakąś substancję
hormonalną podobną do progesteronu.
   Żadna z tych rzeczy nie powodowała u mnie szczególnie
nieprzyjemnych uczuć. Kładziesz się, a maszyny szumią nad twoją głową.
Co jakiś czas ktoś pyta cię, jak się czujesz. Trochę słabo poczułem się
tylko w jednym momencie - gdy ładowali we mnie tę swoją
supernowoczesną paralogikę. Pojawiło się lekkie uczucie pływania, lecz
myślałem, że nie ma nic wspólnego z eksperymentem. Myślałem, że to po
prostu dlatego, że zbyt długo byłem pozbawiony kofeiny.
   Od której jestem uzależniony.
   Pamiętam, jak profesor Stanley pomagał mi usiąść mniej więcej godzinę
później, gdy zabrali już te swoje wykresy, skany i zdjęcia. Zapytał mnie,
czy życzyłbym sobie filiżankę... filiżankę herbaty. I pamiętam, jak
odpowiedziałem: "Czy chcę filiżankę herbaty? Czy papież jest
katolikiem?" - z tym, że nigdy nie dotarłem do słowa "katolik". Moje usta
uformowały się na "p", wargi zetknęły, gotowe rozewrzeć się z
niewielkim pyknięciem, ponieważ "p" jest zgłoską jednocześnie
dwuwargową i wybuchową, również bezdźwięczną, gdy...
   Mój sposób myślenia, widzi pan, stał się dziwnie metodyczny, a
poczucie czasu przestawiło się na kompletnie inne tory,  jak bym wziął
jakiś silny narkotyk. Czas spowolniał prawie do zatrzymania, a ja
kontemplowałem to drugie "p" w "papieżu", nie za bardzo mogąc dojść
do konkluzji, którą było to niewielkie pyknięcie, poprzedzające miękkie
przejście do "e".  Zacząłem też rozważać szersze zagadnienie: dlaczego
w naszym języku są dwa "ż". Chodzi mi o to, że moglibyśmy
zdecydować się na "ż" lub "rz", skoro i tak nie ma różnicy w ich
wymowie. Mamy dwudziesty wiek, prawie dwudziesty pierwszy, a nasza
kultura chyli się stopniowo ku gospodarczemu, społecznemu, moralnemu,
a nawet lingwistycznemu upadkowi.
   Nagle znalazłem się jakby kilkaset lat wcześniej, kiedy nadmiar zgłosek
nie był dla nikogo problemem. Niezwykle żwawa i głośna zakonnica
strofowała wszystkich dookoła. Zakonnica pojawiła się zapewne przez
skojarzenie z papieżem i moje żartobliwe pytanie o jego katolicyzm, choć
jak już wcześniej wspomniałem, nigdy nie udało mi się dotrzeć do słowa
"katolik". W każdym razie nie w tym świecie.
   Powinienem chyba powiedzieć raczej: w tamtym świecie.
   Pomiędzy tym światem a tamtym i jeszcze którymś, doktorze Benjamin,
spędziłem dużo czasu w stanie całkowitego zdezorientowania.
Szczególnie, gdy zdałem sobie sprawę, że to nie halucynacje. Choć
aksjomaty ulegały zmianie, twierdzenia i wypływające z nich za każdym
razem wnioski postępowały (proszę wybaczyć mi tę metaforę), jak
żołnierz, maszerujący krok w krok za drugim. Ta cykliczna logika nie
była ani trochę para. Halucynacje, nawet te najbardziej sugestywne, nie
dają takiego efektu. Nie trwają także przez miesiące i lata bez żadnych
dodatkowych objawów, jak chociażby czkawka.
   Odkryłem, że to ja zapoczątkowywałem moje skoki z jednego świata
do drugiego. Działo się to wtedy, gdy mówiłem - lub raczej próbowałem
powiedzieć - słowo "herbata". Oczywiście z tym wyjątkiem, że nie było
to tak naprawdę słowo "herbata", ponieważ gdyby właśnie "herbata" była
tym słowem i bym je wypowiedział, chwilę później już by mnie tu nie
było, a pan zostałby w tym pokoju sam ze sobą lub, być może, przestałby
pan istnieć... Tak naprawdę nie wiem, co by się z panem stało.
   To nie herbata, lecz inny popularny napój, który podaje się w
filiżankach i zawiera kofeinę. Jest ciemnobrunatny, zaczyna się na literę
"k" i przyrządza się go ze zmielonego ziarna. Wracając do mojej
opowieści - gdy profesor Stanley zaproponował mi filiżankę herbaty, tak
naprawdę chodziło mu o filiżankę czegoś innego, czego nie mogę nazwać
lub raczej nie chcę nazwać, bo, szczerze mówiąc, mam już dość tych
cholernych skoków.
   I w żadnym z tysięcy, a może nawet milionów światów, które
odwiedziłem, o czym pan oczywiście nie może wiedzieć, nie było napoju
"k", za filiżankę którego, może mi pan wierzyć, chętnie zaprzedałbym
duszę diabłu. Czasem jak zamknę oczy, prawie czuję ten zapach. Zapach
ziemi, ciemnej, żyznej gleby, bambus, gęste, wilgotne zarośla i cierpliwi
ciemnoskórzy tubylcy, rozmawiający cicho, z zadowoleniem o mało
istotnych rzeczach w cieniu dużych liści w kształcie ostrza.
   To właśnie jest rzeczywistość. Rzeczywistość, którą tak długo i uparcie
starałem się przywrócić. Na próżno. To jak wędrowanie po pokojach
labiryntu. Wie pan co to znaczy, doktorze? Labirynt luster, labirynt drzwi,
a ja idę od lustra do lustra i od drzwi do drzwi. Wymawiając... to
dwusylabowe zaklęcie.
   I nie mogę się wydostać.
   Nazywam się Felix Yuhas. Moi rodzice, John i Lavinia, byli
nauczycielami. Dorastałem w Muncie w stanie Indiana. Potem poszedłem
na studia do Berkeley. W pracowni komputerowej wengramowali swój
program Z do mojej kory mózgowej, podmienili moją własną sieć
neuronową, tak przypuszczam, na jakąś inną - nieludzką, i na pewno
właśnie to wepchnęło mnie w ten przypuszczalnie nieskończony nurt,
matrycę kontinuów, cokolwiek to znaczy.
   Lub, jeśli pan woli, matrycę ciągłych rzeczywistości.
   Coś jakbyśmy wszyscy byli tymi srebrnymi kuleczkami albo kulkami od
łożysk, poukładanymi w zagłębieniach kawałka tektury - znacie w
waszym świecie ten rodzaj zabawek do trenowania zręczności ręki?
Wszystko przykryte jest plastykowym wieczkiem - i jedna z tych kul
wypadła z powodu jakiegoś głupiego eksperymentu. Teraz toczy się od
jednej dziury do drugiej, zbyt szybko jednak, by dało się ją zatrzymać w
pustym zagłębieniu. Grający musi więc bardzo ostrożnie potrząsać
zabawką, by ustawić kulkę w prawidłowej pozycji i jednocześnie ją
spowolnić.
   Byłem już szambelanem w Delaware, niewolnikiem na galerach na
Missisipi, sprzedawałem ubezpieczenia w Stanach Zjednoczonych Prus,
pompowałem benzynę w centrum sklepowym nad zatoką w Południowej
Dakocie, jeśli to cokolwiek dla pana znaczy, a także pracowałem jako
praczka w burdelu wysokiej kategorii pod Bostonem. Miałem tuziny żon,
psów, kotów oraz jedno czy dwoje dzieci. Zwykle wytrzymuję to jednak
tylko przez tydzień.
   Mam kłopoty ze spaniem i zawsze jestem zmęczony. To tak, jakby stale
zmieniać strefy czasowe. Śni mi się, że piję, wie pan co - ten cudownie
aromatyczny i głęboko odprężający napój, którego filiżankę profesor
Stanley zaproponował mi nieokreśloną liczbę lat, a może już dekad temu.
   Dwukrotnie byłem na księżycu. Dziesięciokrotnie w izbie wytrzeźwień.
Także około dziesięć razy dekorowano mnie za odwagę w walce. Pociski
jednakże zawsze mnie omijały, szable i kopie zawsze chybiały, czy to na
polu bitwy czy poza nim, więc nie mogę uważać się za szczególnie
odważnego. Myślę, że program Z ma jakąś podprocedurę, która nie
pozwala, by moje biologiczne istnienie zostało przerwane. Raz czy dwa
próbowałem popełnić samobójstwo, lecz to również mi się nie udało... jak
pan wie.
   DR BENJAMINE: Próbowałeś samobójstwa, ponieważ czułeś, że nic
nie mogło wyrwać cię z twojego stanu. Czułeś, że żyjesz w śmiesznym
nierealnym świecie i nie potrafisz powrócić do prawdziwego życia.
   FELIX: Gdzie prawa natury mają sens, a nie są wyciągane jak króliki z
kartonowego kapelusza.
   DR BENJAMINE: Nie jestem pewien, co miałeś na myśli, mówiąc o
kartonowym kapeluszu.
   FELIX: Wydaje mi się, że myślałem o doktorze  Seuss.
   DR BENJAMINE: To psychiatra?
   FELIX: Pseudonim. Naprawdę nazywa się Giesel albo Geisel. To bez
znaczenia. Nie żyje.
   DR BENJAMINE: Prawa natury w tym świecie, który nazywasz
domem, wydają mi się takie nieprzejednane. Takie surowe, bezlitosne.
   FELIX: To prawda. Takie właśnie są.
   DR BENJAMINE: Nie można być w dwu miejscach jednocześnie. Nie
można mieć specjalnych życzeń. I odległości są takie same we
wszystkich kierunkach, bez względu na to, w którą stronę się idzie.
   FELIX: A najkrótsza droga między dwoma punktami to zawsze i tylko
linia prosta.
   DR BENJAMINE: Naprawdę?
   FELIX: To są PRAWA. Nie da się ich naginać. Nie ma od nich
wyjątków - jeśli je znajdziesz, prawa przestają być prawami. Fizyczne
prawa wszechświata są jak... jak żelazne pręty klatki, więzienia. Osoba
znajdująca się w środku zupełnie ich nie obchodzi.
   DR BENJAMINE: A ty byłbyś szczęśliwy, mogąc powrócić do tego
więzienia?
« Ostatnia zmiana: Czerwca 16, 2024, 05:01:14 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Lieber Augustin

  • God Member
  • ******
  • Wiadomości: 2669
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #979 dnia: Czerwca 16, 2024, 09:11:15 am »
Ten Tretiakow był autorem?
https://ru.wikipedia.org/wiki/Третьяков,_Владимир_Евгеньевич
Raczej nie. Imię odojcowskie się nie zgadza:
https://www.fantlab.org/work182737
Może ten?
https://samolit.com/authors/1453/

Notabene, tenże autor ma w swoim dorobku opowiadanko "W odwiedzinach u kurdla", inspirowane, jak sama nazwa wskazuje, "Podróżą czternastą":
https://topreading.net/bookread/90901-vladimir-tretyakov-v-gostyah-u-kurdlya

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13709
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #980 dnia: Czerwca 16, 2024, 11:21:27 am »
Może skoro nie chcesz LA iść w dyplomację - to zostań przynajmniej tłumaczem literatury na polski ;) ?

Opowiadanko w klimatach lemowskich nie ma co. Apropos treści - jak mi jeszcze wydawało się, że mogę być wszystkim (powiedzieli mi: możesz zostać kim chcesz - to zostałem telewizorem ;) ) - więc jak mi się tak wydawało, to wymyśliłem taką matematykę, w której nie było nieskończenie wielu liczb +/- całkowitych, trochę jak z dodawaniem prędkości, których suma nie może przekroczyć prędkości światła. Wymyśliłem rzecz jasna czysto ideowo, że będą tam takie działania, które sprawią, że ten górny kres nigdy nie będzie mógł być osiągnięty. Zdawało mi się, że taka matematyka będzie lepsza do zastosowań w fizyce, bo wiadomo, różne procesy fizyczne kończą się na jakiejś liczbie, temperatura nie może spaść niżej zer bezwzględnego, prędkość wzrosnąć powyżej Vc itd. Ale zdałem sobie sprawę, że reguły tej nowej matematyki, trzeba będzie wyrazić "stara matematyką", czyli, że to jednak słaby pomysł ;) .

Wziąłem się przy niedzieli za ten stożek. Włosy rwałem z głowy bo nic nie wychodziło, aż odkryłem, że źle pamiętam wzór na powierzchnię boczną stożka a mianowicie wydawało mi się, że to Pi(R-r)l. Minus a nie plus (na oko zresztą wygląda logiczniej, skoro z całego stożka oberżnięty jest kawałek). Nie mogłem w to uwierzyć, aż sobie na piechotę ten wzór wyprowadziłem i jednak jest tam plus. Nawiasem mówiąc bardzo to dziwne, że powierzchnia boczna stożka ściętego jest równa powierzchniom bocznym dwóch stożków o tworzących równych tworzącej stożka ściętego i promieniach podstawy równych promieniom obu jego podstaw. Dziwne.


Na koniec oczywista skomplikowałem, bo mi wyszło, że zamiast kąta alfa wygodniej będzie użyć alfa/pół. No ale po krótkiej walce wyszło to samo ;) . Ciekawe, że obyło się bez warunku czworokąta opisanego na kole.









Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7023
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #981 dnia: Czerwca 16, 2024, 12:00:44 pm »

Na koniec oczywista skomplikowałem, bo mi wyszło, że zamiast kąta alfa wygodniej będzie użyć alfa/pół. No ale po krótkiej walce wyszło to samo ;) . Ciekawe, że obyło się bez warunku czworokąta opisanego na kole.
No, nie chodzisz na skróty :D
Ale super ten sposób na połówkę kąta.
Czyli mamy to zadanie rozwiązane na 3 sposoby - bo chociaż ja z LA wyszłam z warunku czworokąta - to losy po drodze inne:)
Pozostaje zbadać tego sinusa, ale to zostawiam wam - od lat nie badałam funkcji trygo...taże z przyjemnością sobie powtórzę rozkminiając wasze rozwiązanie;)

Cytuj
Nie mogłem w to uwierzyć, aż sobie na piechotę ten wzór wyprowadziłem i jednak jest tam plus. Nawiasem mówiąc bardzo to dziwne, że powierzchnia boczna stożka ściętego jest równa powierzchniom bocznym dwóch stożków o tworzących równych tworzącej stożka ściętego i promieniach podstawy równych promieniom obu jego podstaw. Dziwne.
Jak teraz zestawiłam te wzory na Pb całego stożka i ściętego to faktycznie przeczą intuicji - znaczy dodanie tego małego promienia...jak więcej ma dać mniej?  :-\

Alele...czy nie rzecz w l - tworzącej? One są różne?

Psss...nawiasem mówiąc - ciekawe czy taki wzór z odejmowaniem promieni i mnożeniem przez l całego stożka byłby ok dla jakiegoś (idealnego?;) stożka ściętego? Że odcinamy go na jakieś konkretnej wysokości - np. 1/3 do 2/3.

« Ostatnia zmiana: Czerwca 16, 2024, 12:08:47 pm wysłana przez olkapolka »

Hoko

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 3084
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #982 dnia: Czerwca 16, 2024, 03:51:11 pm »


Opowiadanko w klimatach lemowskich nie ma co. Apropos treści - jak mi jeszcze wydawało się, że mogę być wszystkim (powiedzieli mi: możesz zostać kim chcesz - to zostałem telewizorem ;) ) - więc jak mi się tak wydawało, to wymyśliłem taką matematykę, w której nie było nieskończenie wielu liczb +/- całkowitych, trochę jak z dodawaniem prędkości, których suma nie może przekroczyć prędkości światła. Wymyśliłem rzecz jasna czysto ideowo, że będą tam takie działania, które sprawią, że ten górny kres nigdy nie będzie mógł być osiągnięty. Zdawało mi się, że taka matematyka będzie lepsza do zastosowań w fizyce, bo wiadomo, różne procesy fizyczne kończą się na jakiejś liczbie, temperatura nie może spaść niżej zer bezwzględnego, prędkość wzrosnąć powyżej Vc itd. Ale zdałem sobie sprawę, że reguły tej nowej matematyki, trzeba będzie wyrazić "stara matematyką", czyli, że to jednak słaby pomysł ;) .


Ale przecież ten kres nie może być osiągnięty - bo nie ma największej liczby. Jeśli zaś masz na myśli, że nie ma czegoś takiego jak nieskończoność, to OK, ale droga do tego nie tędy - i też mi to dawno przyszło do głowy. A jeśli idzie o "dochodzenie do kresu", to stawiam, że tak właśnie może być z modną ostatnio AGI (artificial general intelligence). Chociaż może być, że to ogólnie jest bujda - tak samo jak osobliwość Kurzweila.

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13709
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #983 dnia: Czerwca 16, 2024, 07:15:20 pm »
Hoko - rojenia nastolatka. Tym niemniej jaki problem wprowadzić mechanizm mniej więcej taki jak w transformacji Lorentza, aby nie dało się policzyć do więcej niż (poza świadomością, że da się policzyć więcej)?


W ogóle zapomniałem, że w zadaniu chodziło o zbadanie funkcji. Mnie wyszło tak (nie cierpię pochodnych w trygonometrii):
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Lieber Augustin

  • God Member
  • ******
  • Wiadomości: 2669
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #984 dnia: Czerwca 16, 2024, 08:38:06 pm »
Nie przestajesz mnie zadziwiać, maźku. Pomysł z połówką alfa wydaje mi się nie dość że nietrywialny, ale w dodatku jeszcze nad wyraz elegancki.
Zdejmuję kapelusz i chylę głowę :)

Co do Twojej alternatywnej matematyki, to nie widzę przeciwwskazań, by postulować, dajmy na to, istnienie górnej granicy sumy zbioru liczb naturalnych. W jednowymiarowej przestrzeni "liniowej", o stałej odległości między elementami zbioru (1, 2, 3, ...), owszem, takiej granicy oczywiście nie ma. Ale wystarczy odwzorować N w zbiór N' o innej metryce przestrzeni, tzn. o innej odległości między każdą parą elementów tego zbioru, a wszystko się zmienia. Dla przykładu, niech zajdzie transformacja
N -> N'=1/N^2
W takiej nieliniowej, zakrzywionej, acz nadal jednowymiarowej przestrzeni suma wszystkich liczb naturalnych dąży do pi^2/6
https://pl.wikipedia.org/wiki/Problem_bazylejski


@olka
Cytuj
Psss...nawiasem mówiąc - ciekawe czy taki wzór z odejmowaniem promieni i mnożeniem przez l całego stożka byłby ok dla jakiegoś (idealnego?;) stożka ściętego? Że odcinamy go na jakieś konkretnej wysokości - np. 1/3 do 2/3.
Coś w ten deseń?

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13709
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #985 dnia: Czerwca 16, 2024, 10:30:30 pm »
I znów ten Euler był pierwszy! Natomiast gapa jestem, nie zauważyłem, że moje "l" na rysunku jest z podobieństwa trójkątów równe mojemu "R". Czyli wychodzi na to, że tworząca stożka ściętego jest sumą promieni jego podstaw...
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7023
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #986 dnia: Czerwca 16, 2024, 11:35:10 pm »
Coś w ten deseń?
Bardzo elegancko  i w ten deseń:)
Chociaż ten mój "idealny" wzór działałby tylko na stożek ścięty o konkretnej wysokości - takiego chyba nie ma;)

Cytuj
Czyli wychodzi na to, że tworząca stożka ściętego jest sumą promieni jego podstaw...
Wzór na tworzącą ściętego jest powiązany z promieniami i wysokością stożka ściętego:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sto%C5%BCek_%C5%9Bci%C4%99ty

To chyba suma promieni tego nie obleci?

Psss...super - jutro przyjrzę się badaniu:)
« Ostatnia zmiana: Czerwca 16, 2024, 11:40:51 pm wysłana przez olkapolka »

Lieber Augustin

  • God Member
  • ******
  • Wiadomości: 2669
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #987 dnia: Czerwca 16, 2024, 11:37:46 pm »
I znów ten Euler był pierwszy!
:D
Take it easy.
Ustąpienie pierwszeństwa takiemu Eulerowi to przecież żadna hańba, tylko zaszczyt...  ;) 8)

Czyli wychodzi na to, że tworząca stożka ściętego jest sumą promieni jego podstaw...
???
Udowodnij proszę, jeśli nie kłopot.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #988 dnia: Czerwca 16, 2024, 11:42:44 pm »
Może ten?
https://samolit.com/authors/1453/

Notabene, tenże autor ma w swoim dorobku opowiadanko "W odwiedzinach u kurdla", inspirowane, jak sama nazwa wskazuje, "Podróżą czternastą":
https://topreading.net/bookread/90901-vladimir-tretyakov-v-gostyah-u-kurdlya

Dzięki. Czyli wszystko w lemowskiej rodzinie by zostało ;). Swoja drogą wyjdzie na to, że fizycy - bo i on, i Dragan - widzą skąd matematykom nogi wyrastają ;). Trzeba dokonać zmiany na stanowisku królowej nauk? ;)

Hoko - rojenia nastolatka.

Gdybyż wszyscy nastolatkowie o takich rzeczach roili... ::)
« Ostatnia zmiana: Czerwca 16, 2024, 11:55:24 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7023
    • Zobacz profil
Odp: Matematyka krolowa nauk ;)
« Odpowiedź #989 dnia: Czerwca 17, 2024, 12:31:13 am »
Ja zwartusieję - przecież to, że tworząca jest sumą promieni wynika z warunku opisania czworokąta na okręgu: sumy przeciwległych boków są równe.

Czyli 2r+2R= 2l => l=r+R

I korzystaliśmy z tego warunku z LA ;D

Ciekawym jest więc dlaczego oficjalnie nie podaje się tego gotowca - tylko ten z pierwiastkiem.

W dodatku ten z pierwiastkiem mi się nie podoba, bo jeśli to jest z Pitagorasa, to mamy trójkąt z przeciwprostokątną l i przyprostokątnymi h= i R-r/2 ? :-\


Skreślam! Już mi się podoba wzór z pierwiastkiem ;D
To z Pitagorasa w trójkącie trapezowym.
Przyprostokątne to h i (R-r)....przecież ten kawalątek podstawy trapezowej to 2R-2r/2...po skróceniu R-r....trzeba ciągle pamiętać, że te podstawy są po dwa promienie :P
« Ostatnia zmiana: Czerwca 17, 2024, 12:47:59 am wysłana przez olkapolka »