Nawiasem, czytałem to opowiadanko Moorcocka. Prawdę mówiąc, nie sprawia specjalnego wrażenia.
Nie sprawia. I nie chodzi o to, czy komu uczucia r. depcze, tylko o fakt, że Moorcock kiepskim pisarzem jest, choć zapewnił sobie sławę (i wykreował - w cyklu o Elryku - typ bohatera, którym się do dziś twórcy
paranormali żywią), bo szokował i dekonstruował kiedy było na to zapotrzebowanie (i zanim się ograne stało), a nadto - jak zgaduję - nie wypadało powiedzieć wpływowemu wydawcy brytyjskiej Nowej Fali SF, że pisze gorzej, niż jego protegowani - Ballard z Aldissem (mówiąc nawiasem: na podobnej zasadzie - IMHO - stał się gwiazdą i Ellison).