Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 981 982 [983] 984 985 ... 1167
14731
Hyde Park / Odp: Sprawy różnakie
« dnia: Marca 23, 2009, 09:08:31 pm »
Ja mam tego typu uczucia włóczącz się tu po Paryżu, w Cite Universitaire. Pełno świetnych pomysłów - samo stworzenie międzynarodowego miasteczka uniwersyteckiego, gdzie klimat jest tak pro-naukowy, że kosmos, na budynkach, zresztą bardzo dostojnych  (m.in. projekty Le Corbusier'a) pełno czysto świeckich ornamentów, rzeźby naukowców, atomów, planet etc. etc...

W ramach mojej obsesji ;) poszukiwania związków między SF, a życiem, zastanawiam się czy Neal Stephenson, autor takiego oto opisu:

"Hackworth zboczył ze swojej trasy do Hali Merkle'a. Budynek był utrzymany w stylu gotyckim i miał duże rozmiary, jak większość budowli Działu Projektowego. Wysokie sklepienia ozdobiono prawdziwymi freskami malowanymi na gipsie. Ponieważ cała budowla - z wyjątkiem fresków - wyrastała prosto z zasilacza, jej twórcom byłoby łatwiej wbudować mediatron w sklepienie i wyświetlać na nim
obraz fresku - który w dodatku można byłoby zmieniać od czasu do czasu - jednak neowiktorianie nigdy, a raczej prawie nigdy, nie uciekali się do takich tanich sztuczek. Prawdziwa sztuka wymagała oddania artysty. Wykonywało się ją tylko raz i jeśli człowiek coś spieprzył, musiał się nauczyć żyć z konsekwencjami.
Punktem centralnym fresku był klucz cybernetycznych cherubów, z których każdy wspierał na swych ramionach sferyczny atom wtapiający się w części środkowej obrazu w symbol wspólnej pracy - konstrukcję składającą się z kilkuset atomów promieniście symetrycznych wobec siebie i przypominających z daleka łożysko toczne lub piastę. Nad kluczem cherubów i ich wspólnym wysiłkiem unosił się stosunkowo duży i nie oddany w skali Inżynier, obleczony w białą szatę. Na głowie Inżyniera tkwił monokularny nanofenomenoskop, taki, jakich współcześnie się już nie używa ze względu na trudności z wyskalowaniem głębi widzenia, jednak spełniający na fresku bardzo istotną rolę, polegającą na podkreśleniu wyrazu nie zasłoniętego niczym drugiego oka Inżyniera, stalowobłękitnego, powiększonego, wpatrzonego w wieczność i nieskończoność niczym żelazny okulus z Arecibo. Inżynier podkręcał jedną ręką wypomadowanego wąsa, drugą zanurzał w nanomanipulatorze, czym dawał do zrozumienia - przez starożytny artystyczny zabieg nazywany błyskotliwie trompe l 'oeil - że podtrzymujące atomy cheruby tańczą tak, jak im zagra, niczym cybernetyczne syreny pląsające na falach politechnicznego Neptuna.
W narożnikach fresku przedstawiono rozmaitość pożytecznych zajęć. W górnym lewym rogu Feynman, Drexler, Merkle, Chen, Singh i Finkle-McGraw, siedzący na majestatycznej buckyballowej otomanie, wydawali się pochłonięci czytaniem ksiąg i czerpaniem z nich cennych wskazówek co do przebiegającej w centralnym punkcie fresku pracy, na którą wskazywali konstruktywnie krytycznym gestem. W górnym prawym rogu przedstawiono królową Wiktorię II, która mimo ostentacji mebla, na jakim ją usadzono - tronu z jednego kawałka diamentu - zdołała zachować spokój i pogodę ducha. Dolny fryz dzieła zapełniały maleńkie postaci, głównie dzieci z zatroskanymi matkami, ustawione w porządku chronologicznym. Po lewej stronie stały duchy minionych pokoleń, urodzonych za wcześnie, aby cieszyć się dobrodziejstwami nanotechnologii; duchy prześladowane (czego nie ukazano dosłownie, lecz artystycznie dano do zrozumienia) przez dawno zapomniane nieszczęścia, takie jak rak, szkorbut, wybuchy butli gazowych, wykolejenia pociągów, strzelaniny na drogach, pogromy, wojny siedmiodniowe, zawały kopalni, czystki etniczne, epoki lodowcowe, zabawy nożyczkami, połknięcie przepychacza do kanalizacji, ogrzewanie domów węglem, stratowanie przez wołu. O dziwo, żaden z duchów nie miał ponurej miny. Wszystkie wpatrywały się z nadzieją w pracę Inżyniera i jego cherubów, a ich milutkie, uniesione twarzyczki oświetlała światłość płynąca ze środka fresku, wyzwolona (jak przypuszczał obdarzony zmysłem dosłowności inżynier Hackworth) przez energię wiązań atomowych w trakcie drogi atomów do przypisanych im potencjalnie miejsc.
Dzieci zajmujące środek dolnego fryzu stały plecami do Hackwortha i artysta oddał tylko ich sylwetki. Wszystkie unosiły główki i ramiona, patrząc prosto ku światłu. Dzieci w prawym dolnym rogu stanowiły przeciwwagę dla anielskich zjaw z rogu lewego. Były duchami jeszcze nie narodzonych, którzy mieli korzystać z pracy Inżyniera w przyszłości, choć z pewnością nie mogły się już doczekać momentu swego przyjścia na świat. Stały na tle rozjarzonej, falującej kurtyny, przypominającej z oddali zorzę i będącej kontynuacją zwiewnych szat królowej Wiktorii II, siedzącej na tronie powyżej."

"Diamentowy wiek"

Zwiedzał to Cite, czy też takich miejsc jest na Zachodzie więcej. Jeśłi tak - zazdroszczę tym Zachodniakom...

Zazdroszczę tym bardziej, ze u nich nawet w kościołach można zobaczyć coś takiego:

(Londyński kościół sw. Jakuba, witraż ku czci A. Fleminga i penicyliny.)

14732
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Marca 23, 2009, 04:51:13 pm »
Zachęcony tyleż realistycznym "Szpitalem..." co kolejami swego życia miłosnego ;), zrobiłem powtórkę z "Kronik włoskich" Stendhala (z "Vaniną Vanini" na czele).

W "Księżnej Palliano" zwróciłem uwagę na rolę Przypadku w ludzkich działniach, i na to jak bardzo to co się dzieje, jest wypadkową różnych planów i okoliczności. Można powiedzieć, że w akcentowaniu przypadkowości Beyle jest wręcz prekursorem Lema.

W pozostałych "renesansowych", wysnutych z kronik, opowiadaniach uderzyło mnie okrucieństwo ówczesnych ludzi, i ówczesnego życia, i pocieszyłem się myślą, że dziś jesteśmy jednak dziś trochę bardziej cywilizowani. (Doskonały materiał do rozważań nad ludzką kondycją drapieżnej małpy.)

A w tytułowej "Vaninie..."? Siła charakteru, a może raczej charakterku, i miłosego egoizmu tej dziewczyny, szaleństwa młodzieńczej miłości (tych wszysykich, z perspektywy czasu, śmiechu wartych porywów emocjonalnych na granicy psychozy), ale i (tak mi się to jakoś z naszymi romantykami i tradycją martyrologiczną skojarzyło, ale i skontrastowało) pytanie o rolę patriotyzmu i sens straceńczej walki o idee, pytanie ile są one tak naprawdę warte?
Cytuj
"Co to jest ojczyzna? – powiadał sobie. – To nie jest istota, której bylibyśmy winni wdzięczność za dobrodziejstwo, która byłaby nieszczęśliwa i mogła nas przeklinać, jeśli jej chybimy. Ojczyzna i wolność to tak jak mój płaszcz; to rzecz, która mi jest pożyteczna, którą trzeba mi kupić, to prawda, o ile jej nie dostałem w spadku po ojcu; ale ostatecznie kocham ojczyznę i wolność, ponieważ te dwie rzeczy są mi użyteczne. Jeżeli nie mam z nimi co począć, jeżeli są dla mnie niby płaszcz w sierpniu, po co je kupować i to za olbrzymią cenę?"
Bardzo rozsądna, i dajaca asumpt do przemyśleń, uwaga, włożona w usta młodziutkiego patrioty-spiskowca-zapaleńca, przez autora zdecydowanie sympatyzującego z jego walką.
(Fajne też było, że tamtejsi patrioci spiskują przeciwko papieżowi ;D.)
No i finał jesr wspaniały - ironiczny i prawdziwy.

Ogólnie: rzecz wzbudziła we mnie sporo refleksji o kruchości i irracjonalności ludzkiego życia. I pokazała jak bardzo sfera emocjonalno-popędowa umie kierować naszym postępowaniem, choć mienimy sie ludźmi rozumnymi. I nawet jeśli dziś nie mordujemy się tak często jak renesansowi Włosi, irracjonalizm pozostał ten sam, choć może trochę go rozcieńczyliśmy przez te wieki.

(And one more thing: zgadzam się z opinią, z którą się kiedyś zetknąłem, że o ludzkiej naturze Stendhal ma do powiedzenia równie dużo co Dostojewski, acz robi to ze znacznie większą lekkością.)

Wykłady o Stendhalu
http://wyborcza.pl/1,75475,1010981.html

ps. a teraz biorę się za Pamuka:
http://wyborcza.pl/1,75517,6336138,Dom_ciszy_Pamuk__Orhan.html

14733
DyLEMaty / Re: kłopoty z globalnym ociepleniem
« dnia: Marca 23, 2009, 04:42:27 pm »
Straszą światem bez ozonu, i to b. poważne instytucje:
http://www.sciencedaily.com/releases/2009/03/090319090754.htm
(Myślałem, że temat freonów wyszedł z mody, a tu proszę bardzo.)

14735
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Szpital Przemienienia]
« dnia: Marca 18, 2009, 04:38:17 pm »
Tylko że Lem wcale taki wojujący nie był. Nie spotkałem żadnej jego atakującej czy napastliwej wypowiedzi - w książkach czy poza nimi - pod adresem religii. Ja bym powiedział, że był raczej mocno usadowiony w swoich poglądach, ale ich zbyt mocno nie szerzył. Chyba, że nie łapię jakiejś subtelności tego, co masz na myśli ;-)

Po mojemu to Lem miał po prostu zbyt duzo klasy, i intelektu, by być napastliwy, czy atakować. Natomiast co do szerzenia poglądów - pozwilę sobie nie zgodzić się. Owszem, Lem nie jest jakimś "szalonym misjonarzem", ale mówi jasno - i na ile okolicznosci ustrojowe pozwalają - otwartym tekstem to co sądzi na temat róznych (w tym religijnych) spraw. Czytałeś np. "Powtórkę"?

A co do tego jak ateizm Lema przejawiał się w życiu codziennym - polecam wywiad z Obirkiem, który wygrzebałem.

Zresztą jeśłi nawet Ksawery był wzorcem, który sobie Lem stawiał - nie wiem czy był, mówię, że się nad tym zastanawiam - to był to ew. wzorzec wymyśłony przez umysł jeszcze b. młody, choć jak widzimy, literacko już genialny, a widomo, że z wiekiem redefiniujemy swoje dązenia. (Ja na przykład mając tyle lat, co Lem wtedy, chicłem być strasznym sukinsynem ;).)

14736
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Szpital Przemienienia]
« dnia: Marca 18, 2009, 04:22:10 pm »
Wiecie co, tak mnie teraz nurtuje od jakiegoś juz czasu ile z Lema jest w samym Stefanie, a ile w Ksawerym, na ile ukształtował te postacie na swój obraz i podobieństwo. I czy jest możliwe, że Stefan to (oczywiscie przybliżony, w końcu to literatura) obraz tego jakim człowiekiem Lem wówczas był (choc wiem oczywisćie, że "Szpital..." nie ma nic wspólnego z autobiografią), a Ksawery wzorzec tego jakim dopiero się stawał (te próby "nawracania" księży, choćby), takie młodzieńcze, że pojadę Freudem, superego Mistrza.

ps. a'propos Lema i klasyki literackiej... (choć IMO Dukaj trochę zbyt czarno to maluje)




14737
Lemosfera / Re: Ateizm Lema?
« dnia: Marca 18, 2009, 04:06:44 pm »
Nudny wywiad z Obirkiem, rzucajacy jednak ciekawe światło na ateizm Lema:
http://wyborcza.pl/1,75475,5835377,Bog_potrzebowal_Lema.html

14738
Lemosfera / Re: Kolekcja Gazety Wyborczej
« dnia: Marca 18, 2009, 03:52:46 pm »
@Terminus

Dziękuję za miłe słowa :). Pomijając fakt, że lubię po prostu całości, domknięte serie etc, marzyło mi się od lat zobaczenie (bo, jak słusznie zauważyłeś, kupować więksozsci tomów nie mam już po co) kolekcji "Dzieł Wszystkich" Mistrza (zresztą nie tylko jego, paru innych klasycznych pisarzy też). Poza tym, pamiętałem jak się kiedyś nagimnastykowałem, by ten - rzadko wznawiany - "Obłok..." zdobyć, i sądzę, że sporo innych osób chciałoby go nabyć, a nie ma jak. Poza tym, każdy kolejny tom Kolekcji to okazja, że ktoś nowy sięgnie po niego (choćby przez przypadek), "zarazi sie" Lemem (i może nawet do nas zawita ;) ).

@AdamL

Witam, witam. Lem szanował ścisłe umysły, więc... ;)

@skrzat

Nie będę sie kłócił, ale w końcu "Kryminał..." też miał - z woli Lema - nie oglądać śwaitła dziennego ;).

I jeszcze raz wyrazy uznania za inicjatywę - tomy kolekcji to świetny materiał na prezenty, dla dobrze rokującego inteleltualnie potomstwa znajomych ;).

14739
Lemosfera / Re: Kolekcja Gazety Wyborczej
« dnia: Marca 17, 2009, 04:12:49 pm »
ale żeby wrzucić tyle apokryfów i esejów kosztem dość ważnej pozycji beletrystycznej

Apokryfów i esejów to Ty się tu nie czepiaj. Dzięki esejom możemy poznać poglądy Lema na wiele spraw (a są to poglądy warte poznania), natomiast apokryfy to poniekąd skondensowane (często genialne) lemowskie pomysły w stanie czystym.

(Tym nimniej marzy mi się kolekcja, w której i one i "Obłok..." zmieściłyby się bezkolizyjnie. Kolekcja wszystkich dzieł Mistrza. I mam cichą nadzieję, że jak będziemy tak nudzić ;) to się ona ukaże. Tzn, że na 33 tomach się nie skończy.)

14740
DyLEMaty / Re: Właśnie się dowiedziałem...
« dnia: Marca 17, 2009, 07:43:05 am »
Technologie rodem z "Predatora" znajdą  zastosowanie w wojsku?

(Źródło mocno podejrzane, ale rysunki fajne ;).)

14741
Lemosfera / Re: Kolekcja Gazety Wyborczej
« dnia: Marca 16, 2009, 11:45:35 pm »
Nie był zły, a'la Chandler. W każdym razie żal mi się zrobiło jak się urwał.

Swoją drogą, ze tak sobie częściowo offtopnę (mam nadzieje, że w znośnych granicach jednak) ciekaw jestem czym ten "Kryminał..." by się stał, gdyby Lem miał pomysł jak go skończyć, bo czytałem kiedyś w "Wejściu..." rozdział/felieton "O powieści kryminalnej". I bardzo byłbym ciekaw jak rozważania typu:

"Jakże często zbrodzień, stworzywszy sobie alibi, dajmy na to pod postacią partii brydża, w której bierze udział, mając do dyspozycji tych kilka minut, kiedy jest „stołem”, wspina się po linie na wyższe piętro, morduje ofiarę, zaciera wszystkie ślady, nieraz przebiera jeszcze trupa, aby trudniej było zgadnąć, kto, jak i dlaczego, myje się, wraca po linie i kończy robra, jak gdyby nigdy nic — lub nawet morderstwo (u poczciwej Agaty Christie) odbywa się właśnie w pokoju, w którym grają w karty, z tym że ofiara zdrzemnęła się na fotelu opodal, a zręczny zbrodniarz między jednym a drugim przebiciem lewy ścichapęk przekłuwa jej serce szpilką.
Tej doskonałości działań nic naturalnie w świecie rzeczywistym nie może odpowiadać; brydżyści słabo wspinają się po linach, mordowanie na czas jest bzdurą, a żaden najgłębiej uśpiony człowiek nie zemrze cicho, jak domaga się tego autor, kiedy poczną go nakłuwać publicznie sztyletem; za pozorami jakiegoś tam realizmu (pokój, kominek, zwyczajni ludzie, partia brydża) mamy w istocie przed sobą scenę równie fikcyjną, co rozmowa Jasia i Małgosi z przebranym za babcię wilkiem"


"Model amerykański przenosi po prostu akcent z intelektualnej satysfakcji rozwiązywania zawiłej łamigłówki na samą intrygę, czyniąc ją interesującą bieżąco i nieustannie (rozebrane kobietki, większa ilość krwi), a nie tylko poprzez element kunsztownie dawkowanej i rozciągniętej tasiemcowymi przesłuchaniami zwłoki. Okazało się, iż argument rozumowy ustępuje przed soczystym ciosem w szczękę. Różnice formalne konstrukcji są niewątpliwe, merytoryczne — żadne. Obu modelom brak autentycznej problematyki winy i kary, oba są puste, a wygniecione rozpustą łóżka, tlenione call girls w motelach i rzetelnie, z krwawym smakiem odrobione masakry, zrywające z symboliczną umownością romansu europejskiego, w którym trup jest tylko przesłanką działania policyjnego, a nie „rzeczą w sobie” do delektowania się — to po prostu kwestia ujawnienia i obnażenia tego, co kryminał klasyczny podawał zawoalowane i domyślne; różnice są ilościowe, nie jakościowe. Twórcy takich książek to precyzyjni konstruktorzy i projektanci intrygi w Europie, bądź dostawcy sadystycznych smaczków w Ameryce — wszystko jednak kończy się w obrębie opisów technicznych, a zrozumiałe, że technologię zbrodni dzieli od jej psychologii przepaść"

"Autorzy kryminałów są — w praktyce — preformistami, nie ewolucjonistami. Plan zbrodni powstaje z zasady — do tego prowadzi analiza faktów ex post – w umyśle zbrodniarza i następnie realizowany jest biegle i bez zakłóceń, wcielając się w życie z precyzją, która na myśl nasuwa chyba koncepcje harmonii przedustawnej. W fazie pierwszej działania mordercy wszystko „idzie”: wykonuje kolejne czynności akurat tak, jak je zamyślił, i tylko nadzwyczajności detektywa zawdzięczamy, że w następnej fazie, właściwego śledztwa, cały ów w życie (czy raczej w śmierć) wcielony mechanizm postępków zostaje z najwyższą dokładnością odtworzony. W fakcie tym — podobnej metodyki konstruowania akcji — kryje się jedno z największych, choć nieraz z trudnością (u biegłego zwłaszcza pisarza) wykrywalnych kłamstw całego gatunku. Mam na myśli zjawisko tak oczywiste, że wielu ludzi w ogóle nie zdaje sobie z niego sprawy. Oto jakiekolwiek, zaplanowane z góry, działanie ludzkie nadzwyczaj rzadko realizuje się w swej zamyślonej formie. Czynniki zewnętrzne, niezależne od planującego, wprowadzają drobne zmiany, korektury, potknięcia w trakcie urzeczywistniania zamysłu, i to, co zachodzi w materialnym świecie, jest z reguły wypadkową woli sprawcy i wszelkiego rodzaju wtargnięć, bądź zakłócających, bądź, rzadziej, sprzyjających, a jedne i drugie sterowane są ślepym trafem."

PPzełożyłyby się na fabułę, i jaki eksperyment otrzymalibyśmy. Widać jednak, gruntowna odnowa gatunku powieści kryminalnej okazała się zbyt trudnym zadaniem dla młodego Lema, a zbyt nieinteresującym (jak sądzę) dla dojrzałego.

14742
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Szpital Przemienienia]
« dnia: Marca 16, 2009, 10:03:02 pm »
Ciekawe przy tym, ze Ksawery (b. sympatyczna postać zresztą) jest tak podobny, do Stefana, a tak inny. Stefan milczy, zachowuje swoje refleksje dla siebie, podczas gdy Ksawery ma odwagę wręcz wykrzyczeć je głośno.

Ksawery traktuje Stefana jak bratnią "duszę" (choćby to Witaj, bracie w Eskulapie!), wciąga go w rozmowy, natomiast Stefan raczej go (jak się później okaże) unika. W każdym razie przyznam Ci, że Ksawery - jako postać "kradnie" dla siebie rozdział pierwszy, swoją wyrazistością spycha na plan dalszy resztę bohaterów (w tym - czyniącego wrażenie lekko zastrachanego - Stefana) i odruchowo budzi sympatię (podczas gdy bohater główny na tym etapie raczej mnie do siebie zniechęca).

14743
Lemosfera / Re: Kolekcja Gazety Wyborczej
« dnia: Marca 16, 2009, 09:35:09 pm »
Tak, czy siak chętnie bym ten "Obłok..." zobaczyl w roli 34 tomu.

14744
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Szpital Przemienienia]
« dnia: Marca 16, 2009, 06:24:02 pm »
Mnie szczególnie uderzył ten kawałek wypowiedzi Stefana-ojca:
Cytuj
Czy chciałeś przyjśc na świat? Prawda, że nie? No, nie mogłeś chcieć, kiedy cię nie było. Widzisz, ja też nie chciałem, żebyś ty przyszedł na świat. To znaczy chciałem syna, ale nie ciebie, bo przecież ciebie nie znałem, więc nie mogłem cie chcieć... Chciałem syna w ogóle, ale ty jesteś ten rzeczywisty...
bo o ile trudno odmówić tym słowom logiki, to jednak skierowane z ust ojca do syna (małego dziecka) brzmią dość okrutnie. Co innego gdyby taką logikę zastosować na jakimś wykładzie z "analizy postaw i pobudek rodzicielskich", ale mówić w ten sposób do dziecka.. które po usłyszeniu takich słów mogłoby raczej odpowiedzieć: "..ale to znaczy że jestem lepszy czy gorszy?"
Lem, na przykładzie ojca i syna, pokazał świetnie jak brak zrozumienia może wyniknąć nie ze złej woli, ale z patrzenia na świat nie tyle z innej perspektywy, co z zupełnie innej płaszczyzny.

Tak naprawdę, czy ta wypowiedź mogła być raniąca, lub nie, zależało do stopnia ówczesnej świadomości, i wrażliwosci Stefana-syna.

Zwróciłem natomiast uwage na to, że widać taki typ oderwanego od codziennej rzeczywistości ojca musiał wystepować w owych czasach dość często, skoro znajdziemy go też np. "Sklepach cynamonowych". (Można zresztą psychoanalitycznie zacząć rozważać na ile taki układ stosunków rodzinnych odpowiadał za widoczną nieśmiałość i zamknięcie w sobie głownego bohatera).

Przyznam jednak, że cała ta kwestia była dla mnie w pierwszym rozdziale marginalna, znacznie istotniejsza zdała mi się (widoczna i w zacytowanym przez Evangelosa fragmencie) dekonstrukcja ;) pogrzebowo-cmentarnego obyczaju (jak i obyczaju modlitwy) dokonana przez Lema. Były to wywody niezbicie logiczne i rzucajace światło na irracjonalizm ludzkich zachowań.

Choćby ten fragmencik:
Cytuj
Sprowadzając jednak motywy cmentarnej działalności ludzi do takich uczuć, nie sposób wytłumaczyć dbałości o wygodę zwłok, która każe zmarłych ubierać, kłaść im poduszeczki pod głowy i zamykać ich w futerałach jak najodporniejszych na działanie sił przyrody. Postępującymi tak musi powodować ciemna i nierozumna wiara w dalsze trwanie zmarłych — to okropne, przerażające żywego trwanie w ciasnym zamknięciu trumny, które widać lepsze być musi jednak w ich instynktownym mniemaniu od całkowitego unicestwienia i zespolenia z ziemią.

Ciekawe jednak, że powieściowy Stefan, choc świadomy tych faktów, sam nie jest od takiego irracjonalizmu wolny:
Cytuj
W owej chwili przeniknęła Stefanowi przez głowę bardzo głupia i makabryczna myśl, że osobą w trumnie na pewno był stryj Leszek, bo on zawsze lubił narwane kawały, nawet w uroczystych sytuacjach. Myśl tę zaraz stłumił, a raczej wyprowadził na płaszczyznę zdrowego rozumowania: że jest to absurd, a trumna zawiera nie stryja, a tylko jakąś pozostałość, jakąś resztę po jego osobie, tak żenującą i kłopotliwą, że dla jej usunięcia ze środowiska żywych obmyślono i zainscenizowano całą tę nieco długotrwałą, zawiłą i z lekka fałszem pobrzmiewającą historię.

Zwróciłem też uwagę na to, że mimo wojny wszyscy zaprezentowani nam Trzynieccy starają się toczyć normalne zycie, i jakby wypierają ze świadomości fakt wojennej klęski, sprawa wojny występuje dla nich na b. odległym planie.

14745
Zatem ad meritum, bez interpretowania nicków.

Jako że poprzedni wątek się unieważnił ze względu na to iż matura 2008 już za nami założyłem nowy.

Moze i wątek się unieważnił (choć w sumie dlaczego?), ale w starszym, podobnie brzmiącym, wątku znajdziez listę pozycji literackich i filmowych - śmiem sądzić - godniejszych uwagi niż filmy, które proponujesz, i bardziej związanych z tematem niż powieść Huberatha, która jest raczej pewną konstrukcją metafizyczną, i z futurologią nie ma nic wspólnego (co nie znaczy, że Huberath nie umiał tworzyć oryginalnych wizji przyszłości - vide połączone ze sobą pewnymi wątkami opowiadania "Spokojne, słoneczne miejsce lęgowe" i "Maika Ivanna"*, oba znajdziesz w zbiorze "Druga podobizna w alabastrze", lub w starych numerach "Nowej Fantastyki") .

Może więc wybierz coś stamtąd:
http://forum.lem.pl/index.php?topic=150.0

I pamietaj, by z lektur wyciągnąć własne wnioski, nie bazuj zbytnio na naszych podpowiedzaich, ani na pracach poprzedników.


* inna rzecz, że tamtych wizji też nie nazwałbym z czystym sumieniem futurologicznymi - futurologia stara się ekstrapolować przyszły rozwój na podstawie stanu aktualnego, Huberath wprowadził do swej wizji jedną podstawową zmienną "z sufitu", do czego zresztą jako pisarz SF miał pełne prawo.

Strony: 1 ... 981 982 [983] 984 985 ... 1167