Dzi, ja niczego nie definiuje. Jestem ateistą, tzn. że nie wierzę. Kropka. Są jeszcze powody tego, że nie wierzę i o nich pisałem ("ateistą jestem także i z tych powodów"). Nie wiem czemu doszukujesz się w moich słowach definicji ateizmu.
Maźku, bozia jest antypatyczna dla mnie, więc się w niej nie zakocham, podobnie jak każdy z podobnymi odczuciami względem bozi. Bywa też tak, że ludzie się w kimś zakochują i trwają w tym uczuciu mimo wad, bo ich nie potrafią dostrzec, np. są naiwni i dają się łatwo oszukać, manipulować sobą. Obiekt, w którym lokują swe uczucie, znajduje prostą wymówkę, oni się na nią nabierają i wszystko jest dla nich pięknie. Nie wiadomo co by było, gdyby sobie uświadomili to, o czym nie wiedzą lub czego nie chcą przyjąć do wiadomości ("nie, mój mąż mnie kocha, nie zdradziłby mnie", "mój syn by tego nie zrobił, to taki dobry chłopak").
Bardzo łatwo o podobną sytuację, kiedy od malutkiego wpajane jest nam, że ktoś jest dobry, miłosierny, sprawiedliwy, wspaniały i oczywiście cześć mu i chałwa... tzn. chwała. Wtedy to nawet nie jest naiwność i łatwowierność, ale efekt indoktrynacji.
Wiarę straciłem nie z powodu antypatii odczuwanej względem bozi. Powiem więcej, już jako niewierzący czytając fragmenty Boga Urojonego w internecie nie podobało mi się wcale, jak to Dawkins krytykuje JHWH, zarzucając mu te wszystkie okropne rzeczy (generalnie, jaki to on niedobry jest). W tamtym momencie moje refleksje skupiały się na kwestii istnienia, bądź nieistnienia bozi i pochodzenia religii. Musiałem nabrać dystansu, żeby móc również poddać krytyce JHWH, a także samą koncepcję boga kochającego ludzi (jeśli istnieje, to albo ta miłość jest jakaś patologiczna, albo nas nie kocha, albo też nie jest wszechmocny).
Jeśli więc uczucia religijne można by nazwać miłością (czego sam bym nie zrobił), to w takim wypadku trzeba było by skonstatować, że można sprawić, aby ktoś pokochał. Nie zawsze się to udaje, ale śmiem twierdzić, że przeważająca liczba chrześcijan się nie zakochała, a jedynie wpojono im uczucia względem bozi.
Pamiętam, jak polonistka w liceum opowiadała na lekcji, że po śmierci Stalina autentycznie płakała (jak też wiele innych dzieciaków, chyba w szkole, słuchając transmisji radiowej z pogrzebu, jeśli dobrze pamiętam jej słowa). Ta pani jest dziś zdecydowanie prawicowej orientacji, z wielką niechęcią zaś odnosi się do poprzedniego systemu politycznego w naszym kraju, nie wspominając o komunizmie w gorszym, ZSRR-owskim wydaniu.