Jestem w trakcie lektury pedeefu powstańczego...jakoś skojarzył mi się z Jerzym Łojkiem i jego próbą analizy powstania listopadowego. Jego
Agresja 17 września 1939 była chyba jedną z pierwszych pozycji pozapodręcznikowych na różowiejącym wydziale nauk politycznych.
A co do Dostojewskiego:
Rozumiem, że gdy zaczynamy selekcjonować fakty, to selekcja już jest podszyta jakimś wartościowaniem (uważam za istotne/uważam za nieistotne) i dla jednego istotniejszy może być wpływ na historię królów, a dla innego - (przywoływanego) stanika.
Z drugiej jednak strony wszakoż nawet literatura dowodzi, że się da ograniczyć subiektywizm do minimum - popatrz na Flauberta, albo na to jak Dostojewski (choć do Polaków, wiadomo, miał uraz) opisuje swoich bohaterów bez wydawania osądów o nich. +/- o to mi idzie.
(Bardziej zresztą traktuję ów postulowany obiektywizm jako o cel, do którego warto dążyć, niż cel w 100% osiągalny. Tak w stylu drogi będacej celem .)
To miało być serio?Czy teraz widzę ironię tam, gdzie jej nie ma?
Po pierwsze takie przesuniecie znaczeń (z faktów na psychologię) nie ma sensu (podobnie jak wcześniejsze porównywanie historii do fizyki), po drugie - weźmy np.
Biesy: czy ruch rewolucyjny nie jest tutaj aby oceniany? Hę? Przełożony na uniwersalną historię? Że Dostojewski nie wskazuje palcem: o...ten tam jest zły...a ten całkiem znośny? Fakt, że to nie przygody Supermana, nie ma happy endu i czarno - białych postaci, to nie ten poziom łopatologii. Niemniej ocena jest, jest nawet przestroga i wszechstronna analiza. Poczytaj Dostojewskiego.
Nauka historii ma jakby dwa etapy: uczenie o niezaprzeczalnych faktach historycznych (tutaj możliwy obiektywizm - nikt nie zaprzeczy, że wojna wybuchła, umarł król, niech żyje król) oraz przedstawianie typów ludzkich uwikłanych w tę historię. Jeśli chcesz mówić o suchych datach i faktach (pierwsza etap) to już
liv napisał Ci jak to będzie wyglądać. Jeśli chcesz do tego dodać motywy czyli tzw czynnik ludzki (drugi etap) nie unikniesz oceny. Chociażby z tego powodu, że decyzje polityczne mające wpływ na proces historyczny nie są jednowymiarowe. Są podejmowane w powiązaniu z okolicznościami wewnętrznymi, zewnętrznymi, ad hoc, strategicznie itp.- szczególnie te podejmowane w warunkach zagrożenia są trudne do ujednoznacznienia.
Stąd za każdym razem interpretujemy czy dane posunięcie było słuszne czy nie, czy np. można było uniknąć konfliktu czy nie i tak bez interpretacyjnego końca:)
Poza tym czy zdecydujemy się opowiadać o historii stanika czy dynastiach Piastów i Jagiellonów to jest to poziom ogólności, na którym stosunkowo łatwo o obiektywne decyzje. Natomiast, jeśli już zdecydujemy się na którąś historię, to zaczynają się problemy: które fakty z historii stanika uznamy za kamienie milowe, które pominiemy. którym nadamy szczególne znaczenie? Podręcznik do nauki historii w np. szkole podstawowej nie pomieści szczegółowej analizy każdego zdarzenia, każdej decyzji - stąd subiektywny wybór na kolejnym poziomie: jak przedstawić historię stanika by ktoś nie podniósł rabanu, że pomija się z premedytacją udział lewicującej piątki z okolic Pcimia, która wynalazła fiszbinę przed prawicową trójką z Nidzicy. Jeśli fiszbina powoduje powstawanie guzów to kogo oskarżyć? Pomysłodawcę? Czy może materiał był zły? A może wszystkiemu winne tajne porozumienie centrum ze szwaczką z Ukrainy?
Dążę do tego, że jak na początku subiektywnie wybieramy, którą historię opowiemy, tak w toku jej snucia wybieramy fakty, które nam ją zilustrują. Na końcu zaś - w podsumowaniu - na tej podstawie interpretujemy jaki był wpływ piątki, trójki i szwaczki na dalsze losy rzeczonej historii, żeby móc snuć jej ciąg dalszy. Znowu dokonując subiektywnych wyborów materiału historycznego i tak to narasta i obrasta legendą:)