Ja się już parę razy zająkiwałem, ale umilkłem, gdyż temat nienośny. Jest to element postępującej degradacji edukacji narodowej. Najpierw rozwalili podstawówki w imię nowoczesności i lepszej jakości nauczania - mamy gimnazja, które jako ojciec dwójki dzieci w trakcie albo po oceniam jednoznacznie - jako "czas bezpowrotnie stracony". A wystarczyło choćby przeczytać "Dzieci z Dworca ZOO". Potem poległy studia wyższe - w imię europeizacji wprowadzono system boloński, który tak się ma do większości polskich uczelni jak GPS do sochy. Teraz dobijemy licea, które już w dwójnasób oberwały przy okazji wprowadzenia gimnazjów - raz, bo czas nauki uległ skróceniu o jeden rok (25%), dwa, bo przychodzi do nich młodzież, z którą przez rok trzeba robić zajęcia wyrównawcze, żeby miała szansę przystąpić do nauki zgodnie z programem I klasy...
Równie ciekawe jest to, że jeśli szkołę (funkcjonującą w ramach edukacji publicznej!) przejmie inny właściciel niż samorząd to będzie mógł zatrudniać nauczycieli z pominięciem Karty Nauczyciela, na zasadzie umowy-zlecenia i kto da mniej. To jest dopiero mechanizm, który zrobi porządek - zbierać potem nie będzie czego, można będzie zaorać, tylko nie wiem, czy coś będzie chciało rosnąć.