Wiesz, na filmy SF (i nie tylko SF) z numerem wyższym niż 2 (a czasem i niż 1) z założenia patrzy się z pewnym dystansem, bo większość serii (za ew. wyjątek może robić cykl bondowski) zalicza na wspomnianym etapie znaczący spadek formy (rozpisywałem się o tym ileś razy na obu forach, na których się spotykamy). Z jeszcze większym dystansem patrzy się na produkcje direct-to-TV/DVD i nieznanych twórców (a Neumeier, choć jako scenarzysta wyrobił sobie renomę, przy "Żołnierzach... 3" zaliczył reżyserski debiut). Wreszcie - jakkolwiek czytadła military SF są dość popularne - można się zastanawiać czy temat międzygwiezdnych trepów w satyrycznym sosie jest dość nośny, by w sensie - z górnolotną przesadą mówiąc - intelektualno-artystycznym jeden film go nie wyczerpał...