A ja - zgodnie z zapowiedzią obejrzałem se (po nocy, a mimo to nie zasnałem oglądajac
) "Stalkera".
Świetny odpoczynek po "szczelaninach" dominujacych teraz w kinowej "SF" tylko zupełnie inaczej se go wykładam niż
zwykle to robią. Tzn. nie mam im za złe, że nie weszli. Pisarz (początkowo straszny kabotyn) uświadomił sobie, że mieć wszystko na tacy jest być sytą świnią (vide rysunek
Terma), a profesor, że: 1. każde jego ew. życzenie i tak będzie egoistyczne (coś jak mag Ogion u LeGuin
), 2. że próba niszczenia Strefy w imię ratowania świata przed
fuhrerkami, to takie same dyktatorskie zapędy jak ich, takie samo decydowanie za innych...
Ponadto uderzyło mnie jak fajnie się zmienia Strefa - niesłychane wyrafinowanie wizualne (dobry film SF musi jednak wyglądać!) osiągnięte bez nadużywanych teraz F/X.
Ale może po kolei. Pierwsza część symboliczna - wędrują we trzech (Strefa to taki archetyp nieznanego) - Nauka, humanistyka i prosty ludź (religijny, jak to proste ludzie): Nauka idzie przodem
, humanistyka b. podnieca się sobą, a prosty człowiek stara się głównie przetrwać (Strefa funkcjonuje tu też jako metafora świata niejako wyostrzona, bo jeszcze dla nas dziwniejsza). Niby idą ot taką dróżką wśród zieleni, a napięcie jak w thrillerze
i wręcz się czeka, że ich ta Strefa pożre, choć wokół sielanka - mistrzowstwo. A potem wychodzi i w nauce czynnik ludzki, i w sztuce rozpacz ukryta pod kabotyństwem i prosty człowiek nie taki prosty do końca... (Btw. początkowo strasznie mnie dziwiło, czemu żona się ze stalkerem męczy.Nałożył mi się na to dzisiejszy emigrancki stereotyp - ktoś wyjeżdża, ktoś zostaje, ale finał mi to wyjaśnił:. 1. miłość, 2. lęk przed odrzuceniem córki przez "normalny" świat. Żona zostaje z bohaterem tytułowym bo go kocha i ściąga go do konkretu, jak Adela u Schulza, jak żona z "Altered States". Równoważą się.)
Cofnijmy się jednak kawałek, jest tam jedno ciekawe pytanie: na ile ten pokój realnie spełnia życzenia, a na ile to nowa świecka religia, naginanie Nieznanego do naszych marzeń, bo to też wcale nie jest jednoznaczne. Amerykanie pewnie zepsuliby to łopatologią (zresztą co innego sam Tarkowski zrobił w finale "Solaris"?
*), a w "Stalkerze" jest fajnie - bo NIE WIEMY.
Trzepnął mnie ten "Stalker". Myślę o nim, wracam, oglądam już od paru dni.
Teraz będzie chaotycznie,bo jeszcze sobie tego w głowie nie uporządkowałem...
Zastanawiałem się czy poszedłbym do Strefy, ale chyba wolałbbym ją obejrzeć na Discovery, nie jestem aż tak zdesperowany
. Zbawianie świata? Ok, ale nie swoim kosztem
. Zresztą jak pomyślałem o życzeniach, w pierwszej chwili nasunęło mi się "kupa kasy i władzy dla mnie" i pomyślałem, że 1. fajno, ale nie za cenę narażania życia (a bo to mi źle?) 2. strasznie gówniarskie to jakieś... Chyba lepiej pod drzwiami zostać.
Myślałem też co by się stało z Ziemią o ile z tymi życzeniami to prawda) gdyby tam po kolei całą ludzkość puścić. I doszedłem do wniosku, że to albo jest bzdura, mit, albo Strefa wpuszcza tylko minimalistów
, albo by się zawiesił system Obcaków. (Prywatnie więc sądzę, że komnata życzeń nie spełnia, tylko nikt sensowny nie ma odwagi sprawdzić.) Może oni też to czuli i dlatego nie weszli? Ale czemu wobec tego? Mogli zdemaskować legendę i potem do "Pogromców mitów" iść, i się pochwalić zdemaskowanym przesądem, sprzedać knigę za milion. Mimo wszystko przestraszyli się ryzyka chyba. A może uznali potrzebę mitu?
Jeśli zaś Obcy stworzyli Strefę wraz z wpisanym z nią mitem to po co? Może jako test? marzenia świadczą o nas? Może tu chodzi o to jak konkretnie wyglądają te marzenia? Jaki jest ich pułap myślowy? (W końcu to żółte światło wygląda jakby ich badało i przyjeło ich decyzję z aprobatą. Ale może to być antropomorfizacja, któż wie co oznacza żółte światło Gdzieś Tam, pod innymi gwiazdami.) A może Strefa nie jest wcale dla ludzi? Ot po prostu coś poplątało czasoprzestrzeń, a ludzie se musieli SENS dośpiewać? Może ci, którzy interpretują Strefę jako prezent myślą życzeniowo obarczając tych Obcych misją jak Spielberg, z którego szydziłem - "przylećcie i zróbcie nam dobrze"? Na miejscu Obcych rzekłbym na to "a gwałć się ludzkości sama, ja do intergalaktycznego autobusu pędzę". Projekcja marzeń - każemy Obcakom dać nam to czego sami nie umiemy. Durny Kelvin Tarkowskiego wcieleniem nas wszystkich, na kolana przed Obcym i błagać. To gówniarstwo ludzkosci wychodzi i z "Bliskich spotkań.." i z "Kontaktu" i z drugiej "Odysei..." i z obu filmów Tarkowskiego, z tym, że w "Stalkerze" jest już skontrowane. Bohaterowie z tego wyrośli.
Więc po co obcy ROZUM ma przylatywać? Na wojny o nasze dziewice (jak jeszcze są) za mądry. Naszej technologii też nie łasy jak swoją ma i to lepszą, skoro między gwiazadami latać może. Na kosmiczne ONZty a'la "Star Trek" tośmy za głupi; nie prosi się kanibali do ONZtu. A zabawa w Boga mu na co? i tak ktoś niezadowolony odejdzie. Pambuk przynajmniej stwórca, to wolno odeń wymagać, ale co Obcym do naszego gnoju? I finał "Stalkera" ładnie to demaskuje: ci dwaj zrozumieli, nie zawracają Obcym głowy.