Z ciekawości zapytam, z którym konkretnie "Star Trekiem" próbowałeś (bo sa strawniejsze i mniej strawne serie i odcinki). Jeśli były to serie z "Voyager" lub "Enterprise" w tytule, to nic dziwnego, że działały repulsywnie, bo są (za przeproszeniem) chamskim odcinaniem kuponów od cudzego dzieła, nieudolną klką naśladującą błędy oryginału, a wyzbytą jego zalet.
Jeśli chodzi o oryginalną serie z lat '60 (tzw. "TOS'), którą zresztą niedługo wyemituje TV Puls, to jest ona straszliwie nierówna i z jednej strony zawiera odcinki mogące stawać w zawody z innymi czołowymi pozycjami kina SF tamtych lat - "Zakazaną planeta" i "Milczącą gwiazdą" (czyli jak na swoja epokę znakomite), z drugiej zaś mrowie odcinków koszmarnie głupich (przypominajacych produkcje firmy TROMA).
Najlepsza jest chyba druga, powstała w latach '80, seria - "Star Trek: The Next Generation", którą sobie cenię (przy czym oglądać to należy trochę tak jak "Wyprawę profesora Tarantogi" w teatrze TV - zwracać uwagę na tzw. treści głębokie, a przymykać oko na to, że wszyscy Obcy wyglądają jak nieznacznie poprzerabiani ludzie; skądinad ta "teatralna" konwencja wynika z budżetu serialu). Klasą sama w sobie (jak na rozrywkową SF z filozoficznymi ambicjami) jest natomiast filmowa wersja oryginalnego serialu - "Star Trek: The Motion Picture", tam praktycznie nie ma się do czego przyczepić (m.in. bo wytwórnia wyłożyła godziwą gotówkę w końcu)... A sam wątek głowny prawie jak z dzieł Mistrza.
ps. "Insurrection", o któym wspomniałem jest filmowa kontynuacją "The Next Generation".