Smoku, to zupełnie mnie nie dziwi. Samolot leciał stokilkadziesiąt metrów poza linią pasa bowiem pilocie wprowadzili współrzędne do nawigacji w innym układzie współrzędnych, niż ten, w którym podali je Rosjanie, oraz nie na takiej wysokości jak powinien, bo wysokość była odczytywania nie z tego zegara. Samolot ściął brzozę, bo był grubo poza osią pasa. Najprostszym wyjaśnieniem sytuacji jak na razie jest utrata części skrzydła. Binienda temu zaprzecza - więc teraz ktoś powinien się tym zająć.
Chciałbym, żeby było jasne - mam bardzo duży szacunek do wiedzy i stopni naukowych, tym niemniej na tej prezentacji jest kilka pęknięć. Przez te kilka dni zrobiłem co mogłem, aby dowiedzieć się więcej, korzystając także z kontaktów ze środowiska "zbliżonego" (w sensie wykonywanych eksperymentów i symulacji) do Biniendy.
Generalnie póki Binienda nie wyda "paper-u" (co jak zapowiada, ma zamiar uczynić, wraz z recenzjami) dyskusja jest nieco o niczym. Binienda pokazał bowiem "jakieś obrazki i filmiki" i w zasadzie można mu zarzucić to samo, co on zarzuca komisji Millera (że zrobił animację). Nie jestem w stanie znaleźć źródła (to jest publikacji na jego stronie), być może nie umiem szukać, ale wygląda na to, że wszystko co jest to są te filmiki na youtubie jak dotąd.
Ustaliłem, że najprawdopodobniej Binienda nie dysponował rysunkami warsztatowymi tupolewa. Wymodelował skrzydło bazując na zamieszczonych w prezentacji trzech rysunkach z instrukcji samolotu. Nie miał więc informacji o wymiarowaniu ani sposobie łączenia, nitowania itd. Te rysunki są zbyt poglądowe, aby model mógł być uznany za wierne odbicie oryginału ("I used strength of material used for this airplane, and I used drawings available in the instruction to the airplane").
Osoby, o których pisałem wyżej (te z kręgów) szczególnie sceptycznie odniosły się takze do metodologii, a mianowicie po pierwsze, w tego typu symulacjach należy uwzględnić aging i wstępne zniszczenia (które jak wiadomo, były), po drugie do użycia programu Dyna, jako dobrego, ale jak się kolega wyraził mającego swoje lata i co więcej niespecjalizowanego do takich zastosowań. Bez odpwoiedzi jest chwilowo pytanie, czy skrzydło w momencie symulacji było obciążone (samolot ostro "robił" przechodząc do wznoszenia).
Osobiście trzy rzeczy mi bardzo się nie podobają:
- po pierwsze to skrzydło składa się dźwigarów i wręg, plus poszycie i pewne elementy dodatkowe (jak sloty). W tym wszystkim poszycie raczej nie powinno spowodować ścięcia drzewa. Samolot poruszał się z prędkością wielokrotnie niższą od prędkości dźwięku, więc blachy powinny się giąć jak w samochodach. W związku z tym ewentualna dezintegracja pnia powinna nastąpić na czymś twardszym, a przede wszystkim masywniejszym. Takim czymś w samochodzie jest silnik - a w tym przypadku powinien to być element konstrukcji - tzn. dźwigar albo wręga. Mam tu kilka wątpliwości ale najważniejsza jest ta, że w związku z powyższym efekt powinien być silnie zależny od tego, czy pień trafił na wręgę, czy między wręgi. Binienda nie pokazuje sprawdzenia takich przypadków, a ścięcie drzewa następuje praktycznie na krawędzi natarcia (kiedy pierwszy grubszy element - dźwigar - jest w około 1/4 szerokości skrzydła).
- po drugie jego wypowiedzi z wywiadu:
pyt.: Eksperci komisji Millera opierają swoje wnioski na analizie parametrów lotu zapisanych przez rejestratory oraz wynikach wizji lokalnej tego, jakie części samolotu od niego odpadały po kolei. Odległość między brzozą a miejscem znalezienia oderwanego kawałka skrzydła wynosi 111 metrów.
Binienda:- Pozwoli pan, że sobie to szybko przeliczę. Skoro brzoza została ścięta na wysokości 5,1 m, to pod wpływem siły grawitacji oderwany w tym momencie fragment powinien spadać około jednej sekundy. Jego prędkość początkowa była taka jak prędkość samolotu, czyli około 80 m/s. Z tego wynika, że nawet gdyby nie działał żaden opór powietrza, przeleci najwyżej 80 metrów.
Tak, tyle że skrzydło nie jest kamieniem, tylko wysoce wydajną powierzchnią aerodynamiczną, dodatkowo być może wprawioną w ruch obrotowy. Po oderwaniu skrzydło mogło przechylić się w różny sposób, w tym zaryć zaraz w ziemię, ale także polecieć dalej jak bumerang dzięki sile nośnej. W każdym razie nie można a priori założyć, że jest to niemożliwe.
oraz:
Binienda: Wyobraźmy sobie, że jest tak, jak twierdzą obie komisje. Samolot traci jedną trzecią lewego skrzydła. A więc na wysokości około sześciu metrów traci z jednej strony jedną trzecią siły nośnej. To proszę mi jeszcze wyjaśnić, jak w tym momencie ta maszyna ma jeszcze wznieść się na wysokość 20 metrów? To jest UFO, a nie fizyka.
Ano to bardzo łatwo wyjaśnić - przed utratą części skrzydła poruszał się z pewną prędkością ukośnie do góry (nabierał wysokości). To jest tzw. rzut ukośny, skoro w pewnym momencie kamień ma wektor prędkości skierowany ku górze - to przez pewien czas będzie nadal się wzbijał. Poza tym samolot nie stracił 100% siły nośnej, ani nie stracił ciągu silników. Wreszcie w locie niekontrolowanym mogło dojść do ostrego przeciągnięcia (zamiany energii ruchu postępowego na wznoszenie). W każdym razie dziwne by było, gdyby samolot ostro lecący w górę i przyspieszający załamał tor swego ruchu "w punkcie" i zaczął spadać. Co więcej z całą pewności utrata 1/6 siły nośnej nie była krytyczna - samolot miał znaczny jej nadmiar, natomiast krytyczna była asymetria i rozszczelnienie hydrauliki - a więc niezdolność do ustabilizowania lotu za pomocą powierzchni sterowych.
Myślę, że polska komisja (czy ogólnie eksperci) przede wszystkim powinni wyjaśnić, co się może stać z samolotem pozbawionym 1/3 skrzydła. Bo moim zdaniem wątpliwości zasiane przez Biniendę nie mogą zostać bez odpowiedzi.
Hmmm, sławy pragnę jak niczego innego, ale dotąd sadziłem, że po edycie status postu przestawia się na "nieprzeczytany"...