Nawiasem mówiąc, wydaje mi się, że obecnie przeciętny człowiek wie tyle o diabłach, co o hippice. Lem (chyba) kiedyś gdzieś naświetlił takie zjawisko. 200 lat temu zasób słownictwa jaki przeciętny człowiek miał w dziedzinie hippiki był względnie równy obecnie posiadanemu w kwestiach takich jak komputery czy samochody. Dziś przeciętny człowiek zna jedno słowo - koń. Między wałachem a ogierem może nie rozróżnić, nie mówiąc o klaczce i klaczy. Z diabłami jest tak samo. Przecież tam były całe skomplikowane hierarchie różnych stopniem diabłów, naukowo roztrząsane i opisywane. Podobnie zresztą spłaszczono pojęcie anioła - kto dziś wie coś na temat serafinów czy cherubinów i ich chórów? Dokumenty kościoła odnoszą się chyba w dużej mierze do tego wcześniejszego bogactwa. Zresztą może do dziś ta nauka jest gdzieś w zakamarkach Watykanu pielęgnowana, wszak egzorcyzmy są nadal oficjalną praktyką w KK, a egzorcyści maja swoje "uprawnienia" i hierarchię... Z czego wynika, moim zdaniem, że osobowych diabłów jest w ich pojęciu cała masa.