Żeby destylować informację z Kosmosu (w którym oczywiście jest w pewien sposób potencjalnie zapisana) potrzebny jest rozum. Bez tego nie można mówić, że ilość informacji jako takiej "rośnie", "maleje" czy "jest niezmienna". I od rozumu zależy jaka to będzie informacja.
Polecam zwłaszcza nawias

Informacja na pomniku, na twardym dysku, w książce i na sznureczkach kipu istnieje o tyle, że istnieje (istniał) krąg istot rozumnych, które umówiły się, że dany symbol, znak etc. oznacza dany desygnat. I odnoszą te desygnaty do świata rzeczywistego, swoich doświadczeń itp. To nie jest solipsyzm, bo zakładam wymianę informacji, przekazywanie jej sobie poprzez przedmioty istniejące w świecie. Jeżeli kosmici sobie poradzą i podstawią odpowiednie desygnaty pod ciąg symboli, które zapisałeś "ludzkość" to informację im przekażemy. Jeżeli sobie nie poradzą - ta informacja zniknie.
A jak odchodzę od kompa, to zostaje tylko płaska powierzchnia, której części świecą z różnym natężeniem. Choć to nie znaczy, że fizycznie cokolwiek znika czy się zmienia. Fizycznie jak tu siedzę i pisze to także przecież mam przed sobą świecącą z różnym natężeniem powierzchnię (niezależnie od tego jak straszliwie kaleczę opis działania monitora

)
Chodzi mi o to, że materia lub energia istnieją. Bez naszej (rozumu) interwencji są. Gdyby nie było istot myślących byłyby i tak. Procesy jądrowe w gwiazdach zachodzą niezależnie od tego, czy ktoś je ogląda albo czy rozumie na czym polegają.
Informacja o procesach jądrowach w gwiazdach nie istnieje dopóki ktoś jej nie "wyłuska", nie zrozumie co tam się dzieje i ewentualnie przekaże innym.
Ze wszystkiego można wyciągnąć informację, to prawda, ale musi istnieć ktoś (coś), co ją wyciąga. Jestem po prostu przeciwna mnożeniu bytów i postulowania informacji jako takiej, istniejącej jako "coś", jako jakiś obiektywny byt, może jeszcze mierzalny...