A zatem.
Triony to rozdział na poły eseistyczny, gdzie Lem snuje zaimplementowaną w powieść wizję tzw. Trionów czyli nośników informacji, które w formie przypominają jakieś krystalczne pamięci transflash
zaś wywoływanie z nich zawartości odbywa się bezinterfejsowo - tj. kto chce wywołać obraz jabłka, dostaje zwykłe, prawdziwe, materialne jabłko. Tak jak ten, kto chce skrzypce Stradivariusa.
Trzeba powiedzieć, że pomysł jest fajny. Ale historia, którą Lem dorzucił, to obecnie zrywalnia boków. Otóż - papierowe biblioteki do roku 2400? Czy nawet do 2600? Ludzie święci!
A te megabiblioteki, w których tysiące automatów kataloguje katalogi katalogów, a bibliotekarzy jest tysiąców dziesiątki. Ech... A przecież chyba były już taśmy magnet... a nie, nie było - wtedy były perforowane. No dobra, to Lem jest usprawiedliwiony, ale był zbyt sceptyczny.
Następny rozdział to trochę fantazji nt. chirurgii mózgu (a jaaaaak) i zapowiedź Jednej Wielkiej Katastrofy psychicznej, gdy cała paczka zatęskni za Ziemią.
No i ta prędkość! 120 000 km/s. Uf.. to bym se polatał...