Wykorzystując chwilę wolnego czasu, pora domknąć wojenne wątki biograficzne nie poruszane wcześniej, a zawarte w książce Agnieszki Gajewskiej „Stanisław Lem. Wypędzony z Wysokiego Zamku”.
Ostatnią sprawą z tego cyklu jest oświadczenie Lema związane z wizytą niejakiej Krystyny Brojakowskiej.
„To liczące cztery strony maszynopisu oświadczenie pisarza z lat dziewięćdziesiątych XX wieku, które jednak trudno nazwać świadectwem. Na prawie siedemdziesięcioletnim pisarzu wymogła je siedemdziesięciopięcioletnia Krystyna z domu Brojakowska. Kobieta złożyła wizytę Lemowi w Krakowie i poprosiła o wystawienie zaświadczenia, że w czasie okupacji przy ulicy Kossaka we Lwowie ukrywała jego rodzinę oraz innych żydowskich uciekinierów z getta.”Wbrew autorce wydaje się to istotne świadectwo, a „prawie siedemdziesięcioletni” Lem nie miał demencji. Zwłaszcza, że owa pani składała też wizyty rodzicom Lema, zatem znajomość ta, jest dość stara.
Relacja, której znamy tylko część potwierdza, iż Samuel i Sabina Lemowie ukrywali się u w/w kobiety podczas okupacji. Na ulicy Kossaka, na starszych mapach zwanej Niecałą.
Jak widać na załączonej mapce, było to całkiem blisko utraconego mieszkania na Brajerowskiej.
„Opłaty za ukrywanie wymienionych – wyjaśniał Lem 28 listopada 1990 roku – miały charakter pogłównego i były przez mojego ojca wypłacane p. Brojakowskiej w złotych monetach dolarowych. Wysokość tych opłat nie była i nie jest mi znana Ponadto obecnie bawiąc u mnie p. Krystyna Brojakowska pokazała mi dwa ręcznie napisane akty darowizny, w których mój ojciec zobowiązał się po wojnie darować p. Krystynie Brojakowskiej następujące nieruchomości oraz ruchomości: a) kamienicę, której połowa była jego własnością, to jest tę połowę o podanej w owym akcie wartości 50 000 zł przedwojennych, jako też b) fortepian marki Bechstein, jako też futro z nurków z kołnierzem z niebieskiego lisa (te przedmioty miały zostać nabyte po wojnie). Oba te pisma były datowane w lutym 43 roku, czyli w czasie, gdy moi rodzice chronili się u p. Brojakowskiej. Pobyt ich u niej trwał od późnej jesieni 1942 roku aż do lipca 1944 roku, kiedy Armia Sowiecka znów opanowała Lwów. Z zapewnionych aktem darowizn ojciec mój – o ile wiem – się nie wywiązał, gdyż po repatriacji do Krakowa znaleźliśmy się wyzbyci praktycznie z wszelkiego mienia”Choć Lem potwierdził zgodność podpisu pod aktem darowizny z charakterem pisma swojego ojca, w napisanym kilka dni później aneksie podkreślał, że do czasu pojawienia się Brojakowskiej nie wiedział nic o tym, by jego ojciec był właścicielem połowy kamienicy przy ulicy Potockich ani kto był jej współwłaścicielem. Przypomniał też sobie, że Brojakowska odwiedzała jego rodziców, gdy jeszcze żyli, jednak nie znał szczegółów ani celu tych wizyt. Dzięki tym oświadczeniom można ustalić, że rodzice Lema mieli względnie bezpieczną kryjówkę, a on zmuszony był zmieniać mieszkania i posługiwać się fałszywymi dokumentami. Mieszkanie przy ulicy Kossaka wyszukała dla Samuela i Sabiny „pani O. K.”, która zmarła krótko przed pojawieniem się Brojakowskiej na Klinach; najprawdopodobniej chodzi o Olgę Kołodziej, żonę przyjaciela Samuela. Zaraz po wojnie w liście do Hemara lekarz opisywał epizod wyrzucenia
go z domu przez chłopkę w połowie grudnia 1942 roku, wynika więc z tego, że dopiero pod sam koniec roku 1942 (a nie, jak w oświadczeniu Lema, w listopadzie) Samuel i Sabina mogli zamieszkać u Brojakowskiej.(A. Gajewska, op.cit., str. 132-133)
Tyle autorka biografii.
Zatem wizyty Brojakowskiej u Samuela miały zapewne charakter roszczeniowo-finansowy, a potem być może, już u Stanisława??? ...no trudno powiedzieć, na co jej takie zaświadczenie? Czyżby starała się o drzewko w Yad Waszem?
Na pewno można stwierdzić, że rodzina o nazwisku Brojakowscy we Lwowie występowała, choć konkretnie Krystyny nie udało mi się namierzyć.
W K.A. z 1935 roku nikt o takim nazwisku na ulicy Kossaka (wtedy Niecałej) nie mieszkał, a to bardzo krótka ulica, raptem po 3 kamienice z obu stron. Jednak o niczym to nie świadczy, gdyż Brojakowska mogła wprowadzić się tam później. Nawet już podczas wojny, kiedy takie ruchy były dość masowe, co wiązało się z tworzeniem getta i usuwaniem ludności z żydowskimi korzeniami z ich mieszkań.
Zatem Brojakowska mogła się wprowadzić, choćby jako aryjski „słup”, do mieszkania zamieszkałego wcześniej przez niearyjczyków. I tak wiedzieli, że je stracą, więc mogli zastosować taki manewr a potem, już jako nielegalni lokatorzy, ukrywać się w nim pod opieką „legalnej aryjki.
Podobny układ Lem opisał w drugim tomie Czasu Nieutraconego 'Wśród umarłych". Tam dozorczyni Hućko zostaje zaproszona do zamieszkania u Geldblumów jako odstraszający "słup", a potem, gdy właściciele poszli do getta, sądząc, że będą tam bezpieczniejsi - przejęła je całkowicie.
Książkowi Gelblumowie w getcie zginęli, ale gdyby zdecydowali się uciec jak Lehmowie?
Przyjęłaby?
Wracając do informacji zawartych w dziele A. Gajewskiej - w tekście jest wyraźnie mowa o
innych „uciekinierach”. Być może Lemowie dołączyli do tej grupy później? Gdy zostali wyrzuceni przez nieznaną nam „chłopkę” w końcu 1942 roku. Oczywiście cała ta konstrukcja to wprawdzie prawdopodobny, ale jednak domysł.
Tym niemniej, mijając drobiazgi, wraca wątek kamienic.
Jak już wczesnej pisałem - takowe były i nawet zostały z grubsza namierzone
(wpis z 22 listopada 2021).
Tu dochodzi kolejną, o której Stanisław „nie wie”.
Dokładniej, chodzi o połówkę kamienicy przy ulicy Potockiego. Oczywiście, mogło jej nie być, mogła została zmyślona. Ale jeśli była?
Znów pozwolę działać domysłom.
W „papierach” raczej nic nie ma, ale łatwo wyobrazić sobie, że podczas wojny dochodziło do różnych a szybkich działań finansowych, które nie zdążyły zaistnieć w archiwach.
Każdy starał się lokować zgromadzone środki, by były jak najbardziej bezpieczne. Samuel również.
Ale czy w kamienice?
Na pewno jedną już wcześniej miała najstarsza siostra Samuela – Chaja (czyli późniejsza Klara Kalisz), ale to inna ulica.
Jedyny trop jaki prowadzi do kamienicy przy ulicy Potockiego, to nazwisko Wittlin.
Adolf tego nazwiska, drugi mąż siostrzenicy Samuela - Marii chętnie inwestował w nieruchomości, a i zapewne Maria była właścicielką jednej.
Chodzi o córkę Berty a matkę Stefana, który przewinął się przez „Wysoki Zamek”.
Tenże zamożny człowiek, adwokat Adolf Wittlin...
...niewątpliwie inwestował w nieruchomości w różnych miejscach Lwowa. Kamienice, ale też działki budowlane, jak choćby te dwie na Słonecznej
Czy to na siebie, czy może też kogoś z rodziny?
źródło tabeli
https://jaroslawrokicki.com/lista-majatkow-kresowych/Trudno orzec jakie związki łączą osoby o nazwisku Wittlin
(A. to zapewne Adolf, Maria to pewnie jego żona - siostrzenica Samuela) w każdym razie przy ulicy Potockiego owo nazwisko występuje dwa razy; raz z imieniem Róża (Rachel – Potockiego 40), a raz Hewcz (Potockiego 15 A – czyżby podzielonej właśnie?)
Zatem nie można wykluczyć, że Samuel zainwestował w część jednej z tych kamienic wykorzystując talenty inwestycyjne męża siostrzenicy. Sam Adolf zginął na początku wojny jeszcze za okupacjo sowieckiej. Papiery, jeśli jakieś były (czy Brojakowska uwierzyłaby na słowo?) zapewne też zaginęły i teraz wiatr szumi w polu...a z nim i ja.
Widząc nadmierne piętrzenie domysłów kończę ten wywód.
I być może cały wątek, chyba, że wyjdą nowe źródła, na co się jednak chwilowo nie zanosi.