]Gdybys choc raz uznal ze nie Ty jestes najwazniejszy i najmadrzejszy to bys sie zastanowil nad ciaglymi docinkami zamiast okreslac sie mianem ostatniego sprawiedliwego.
Ależ starałem się je przyjmować z humorem i nie odpowiadać na nie atakiem... Po prostu mam ten zwyczaj, że piszę dużo (acz - pochlebiam sobie - merytorycznie) nie rozumiem dlaczego miałoby to komukolwiek przeszkadzać... Forum jest miejscem swobodnej wypowiedzi (w granicach kultury itd.) dlaczego więc moje swobodne wypowiedzi sa atakowane? Z racji ilości?
Ja pisze absolutnie powaznie teraz i nie z powodu checi "dowalenia" Ci.
Przyjmuję do wiadomosci i jest to miłe.

Ty powaznie nie widzisz tego ze musisz miec ostatnie slowo?
Dyskusja chyba polega na tym, żeby przerzucać sie argumentami aż jedna strona przekona drugą?
Jestes poprostu na tyle ewenementnym uzytkownikiem ze uznaje ze nie dzialaja juz zadne reguly bo i tak mamy katharsis.
To wramach katharsis: mam wrązenie, że jesteście już na tyle zamkniętym i zżytym kręgiem znajomych (w dodatku mało już zainteresowanym dyskusjami, bo wszystko co mieliście sobie do powiedzenia dawno zostało juz powiedziane), że każdy newbie traktowany będzie jako "najżdżca"...
I to stawianie sie ciagle w roli dobrej ofiary...
Nie wiem czy jestem dobry (charakter raczej mam taki sobie

), ale mam wrażenie bycia cokolwiek zaszczuwanym... Choć do ofiary jeszcze mi daleko - jakos nie uciekam z płaczem. (Skądinąd w
real life zdarzało mi się pełnić całkiem poważne funkcje, zdarzało mi się też mieć sporo - ponad setkę - podwładnych, w necie jestem gdzieś tam adminem, skądinąd raczej dobrotliwym i wyrozumiałym. Znajomych mam raczej nieżle ustawionych i wpływowych - jak się już chwalić. Wiekowo chyba tylko
maziek mnie wyprzedza, więc i nie dziwota, że oczekuję odrobiny szacunku.)
Przepraszam, że tak OT, ale to tak w ramach katharsis...