Wyjdę trochę na przekór, bo mi się bardziej podobał właśnie "Maraton". Może to taki eksperyment pisarski z zupełnie innej beczki? Odskocznia od właściwej treści i próba napisania o czymś innym. Czasami fajnie jest skupić się na opowiedzeniu jakiegoś szczegółu - tutaj biegu - aby oddać to co ktoś może czuć podczas takiego wysiłku i o czym wówczas myśli. Muszę przyznać, że najpierw przyszła mi do głowy myśl, że może Stanisław Lem sam za młodu biegał sobie i dlatego się tak na tym skoncentrował. jednakże po wypowiedzi
Terminusa przestało mi się tak wydawać
W każdym razie czytało mi się go o wiele ciekawiej niż "Pożegnanie". To drugie wydawało mi się zrobione bardziej na siłę. Jakby autor pomyślał sobie: "No dobrze, co prawda fajniej byłoby już przejść do głównej akcji, ale chyba wypada najpierw napisać coś o rozstaniu z Ziemią". W sumie nie dzieje się tam nic specjalnego. Bohater biega, odwiedza pomnik itd. Jedynie spotkanie ze znajomym ze studiów jest naprawdę fajne (pokazuje w taki realniejszy, a mniej przesycony symboliką sposób, rozterki głównego bohatera).
Ja odebrałem Annę jako taką "początkującą" dziewczynę naszego bohatera (też nie pamiętam jego imienia
) i dla tego zarówno znajomość jak i pożegnanie były raczej zdawkowe.
Podsumowując: wciągnęło mnie. Będę kontynuował czytanie z przyjemnością