Ok, przechodzimy do omawiania
Maratonu i
Pożegnania.
Jeśli chodzi o
Maraton, to mam mieszane odczucia. Miałem w życiu przyjemność ukończyć maraton i wiem z autopsji, że sposób, w jaki uczynił to bohater Lema postuluje, że bohater ów ma na drugie imię Arnold a na trzecie Sylwester.
Jak przeczytałem, że ,,dopiero od dwudziestego kilometra zaczął oddychać nosem", to myślałem, że się przewrócę, bowiem znam przypadki takich, co od dwudziestego kilometra przemierzali resztę trasy w karetce pogotowia.
Więcej nie będę się czepiał. Ciągle zastanawiam się jeno, po jaką cholerę ten rozdział w ogóle istnieje? Nie wiem. Może aby przedstawić wytrwałość i konsekwencję bohatera, bo te dwie cechy (daleko bardziej od fizycznej siły) mają w maratonie decydujący głos.
Rozdział
Pożegnanie podoba mi się o wiele bardziej. Bardzo ciekawe są opisy podróży bohatera (jak on się zwie w ogóle? bo chyba mi to umyka...) tymi 'organowcami' (o ile zrozumiałem chodzi o jakieś megaszybkie pociągi). Nie wiem czy też zaintrygowało Was to, co mnie: Lem pisał, że te cuda pędziły z prędkością wystarczającą na dogonienie zachodzącego słońca, ba, nawet na dłuższą metę bohater je przegonił na amen (tak że wyrobił sobie z pół godziny forów chyba).
A to oznacza - ni mniej, nie więcej, - że ów 'organowiec' musiał rozwijać około 1700 km/h*! W takim razie dziwne, że Lem nie wspomniał o huku, jaki musiał towarzyszyć przekraczaniu prędkości dźwięku
No... a samo pożegnanie z Anną - sztuczne, w ogóle ta kobieta została przedstawiona prawie zerowo, to po kiego grzyba tak się znęcać nad sceną pożegnania z nią? Rozumiem - trzeba było bohatera wpędzić w emocjonalne konopie, aby miał okazję pojeździć po świecie, który to świat tym samym poopisywać by można. Ot geneza całego rozdziału. Ale nie zmienia to faktu, że raczej dziewczyna nie jest zbyt głęboko sportretowana. Ale - zaczynam już brzmieć jak krytyk, a to chyba nie o to chodzi
Nie pamiętam, z kim ów bohater tam później na statku kręcił (tyle mogę ujawnić... bo coś mi tam błyska, że kręcił); zobaczymy jak tam to opisano.
Oczywista, fajne są opisy rakiet kursu "Tajmyr-Kamczatka-Nowa Zelandia" albo, jeszcze lepiej "Księżyc: Morze Deszczów - Apeniny - Morze Obłoków - Biegun Południowy." Ba, a jakie one punktualne! Tak się człowiek teraz zastanawia, czym całe te transportowe stado statków napędzane było? Plutonem? No, ale jak "rakieta" to raczej musi mieć napęd odrzutowy, nie? To mi się z energią atomową nie kojarzy. Choć z drugiej strony... Pirx miał stosy atomowe, a rakiety jego też były "rakietami"... Uhm... mniejsza z tym.
A... niech mi będzie wolno dodać w celach rozrywkowych, że podana przez Lema data pożegnania z Anią wypada toczka w toczkę w moje 1144 urodziny. Coś mi mówi, że nawet dieta optymalna doktora Kwaśniewskiego nie dałaby mi takiej długowieczności... (może powinienem ograniczać forum... )
--
* Równikowa prędkość liniowa naszej planety to ok 1660km/h.