Jak to sie stało, że chmura., tyle razy czytając "Niezwycięzonego", do tej pory zupełnie nie zwracała uwagi na te, tak bliskie swoim duchem "Solaris", fragmenty? Idzie mi na przykład o ten oto opis "chmurzych" nibygodów: "Chmury zajmowaly teraz obie strony wąwozu; przez ich czarne kłęby przechodził jakby porządkujący prąd, bo zgęszczały się na krańcach, tworząc prawie pionowe kolumny, podczas kiedy ich części wewnętrzne wybrzuszaly się ku sobie i zbliżaly coraz bardziej. Było to całkiem jakby jakiś tytaniczny rzeźbiarz z niezwykłą szybkością kształtował je niewidzialnymi chwytami. Kilka krotkich wyładowań przeszyło powietrze między najbliższymi punktami obu chmur, które pozornie rwały się ku sobie, a przecież każda została po swojej stronie, łopocąc tylko centralnymi kłębami coraz gwałtowniejszym rytmem. Blask owych błyskawic był dziwnie ciemny; obie chmury rozbłysły w nim na mgnienie jako znieruchomiale w locie miliardy czarnosrebrnych kryształów. Potem - kiedy skały powtórzyły kilka razy echo grzmotów, słabe i stłumione, jakby okrył je nagle pochłaniający dźwięki materiał, drżąc, napięte do ostateczności, obie strony czarnego morza połączyły się i przeniknęły."
*
Albo ten fragment, jakby żywcem wyjęty z opisu perypetii Bertona, Kelvina... "Powietrze pod nimi ściemniało, jakby zaszło słońce, zarazem pojawiły się w nim niepojete, gnące się linie, i Rohan dopiero po dłuższej chwili zrozumiał, że to są zniekształcone groteskowo odbicia skalnego dna doliny. A tymczasem owe lustra powietrzne pod pułapem chmury falowały i rozprężały się; aż naraz ujrzał olbrzymią, sięgającą szczytem głowy mroków, postać ludzką, która patrzała nań nieruchomo, chociaż sam obraz drgał i tańczył bezustannie, jakby wciąż gasnący i wciąż na nowo wzniecany tajemniczym rytmem. I znów upłynęly sekundy, zanim poznał w nim własne odbicie, zawieszone w pustce między bocznymi zwisami chmury."
*
Jakże sugestywny jest opis tej pustej i martwej doliny, i tego misterium, dziejącego się wśród "skalnych szczytów krwawiących ostatnim blaskiem słońca"...
ch.