12582
« dnia: Kwietnia 10, 2007, 08:30:21 pm »
Kurczę, mi juz się rozum glejuje, ale wydaje mi się że w okolicy lat 80, przynajmniej w Polsce, dużo było s-f którą da się określić jako "produkcyjniaki". Że generalnie sprawy idą do przodu, ludzkość się rozwija a jak są jakieś trudności to po to by je pokonać. Z Lema Astronauci trochę są w tym tonie. Sądzę że należy tu rozróżnić dwie sprawy: jest science-fiction ściśle wyczerpująca tą definicję, z takim zacięciem by coś ważnego powiedzieć, czyli snucie jakichś tam wizji na przyszłość z podbudową naukową i jest, jak ja to nazywam, kowbojska s-f - czyli takie zwykłe przewalanki, ten mu strzelił z lasera a tamten dosiadł rakietowego konia i odjechał. Taki western, tylko w przyszłościowym sztafażu. Jeśli brać tą bardziej poważną część s-f, to jasne że jest ona o tyle ponura, o ile prawdziwie została w niej obnażona ludzka natura. Prosta konstatacja wiedzie bowiem do wniosku, że bez zmiany natury ludzkiej przyszłość jest ponura, choćby wszyscy mieli co jeść, w co się ubrać, i żeby nawet każdy mógł mieć po rolexie i złotym mercedesie - to i tak będzie zazdrościł, itd. Na tym tle Twój wybór powrotu z gwiazd i betryzacji jest moim zdaniem bardzo dobry, bo dużo na tym przykładzie mozna powiedzieć. Z drugiej strony nie wszystko jest takie ponure, np. Kirył Bułyczow pisał bardzo ciepłe, sympatyczne rzeczy - ale zwykle wtedy pisze się o pojedynczym człowieku, który poprzerz swoje "człowieczeństwo", poprzez swoje wady - wygrał.