Niestety trochę trudno mi odnaleźc się w tym pomieszaniu terminologii... Nie wątpię, że Buddyzm przypisuje zwrotowi ,,miec duszę'' nieco inne wrażenie niż ludzie zachodu.
No właśnie, ciekaw jestem, co rozumiesz poprzez "posiadanie duszy"? Czy chodzi po prostu o świadomość? Bo nawet co do człowieka nie ma zgody w kwestii tzw. ŚWIADOMOŚCI wśród uczonych i filozofów. Jakieś dwa i pół tysiąca lat temu Platon malowniczo przedstawił duszę człowieka w postaci skrzydlatego rydwanu, ciągnionego przez dwa konie, czyli odwagę i popędy, którymi kieruje woźnica, to znaczy rozum. I właściwie od tego czasu nie udało się ustalić na ten temat niczego bardziej konkretnego ;>
Przede wszystkim wciąż nie wiemy, jaka jest relacja ciała i psychiki, czyli nie znamy natury związku, który zachodzi pomiędzy mózgiem a świadomością. W ubiegłym wieku, racjonalnym i czerstwym jak kromka suchego chleba, przyjęto wygodne założenie, że zjawiska psychiczne są jedynie echem procesów fizjologicznych. Innymi słowy, bez ciała nie może być mowy o duszy, która jest tylko subiektywną pochodną niewiarygodnie skomplikowanego układu nerwowego. Podobnie jak dźwięk nie może istnieć bez drgań cząsteczek powietrza.
Przy tym założeniu niematerialna myśl nie może powodować żadnych czynności. Nie pozwala na to podstawowa zasada zachowania energii: nie może powstawać coś z niczego. Relacja CHCĘ->MOGĘ z punktu widzenia fizyki nie powinna zachodzić! Samo CHCENIE nie dysponuje wszak żadną energią fizyczną, dlatego nie jest w stanie zapoczątkować żadnej reakcji. Wszystkie nasze działania byłyby zatem wynikiem mechanicznej pracy układu nerwowego, a świadoma kontrola, jaką nad nimi jakoby sprawujemy, jest tylko wtórną iluzją naszej zadufanej jaźni!?
Problem również w tym, że pomimo dysponowania coraz doskonalszymi aparatami badawczymi, które (jak na przykład rezonans magnetyczny) pozwalają w najdrobniejszych szczegółach odtworzyć strukturę i pracę mózgu, tzw. zjawiska psychiczne wciąż pozostają zagadką. A nawet gorzej: im więcej wiemy o działaniu poszczególnych ośrodków mózgowych, tym bardziej nie umiemy wytłumaczyć fenomenu świadomości. Może jednak rację mają zwolennicy dualizmu psychofizycznego (wśród nich wszak jest sporo noblistów), którzy twierdzą, że dusza istnieje i jest niezależnym bytem, zdolnym do oddziaływania na własne procesy materialne?
Mam osobistą teorię, dlaczego udało nam się zbadać odległe o miliony kilometrów rejony Marsa, jednak wciąż nie mamy pojęcia, co dzieje się w naszej własnej łepetynie. Odpowiedź jest prosta: taka samowiedza z punktu widzenia ewolucji jest nie tylko niepotrzebna, ale wręcz niebezpieczna. Jesteśmy formą, którą stworzono w celu przechowania genów, a nie dla metafizycznego mędrkowania. Dla własnego dobra zostaliśmy skazani na wieczną ignorancję: jeżeli Bóg gra w kości, to Natura bawi się z nami w zakryte karty.
Wyjaśnienie istoty świadomości za pomocą jej samej wydaje się niemożliwe. Aby rozpoznać dany układ, potrzebny jest jakiś zewnętrzny i niezależny punkt odniesienia. Naiwne jest przekonanie, że jeśli się bardzo wytężymy, będziemy mogli sami siebie wyciągnąć za włosy z egzystencjalnego grzęzawiska. Podobnie jak stworzenia narysowane na kartce papieru nigdy nie będą w stanie zrozumieć głębi trójwymiarowej przestrzeni.