Posłuchałam około 40 minut wykładu pana Okołowskiego.
W sumie - dla nas 1505 - ale ok, to wykład dla studentów.
Około 37 minuty pojawia się część o dyskredytacji Lema jako twórcy i człowieka - o braku powściągliwości wśród badaczy, konfabulacjach, insynuacjach, zakłamywaniu - pan Okołowski mówi o plwocinie rzuconej, która trzyma się długo - podaje dwa przykłady takich manipulacji: lżejszy i cięższy.
Cięższy to - cóż - nie trudno się domyślić - Kagan i jego praca o Lemie.
Lżejszy to - ze zdumieniem usłyszałam i znalazłam w tym wątpliwym towarzystwie: pani Gajewska i jeden cytat z jej książki:
po wojnie Stanisław Lem nie mógł przestać się ukrywać. Gdyby ujawnił swoje pochodzenie, najpewniej zostałby zmuszony do emigracji albo dostałby bilet w jedną stronę do Izraela.
Całość, z której ten cytat:
" Odkrywając nigdy nie opowiedzianą wprost historię wypędzonej ze Lwowa ofiary nazizmu, musiałam zrekonstruować sposób funkcjonowania pisarza w meandrach polityki kulturalnej PRL, a także powojennego
antysemityzmu, z datami odmierzającymi kolejne kroki milowe mrocznej polskiej historii: 11 sierpnia 1945, 4 lipca 1946, rok 1956, marzec 1968. Zarówno śmierć bliskiego krewnego w pogromie kieleckim, jak i sposób funkcjonowania inwigilowanego Związku Literatów Polskich potwierdzały obawy Lema, że mówienie o własnej przeszłości może zostać wykorzystane przeciwko niemu i jego bliskim. Oznaczało to jednocześnie, że po wojnie Stanisław Lem nie mógł przestać się ukrywać. Gdyby ujawnił swoje pochodzenie, najpewniej zostałby zmuszony do emigracji albo dostałby bilet w jedną stronę do Izraela. Ślad tej męczącej, połączonej z żałobą i depresją sytuacji odnaleźć można w Dzienniku Jana Józefa Szczepańskiego, który 18 października 1976 roku notuje:
Rano zajrzał Lem. Coraz częściej mówi o możliwości emigracji. Dziś pierwszy raz powiedział, że jest bliski oświadczenia władzom, że jako „parszywy Żyd” chce wyjechać do Izraela. Bardzo się postarzał, bardzo
zgorzkniał7.
Jednak pod koniec życia nawet w Polsce Lem zaczął coraz częściej mówić o swoich korzeniach, dlatego zdecydowałam się odsłonić jego okupacyjne losy, prześwitujące przez fabuły powieści, które zna cały świat."
I stąd pan Okołowski płynnie przechodzi do kagana - to on niby twórczo rozwija myśl Gajewskiej....uzasadniając to "ukrywanie" wiadomymi "rewelacjami" o współpracy.
Uważam to zestawienie nazwisk za wysoce krzywdzące dla pani Gajewskiej - studenci zapamiętają, że to ta Gajewska co konfabuluje...albo może ja przesadzam? Ale jakoś mi ta część zazgrzytała.
Faktycznie, ten fragment z Gajewskiej jest nielogiczny - Lem się przecież nie ukrywał, nie żył w podziemiu, był osobą publiczną. Sądzę, że po prostu chodzi o to, że niechętnie mówił o tym okresie swojego życia.
W lutym 1995 napisał:
Smuciły mnie bardzo spory, które wybuchły z powodu oświęcimskiej rocznicy, całe to przeciąganie liny, wzajemne oskarżanie się o judaizację czy polonizację obozowego muzeum. Nad grobami powinna panować cisza. Być może wymierzyć sprawiedliwości widzialnemu światu, jak nam nakazał Conrad, w tym segmencie historii w ogóle się nie da. Trudno wymierzać sprawiedliwość tam, gdzie zbrodnia i zło wykroczyły poza ostatnią granicę pojmowania ludzkiego.
Więc po co strzępić język? Raczej ukrywać - nie tyle siebie - co swoje myśli?