I Lenin a właściwie - Platon wiecznie żywy.
W SF nad miarę nawet... Taki np. pan Williams w "Aristoi", widzi w platońskich trójpodziałach przyszłość postludzkości, jak pisałem (z tym, że zamiast,
po ludzku, pisać o Spirytach, Dostojnych i Tyrałach, woli z cudzoziemska nazywać te
kasty Aristoi, Theraponami i Demos):
"- W Gorgiaszu, ale również w innych miejscach - mówił Gabriel, a reno podsuwało mu odpowiednie teksty - Platon, przez osobę Sokratesa, zdaje się opowiadać za całkowitą wolnością sumienia, konieczną do autentycznego rozpoznania prawdy i moralności. Tutaj dyskutuje z Kalliklesem, którego teorie na temat siły woli znajdują odzwierciedlenie w poglądach szanownej Ikony. Nie mylę się, prawda?
- Oczywiście - odparł Sebastian.
Ikona konferowała ze swymi daimonami o Gorgiaszu, ale nim zdążyła powiedzieć, że Kallikles to reakcyjny łotr, Gabriel mówił pospiesznie dalej:
- Urządziłem więc swą domenę zgodnie z zasadami Sokratesa. Każdy członek Demos może rozwijać sumienie i talenty zgodnie ze swą wolą. Nie może jedynie wykorzystywać technik, które uznaliśmy za niebezpieczne dla ludzkości.
- Zaniedbałeś obowiązku prowadzenia ich ku cnocie - stwierdziła Ikona.
- Tutaj zgadzam się z Ikoną - rzekł Sebastian. - Obowiązkiem męża stanu jest prowadzenie ludu ku prawdzie. Mężowie stanu, Aristoi, kierują władzą wykonawczą - Theraponami - w ich wysiłkach oświecania Demos. Jak pokazano w Republice, kształcenie jest najważniejszą funkcją państwa.
- W Republice - ripostował Gabriel - Sokrates przyznaje w końcu, że nie potrafi wskazać absolutnej metody wyprowadzenia postulatów z ostatecznych oczywistych zasad. Po cóż więc kierować Demos ku ideałom, których prawdziwości nie można dowieść?
- Tu ich zażyliśmy! - chichotał Deszcz po Suszy."A bohater jego - pozytywny! - nosi
otczestwo Wissarionowicz. I spiera się z rzeczoną Ikoną (Cnót, zresztą) niczym Cyrankiewicz z Gomułką:
"- Co zrobiłeś, by służyć Demosowi? - zażądała odpowiedzi Ikona Cnót.
- Przede wszystkim pozwoliłem, by Demos sam sobie służył. I oczywiście dostarczyłem im biosystemów, w których mogą to realizować.
- Obowiązkiem Aristoi jest przewodzić, a nie biernie czekać, by sprawy biegły własnym torem. Poświęcam przeciętnie osiemnaście godzin dziennie, pracując dla dobra ludzi w mojej domenie. Tego samego wymagam od tych, którzy są u mnie na służbie.
- Rozporządzając każdym szczegółem ich prywatnego życia - mamrotał Cyrus. Deszcz po Suszy przesłał jednak inną myśl - zarządzanie cudzym życiem to nie taka zła rzecz.
- Ach, tak - powiedział Gabriel (reno dostarczyło mu najnowszych danych). - Moi urzędnicy przez dwie godziny dziennie wykonują swe zadania, natomiast moich Theraponów nieco bardziej obciążam obowiązkami.
Twarz Ikony, podobna do ostrza, zwróciła się groźnie w kierunku Gabriela.
- Jak wiele tego czasu przeznaczasz na nauczanie Demos, jak uniknąć błędów? Jak odrzucić materializm, kroczyć drogą umiarkowania, służyć sobie nawzajem?
- Miałem wrażenie, ze twój system jest właśnie oparty na materializmie? - rzekł Gabriel. Teraz cytował poprawnie z niemieckiego oryginału (korygując wieki przekłamań): - "Od każdego według jego możliwości, każdemu według jego pracy". Jeśli pracujesz osiemnaście godzin dziennie, to z pewnością, zgodnie ze swym credo, zasługujesz na tych kilka ogrodów i pałaców.
- My odrzucamy materializm fałszywy. Umiłowanie luksusu, popisywanie się, samo… - Spojrzała na Gabriela, na długie do kostek brokatowe szaty, na wachlarz i kapelusz mandaryna przystrojony pawim piórem.
Gabriel otworzył wachlarz z czarnej laki, demonstrując namalowane na nim złote arabeski.
- Moje ubranie reklamuje Warsztaty Illyrianskie - oświadczył. - One zaś dają możliwość ukazania godności ręcznego trudu.
- Trud zaprzęgnięty do wytwarzania rzeczy zbytkownych jest trudem pozbawionym prawdziwej godności."Przeca z nieba nie spadły (pewnie spadły ale mniejsza;))) te zmechy.
Zmechyzmechy...proszsz jaka cywilizacja nieśmiertelników, ale koniec końców - bezrefleksyjnych tępaków i tylko te marzące kręgowce wiedzą co jest na rzeczy.
I tu jakiś błąd - albo cytaty tendencyjne;) - bo z jednej ludzie w totalnej pogardzie, a z drugiej lecą do gwiazd. To sorry WineQ, ale czy szczury mogłyby polecieć? Gdyby szczury nagle zaczęły rozwijać plan podboju kosmosu, to na pewno nie byłoby to niezauważalne dla człeków.
Chyba, że w świecie zmechów i mrówki latają po wszech...
W sumie tego Benforda bronić mi się nie chce, bo z jakichś powodów przywołując go na ewolucję wyrzekałem, ale może streszczę
ocotam... Otóż tam nie tyle zmechy z nieba spadły ile ludzkość do galaktycznego Centrum wpadła, gdzie one
przodków swych biologicznych wygubiwszy bytowały, a astroinżynierią się parały. Wpadła zaś, bo SETI kody odebrało i cuda sobie obiecywało.
Dalej: z tym lataniem to se statek ocalały po przodkach uruchomili, potem się zresztą przytomnie okazało, że za cichą zgodą tej
modliszki co własne plany miała, a i sama pionkiem była, bo są tam różne piętra rozumności i w końcu się pokazało, że tym nawet dla zmechów
boskim co to już w czysty elektromagnetyzm poszli (wiry odGOLEMowe i dalsze piętro odysejowe)
szczury na coś przydatne (megalomańskie strasznie, ale Pirx by się ucieszył

) i potem to skręca w straszne banialuki. Jak tom trzeci jest wybitny na SF standardy, mimo
wkosmoswzlotu finalnego, tak szósty, finalny, brednia jest niestrawna.
Co zaś do
tępoty, to może być i tak - kłaniają się apsychicznie bystre bystry

i wattsowe Wężydła
ześlepowidzeniowe - że, przekonanie, iż jest coś ponad nią tylko jest złudzeniem. No i o nieśmiertelnych mówiąc musim wspomnieć znów Borgesa.
Skoro zaś przy nieśmiertelności my są, to wychodzi na to, że w/w Ameta pierwszy był
mortalista:
http://www.orionsarm.com/eg-article/47b8f4550f5e3abo i
metamortalista:
http://www.orionsarm.com/eg-article/47b3b5c509659Killeen zaś Bishop i Kirk
startrekowy nurtu tego wyznawcy

. (Z ektokiem Anixem może być kłopot, bo wybrzydza, ale sam nieśmiertelny. Co cynik jaki mógłby podsumować jak Voltaire fryderykowego "Anti-Machiavela"

.)
Ten Wasz Borg to też taka total kolektywizacja - nie da się wyjść z tego kręgu? Czy co? 
Tennaszborg 
w sumie nieprzypadkowo tu pasuje, bo Benford to trochę jak
towarzysz Waciak (nie mylić ze Szmaciakiem, też
towarzyszem) ze starego dowcipu, co to znał wszystkich, bo jak nie postulaty z "Fantastyki..." w Juesej propagował, to z Lemem się listownie na łamach prasowych kłócił, albo robił za literackiego
murzyna kończącego po Clarke'u, czy też Le Guin recenzował, no i
"StarTreka" był konsultantem naukowym (pierwszym takim
advisorem zresztą w dziejach) i
ktowi jaki był - w związku z tym - udział jego w Borga wymyślaniu (a obstawić gotowym, że spory).
Z tym Borgiem zresztą, to potem nawet ciekawe wątki były rozwijane:
http://en.memory-alpha.org/wiki/I_Borg_(episode)http://en.memory-alpha.org/wiki/Unimatrix_Zero_(episode)http://en.memory-alpha.org/wiki/Unimatrix_Zero,_Part_II_(episode)http://andromeda.wikia.com/wiki/The_Sum_of_Its_PartsA zmechy pewnie przerabiają mniejsze mechy - na swoje części i muszą się jakoś zasilać/posilać - chyba, że perpetuum mobile:)
Były tam i takie co się innymi zmechami posilały, ale to tylko w ramach programu/błędu/
raka co ich cywilizację miejscowo toczył powodując, że część zmechowatości wyodrębniła się jakby w mniejsze miasta/mrowiska/jak-zwał-tak-zwał, znacząco od całości głupsze, co wojny - m.in. o części - ze sobą toczyły. Nadto nie gardziły zmechy surowcem ani mineralnym, ani biologicznym, ani jaki tam im był przydatny.
Zdaje się jednak, że utknęliśmy niniejszym na "Centrum..." mieliznach, miast o cywilizacji maszyn gadać, ale może i Vinge ma rację, że ona zbyt
osobliwa by ją na nasze rozumy brać

.