- mamy kobitkę;) - Melania Fortinbrass - czyżby to siostra karmelitanka od świętej Melanii?
Nie powinna być Ofelia?

jest taki punkt kulminacyjny: Mattrass. Po którym lekkie przesycenie. Jakaś nadmiarowość. Rozpada mi się to opowiadanie na dwie części: do-i-od mattrassowe...
Jest nadmiarowość - widać, że Lema rozsadzają pomysły. Tryska, wręcz rozrzutnie.
Akurat jest mocny w takich adabsurdumach.
Choć mnie, akurat od-mattrassowa, bardziej zajęła.
Z podróży 22.
Ale jak podzielić dwójką, robi się podróż 11, do której jest nawiązanie wprost. Na początku i w środku (historia Bożydara"). Chyba nie przypadkiem, gdyż widzi mi się pralnicza lustrzanką tamtej.
Tam ludzie udający roboty.
Tu roboty (wszak nie pralki już) udające ludzi. Podobnie, bezsensowne motywy ukrywania się.
(Co stało się z ludźmi!!?)
Oraz nielogiczna autodekonspiracja (przed kim?).
Widać nie wiedziały, że wszystkie inne też roboty. Lub, że same są robotami (wtedy dickowo)
Podobny finał - demaskacja totalna jak u Poirota.
Z niego wynika, że Tichy jedynym bladawcem pozostał.
Choć, kątem, podejrzewam, że też był robotem.
Co mocno upraszałoby dziwnie bezżenską genealogię.
Przodkowie pralkowi widać na dobrych łożyskach i smarach byli, cicho prali - stąd ksywa. To też wyjaśniałoby ostatniość tej historii. Bohater odkrywa swą krecią robociość i popada w depresję. Taki Zanussi.
Dlatego tragedia.
Jako pseudobladawiec zaczyna pisać bajki robotów, czy inne cyberiady.
