Autor Wątek: Sebald - ziomek Eryki  (Przeczytany 53463 razy)

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 17591
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Sebald - ziomek Eryki
« Odpowiedź #15 dnia: Października 29, 2023, 09:23:09 am »
Skoro wspomniałem o "Szpitalu..." - od skojarzeń z von Kautersem tu nie ucieknę...
https://kobieta.wp.pl/josef-mengele-potrafil-powiedziec-komplement-dziewczynie-ktora-wysylal-na-smierc-6956304055327232a
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 17591
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Sebald - ziomek Eryki
« Odpowiedź #16 dnia: Stycznia 14, 2024, 11:04:41 am »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 17591
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Sebald - ziomek Eryki
« Odpowiedź #17 dnia: Kwietnia 29, 2024, 10:14:11 am »
O żonach (i dzieciach) różnych co gorszych hitlerowców, a ich wiedzy o zbrodniach najbliższych (tu znów przypominają się wizyjne wspomnienia mecenasa Finkelsteina): https://wiadomosci.onet.pl/swiat/wymowki-ich-kobiet-pytania-ich-dzieci-czego-nie-widzialy-zony-hitlerowskich-katow/55lvgw9
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Cetarian

  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 369
    • Zobacz profil
Zatopiony statek Wilhelm Gustloff.
« Odpowiedź #18 dnia: Listopada 22, 2025, 06:51:24 pm »
Zatopiony statek Wilhelm Gustloff.

W pewnej rozmowie wypłynęło nazwisko, a nawet imię, Magdaleny Grzebałkowskiej, które to nazwisko kojarzyłem, ale nie czytałem żadnej jej książki.

Zajrzałem do Wikipedii, a w szczególności do hasła o jednej z jej książek „1945. Wojna i pokój”, która jest opisana następująco:

https://pl.wikipedia.org/wiki/1945._Wojna_i_pok%C3%B3j

"1945. Wojna i pokój – książka Magdaleny Grzebałkowskiej wydana w 2015 w Warszawie przez Agorę; opisuje wydarzenia na ziemiach polskich w 1945 bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych[1].

Książka ma formę reportażu. Każdy rozdział poprzedza wybór ogłoszeń prasowych z kolejnych miesięcy 1945[2]. Grzebałkowska skupiła się na opisie konkretnych ludzi i wydarzeń, bez przedstawiania całościowej panoramy „wielkiej historii” i kalendarium. Ukazała takie zjawiska, miejsca i wydarzenia jak: szaber, przesiedlenia Niemców i Polaków, Warszawę, Wrocław, Sanok, żydowski dom dziecka w Otwocku, katastrofę Gustloffa[3] czy postacie takie jak Bolesław Drobner czy Czesław Gęborski."


*
Według Wikipedii atak na Gustloffa był legalny.

https://pl.wikipedia.org/wiki/MS_Wilhelm_Gustloff

„Była to największa tragedia morska w zapisanej historii ludzkości (największa znana liczba ofiar zatonięcia jednego statku). Storpedowanie jednostki pomocniczej, idącej w konwoju okrętów wojennych, było jednak całkowicie zgodne z prawem wojennym, a konkretnie z układem londyńskim z 1936 roku, regulującym zasady prowadzenia wojny podwodnej.”

Nie można wykluczyć, że gdyby Gustloff płynął bez konwoju, cały oklejony wielkimi czerwonymi krzyżami, to i tak zostałby zatopiony, no, ale, wg Wikipedii, został zatopiony zgodnie z prawem wojennym.
   
Zginęło około 6600 osób, uratowano 1215.

W dalszym ciągu w.w. rozmowy zarysowała się różnica zdań, czy niemieckim cywilom (tym 6600, którzy zmarli z wychłodzenia, bo chyba nawet nie zdążyli się potopić, ale też generalnie) należy (przynajmniej w jakimś stopniu) współczuć, czy też, wedle maksymy,
Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę” dostali to, na co się pisali.

(Mnie jest znacznie bliżej do tego drugiego stanowiska. A w zasadzie to nawet stoję za nim, po drugiej stronie, tzn. b. daleko od jakiegokolwiek współczucia.)

Piszę w tym wątku, bo przypomniałem sobie, że dawno temu olka wskazywała, że od pewnego momentu Niemców nikt nie pytał o zdanie, nie mogli sobie wybrać innej partii, a co za tym idzie, innego kanclerza.

To prawda.

https://en.wikipedia.org/wiki/Adolf_Hitler%27s_rise_to_power#Chancellor_to_dictator

“Following the Reichstag fire, the Nazis began to suspend civil liberties and eliminate political opposition. The Communists were excluded from the Reichstag. At the March 1933 elections, again no single party secured a majority. Hitler required the vote of the Centre Party and Conservatives in the Reichstag to obtain the powers he desired. He called on Reichstag members to vote for the Enabling Act on 23 March 1933. Hitler was granted plenary powers "temporarily" by the passage of the Act.[104] The law gave him the freedom to act without parliamentary consent and even without constitutional limitations.”
Employing his characteristic mix of negotiation and intimidation, Hitler offered the possibility of friendly co-operation, promising not to threaten the Reichstag, the President, the States or the Churches if granted the emergency powers. With Nazi paramilitary encircling the building, he said: "It is for you, gentlemen of the Reichstag to decide between war and peace".[104] The Centre Party, having obtained promises of non-interference in religion, joined with conservatives in voting for the Act (only the Social Democrats voted against).[106]
The Act allowed Hitler and his Cabinet to rule by emergency decree for four years, though Hindenburg remained President.[107] Hitler immediately set about abolishing the powers of the states and the existence of other political parties and organisations. All other parties were formally outlawed on 14 July 1933, and the Reichstag abdicated its democratic responsibilities.”


No i tak sobie niemiecki lud jęczał pod hitlerowskim jarzmem przez dwanaście lat, aż go alianci wyzwolili.

Ale:

Przedwojenne Niemcy liczyły ca 60 milionów ludzi i prawie wszyscy byli piśmienni.

Gdyby tylko jeden promil populacji prowadził jakieś pamiętniki do szuflady, to uzbierałoby się ich ca sześćdziesiąt tysięcy. Powiedzmy, że połowa spłonęła czy zaginęła w wojennej zawierusze, zostałoby jeszcze trzydzieści tysięcy.

I tak sobie myślę, że gdyby tam można było znaleźć, w zapisach przed jesienią 1941 roku, kiedy atak na Sowiety zaczął zwalniać, więcej niż tylko pojedyncze głosy (bardzo przecież cichego i dyskretnego, bo tylko do szuflady pisanego) sprzeciwu, że oto napadamy kraj za krajem, rabując i mordując, to ktoś by te głosy już dawno zebrał i wydał.

Ale ponieważ (podejrzewam) takich krytycznych głosów było może 30, a może 300, na te szacowane 30.000 pamiętników, to żadna publikacja na ten temat nie powstała.

A zapewne też niełatwo byłoby dotrzeć do tych pamiętników.
Nawet gdyby ogłoszono konkurs z dużymi nagrodami, to pamiętnikarze raczej nie chcieliby się dzielić wpisami o tym, jak degustowali zdobyczne francuskie koniaki, itd. itp. 

Ale może ktoś coś wie, o jakichś pośrednich metodach badania, czy szacowania nastrojów w Niemczech w latach 1938-1941/1942?


maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 14073
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Sebald - ziomek Eryki
« Odpowiedź #19 dnia: Listopada 23, 2025, 08:58:54 am »
Ciekawe zagadnienie podniosłeś (zakładając, iż faktycznie takowe "niemieckie pamiętniki sprzeciwu" nie były wydane), tym niemniej nie jestem pewien, czy pisanie do szuflady treści karanych na gardle było aż tak popularne (mimo wszystko), aby powstało te 60k pamiętników, czy nawet 10k lub 1k (mówię o osobach, które nie były ofiarami hitleryzmu, bo pamiętniki ofiar są). Chyba tylko osoba mająca wiedzę jaki odsetek ludzi tak w ogóle pisze do szuflady rzeczy, za które można zawisnąć, mogłaby, przynajmniej statystycznie, rzucić nieco światła na tę sprawę.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7192
    • Zobacz profil
Odp: Sebald - ziomek Eryki
« Odpowiedź #20 dnia: Listopada 23, 2025, 04:07:57 pm »
Zatopiony statek Wilhelm Gustloff.

W pewnej rozmowie wypłynęło nazwisko, a nawet imię, Magdaleny Grzebałkowskiej, które to nazwisko kojarzyłem, ale nie czytałem żadnej jej książki.

Zajrzałem do Wikipedii, a w szczególności do hasła o jednej z jej książek „1945. Wojna i pokój”, która jest opisana następująco:
Ja akurat czytałam wszystkie jej książki.
„1945” mam w domu – przejrzałam rozdział o Gustloffie pt. „Czerwone znamię”  - jak każdy rozdział zaczyna się od przeglądu prasowych ogłoszeń, a następnie przez pryzmat jednostkowej historii – w tym przypadku historii Lucie Rybant/Łucji Bagińskiej (uratowanej z katastrofy) i jej  uznanego za zmarłego w katastrofie dziecka Hansa Jurgena (w 1998 roku z Lucie kontaktuje się dorosły mężczyzna, który twierdzi, że jest jej synem - również uratowanym z Gustloffa – Grzebałkowska pojechała w 2003 roku do Niemiec spotkać się z nim) – opisuje jak doszło do zatopienia Gustloffa.
Ona nie ocenia. Nikomu nie przyznaje racji. Ani kapitanowi Marinesko, ani uciekającym Niemcom.
Chociaż może wziąwszy pod uwagę życiorys Łucji ….

urodzona w 1923 w Elblągu, w 1939 wywieziona przez Niemców na roboty, w Darłowie, na targu najemników, za 36 marek Łucję kupuje córka niemieckiego gospodarza.
Gospodarze okazują się dla niej dobrzy, pomagają jej  i ostatecznie popełnia swój największy grzech – w 1942 poślubia Niemca. Oczywiście żołnierza. Rodzi się ów Jurgen, który nigdy ojca nie widział. Rok 1945 – gospodyni u której wynajmuje pokój ma kajutę na Gustloffie dla 5 osób – 2 wolne miejsca – Lucie korzysta, bo ruscy nadciągają. Ocalała i po wojnie mieszkała w Gdyni – wyszła za mąż za Polaka, ma córkę.

...jednak w tle pobrzmiewa teza o uwikłaniu pojedynczych losów w historię i trudność oceny w stylu „siania wiatru”.

Ale:
Cytuj
W dalszym ciągu w.w. rozmowy zarysowała się różnica zdań, czy niemieckim cywilom (tym 6600, którzy zmarli z wychłodzenia, bo chyba nawet nie zdążyli się potopić, ale też generalnie) należy (przynajmniej w jakimś stopniu) współczuć, czy też, wedle maksymy,
„Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę” dostali to, na co się pisali.
Kiedyśtam przeczytałam „Wielką ucieczkę” Thorwalda (tego od chirurgów):
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5176332/wielka-ucieczka

I z tej książki właśnie taka teza pobrzmiewa – ostatecznie Niemcy zebrali to, co posiali.

Z pewnym dysonansem – jakkolwiek książka jest zapisem upadku Niemiec 1944/1945 i wypunktowaniem błędów Hitlera i jego świty, to Thorwald kilka razy wtrąca, iż nadchodzący ruscy to brutalna, pozbawiona zasad hołota (zwłaszcza oddziały z głubinki)  w porównaniu z kulturalnymi i czystymi Niemcami. Cóż.

I apropos – czy gdyby Ukraińcy trafili teraz w cel cywilny i zginęliby Rosjanie, to należałoby współczuć Rosjanom? Z pewnym zdziwieniem znajduję u siebie odpowiedź, że nie, nie należałoby.
Zdziwieniem, bo zawsze byłam przeciwna zbiorowej odpowiedzialności  - zwłaszcza za decyzje polityków rządzących w sposób autorytarny, przymusem i siłą.

No i tak sobie niemiecki lud jęczał pod hitlerowskim jarzmem przez dwanaście lat, aż go alianci wyzwolili.
Dobre.
Niemniej – rok 1933 – wybory w Niemczech – frekwencja 88.74% - NSDAP dostaje 44.5%.

Populacja Niemiec to ponad 65 mln w 1933 roku.

Uprawnionych do głosowania 44 686 756 (o ile się nie pomyliłam).

Głosowało 39 655 029.

Na NSDAP 17 646 487.

Pozostałe partie: 22 008 542.

Te 44.5% zdecydowało o polityce Niemiec na następne 12 lat.
A nie były to uczciwe wybory.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_parlamentarne_w_Republice_Weimarskiej_w_marcu_1933_roku

Kolejne wybory ogólnoniemieckie to rok 1990.

W sumie  jest to poniekąd przerażające jak działa demokracja – nawet jeśli częściowo zniewolona.
17.5 mln zdecydowało o ponad 65 mln.
Czy w kolejnych latach Niemcy dobrowolnie przechodzili na stronę tych 44.5% - nie wiem.

Czy Ci co nie przeszli spisywali swoje polityczne spostrzeżenia do szuflad? Wątpię.
Takie wspomnienia - od "zwykłych" ludzi (bo pamiętniki ofiar i oprawców są wydawane) są raczej spisywane doreportażowo, jako świadectwa w bardzo szczegółowych sprawach, jednostkowych, dokumentujących dzieje np. konkretnej wsi.
Nie sądzę by np. teraz przeciętny mieszkaniec Moskwy spisywał swoje spostrzeżenia w temacie Putina i jego świty.


Psss...tutaj jest ten rozdział z Grzebałkowskiej:
https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,1542715.html
« Ostatnia zmiana: Listopada 23, 2025, 04:14:27 pm wysłana przez olkapolka »
Mówią już powszechnie: Di - da...

Cetarian

  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 369
    • Zobacz profil
Czy żałować niemieckich cywilów cd.
« Odpowiedź #21 dnia: Listopada 23, 2025, 08:46:28 pm »
@maziek, olka

W peerel-u stworzono taką oto instrukcję:

1/- nie myśl;
2/- jeśli myślisz, nie mów;
3/- jeśli mówisz, nie pisz;
4/- jeśli piszesz, nie podpisuj;
5/- jeśli podpisujesz - Nie dziw się!

Taki poradnik, choć może nie spisany, zdecydowana większość Niemców miała zapewne w tyle głowy (w latach 1933 -1945).   

Jednak co do tego, czy potencjalne treści pamiętników krytycznych wobec atakowania i zajmowania kolejnych krajów byłyby karane aż na gardle, nie mam 100% pewności.

Ponadto: pomiędzy 1933 rokiem, kiedy zlikwidowano inne partie, a rokiem 1938, kiedy dokonano Anschlussu Austrii, wszelkie formacje policyjne, para-policyjne i kontrwywiadowcze (dalej dla uproszczenia: policja) miał/y/a mnóstwo czasu, żeby wyłapać szeroko rozumianą opozycję, ludzi, którzy w jakikolwiek sposób, ale jednak publicznie dawali wyraz swojemu sprzeciwowi wobec rządów Hitlera i nsdap.

Z krótkich fragmentów filmów, które widziałem, wynikało, że po Anschlussie Hitler był w Austrii witany entuzjastycznie i chyba nie było tak, że za tymi wieloma szeregami uradowanych ludzi stało niemieckie SS z bagnetami na broń.

Jednak z drugiej strony wolno domniemywać, że były jakieś promile, albo może pojedyncze procenty mieszkańców Austrii, którzy nie byli zachwyceni Anschlussem i w związku z tym przed niemiecką policją pojawiło się zadanie odszukania tych ludzi i wsadzenia ich do więzień lub obozów.

Potem były Czechy, potem Polska, potem Francja i tej roboty policyjnej (czy policyjno-pacyfikacyjnej) na terenach podbitych było coraz więcej, w związku z tym wydaje mi się, że prawdopodobieństwo, żeby policja wkroczyła do domu jakiejś Berty, Gerdy lub Herty w poszukiwaniu jej pamiętnika, było ekstremalnie niskie.

Zwłaszcza jeśli Berta, Gerda lub Herta miała męża albo syna na froncie.
 
Dużo bardziej ryzykowne byłoby, gdyby Berta powiedziała na ucho Gerdzie, że nie do końca popiera napadanie na te kraje, Gerda by to powiedziała Hercie, Herta swojego mężowi, a on by pobiegł na policję, żeby się zasłużyć.

Podobnie pisanie listów do męża lub syna w stylu „Mordujcie tych Francuzów(a nawet Polaków?) jakoś tak możliwie humanitarnie i/lub w mniejszych ilościach” byłoby bardzo ryzykowne, bo korespondencja prawdopodobnie była w całości cenzurowana, nie mam pewności, czy tak było, ale biorąc pod uwagę skalę opresyjności państwa niemieckiego w ogólności, oraz fakt, że toczyło wojny, wydaje się, że wszystkie listy były czytane. Może z wyjątkiem tych, które jeden pułkownik pisał do drugiego, ale może i te były czytane przez Gestapo.

Natomiast, jeśli Berta nie rozmawiała ani z Gerdą, ani z Hertą, ani z nikim innym, na temat swoich wątpliwości, tylko powierzała je swojemu pamiętnikowi, a pamiętnik trzymała w szufladzie, to w jaki sposób policja miałaby wpaść na pomysł, żeby do tej szuflady zajrzeć? Miała wszak dużo roboty ze zwalczaniem oporu w krajach podbijanych.

A po wojnie można by się takim pamiętnikiem pochwalić. 

*
@olka

To, co zrobiła Grzebałkowska, jest dość typowe dla dziennikarza.

Szuka się ciekawych przypadków, ludzi z losami powikłanymi, żeby było o czym opowiadać.

I oczywiście w takiej masie ludzi, to znaczy wśród tych circa 60 milionów Niemców (i ca drugich 60 lub więcej milionów mieszkańców krajów podbitych), byli i tacy, z rozmaitymi nietypowymi życiorysami.

Ale moje pytanie dotyczy/ło przeciwnego bieguna historii, nie tego, że czasem zdarzają się historie bardzo zawikłane, tylko, jakie było stanowisko zdecydowanej większości Niemców z niepowikłanym życiorysami wobec wojny, a w zasadzie wojen napastniczych, toczonych przez kraj, którego byli obywatelami, w czasach, kiedy armia niemiecka odnosiła bezdyskusyjne i łatwe sukcesy, a z terenów zajętych obficie napływały rozmaite dobra.

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7192
    • Zobacz profil
Odp: Sebald - ziomek Eryki
« Odpowiedź #22 dnia: Listopada 23, 2025, 09:49:55 pm »
Cytuj
Jednak co do tego, czy potencjalne treści pamiętników krytycznych wobec atakowania i zajmowania kolejnych krajów byłyby karane aż na gardle, nie mam 100% pewności.
Mnie nie chodziło o strach przed nożem na gardle – raczej myślę, że przeciętny człowiek (nie tylko ówczesny Niemiec) nie ma zwyczaju utrwalania swoich myśli na papierze.

Może się jednak mylę...
Cytuj
jakie było stanowisko zdecydowanej większości Niemców z niepowikłanym życiorysami wobec wojny, a w zasadzie wojen napastniczych, toczonych przez kraj, którego byli obywatelami, w czasach, kiedy armia niemiecka odnosiła bezdyskusyjne i łatwe sukcesy, a z terenów zajętych obficie napływały rozmaite dobra.
...z tego fragmentu:
http://www.oipc.pl/pliki/Opowiedzialnosc%20biernych_Lubecka.pdf
wynika, że w Niemczech wiedza o tym, co się dzieje była - dominowała bierność.
A zapiski są:
Relacje pojedynczych osób jako źródło wiedzy
Badacze podkreślają, że ten rodzaj źródeł jest niezwykle cenny, lecz wymaga wręcz benedyktyńskiej pracy archiwalnej, gdyż do sformułowania jakichkolwiek
ogólniejszych wniosków potrzebna jest odpowiednia ilość materiałów źródłowych. Badane materiały to przede wszystkim: wspomnienia, pamiętniki (również
niepublikowane), listy (również żołnierzy z frontu), wywiady i relacje zbiegłych z Niemiec uciekinierów. Materiały te są nadal w znacznej mierze niezbadane,
często nadal znajdują się w rękach prywatnych lub w małych archiwach lokalnych, co daje oczywiście duże możliwości dalszej eksploracji.
Znaczącą rolę odgrywają relacje żołnierzy Wehrmachtu, zachowane przede wszystkim w listach z frontu wschodniego, choć, jak podkreślają badacze, żołnierze rzadko opisywali wprost eksterminację ludności żydowskiej (również polskiej, ukraińskiej, rosyjskiej), nawet jeśli byli jej świadkami32.


Przypis 93 - o próbach rozliczenia win "zwykłych Niemców"

Z innych przypisów - może to opracowanie:
https://academic.oup.com/book/47860

Generalnie: warto przyjrzeć się pozycjom cytowanym w tym tekście. I samemu tekstowi.
Mówią już powszechnie: Di - da...

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 14073
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Sebald - ziomek Eryki
« Odpowiedź #23 dnia: Listopada 24, 2025, 09:57:40 am »
Jak już powiedziałem temat jest ciekawy i chciałbym poznać odpowiedź i NIE WIEM JAKA JEST (możliwe, że po prostu są takie pamiętniki). Natomiast co do Twoich szacunków, jakie było prawdopodobieństwo, że ktoś komuś zajrzy do szuflady itd. Zakładasz jakiś standard działania śledczych w rodzaju drobiazgowego postepowania, adwokata, niezawisłego sądu i tłumaczenia wątpliwości na korzyść oskarżonego. Tymczasem aparat terroru Niemiec wraz z upływem czasu i rosnącą ilością zadań rósł w siłę z jednej strony a z drugiej upraszczał procedury, które na koniec polegały na wieszaniu kogo popadło pod byle pretekstem. Jeżeli dobrze pamiętam, to NSDAP (czyli Hitler) po dojściu do władzy (to jest po naznaczeniu przez Hindenburga Hitlera na kanclerza) zagwarantowała sobie jedynie dwa stołki w rządzie - ministrów spraw wewnętrznych (Niemiec i Prus, wówczas jeszcze osobne). Hindenburg zgodził się wówczas powołać Hitlera na szefa (kanclerza) "ponadpartyjnego rządu" (ponieważ NSDAP co prawda wygrała wybory parlamentarne, ale nie zdołała stworzyć większościowej koalicji) - rok 1933. Tak więc - jak widać, Hitler z pozycji mniejszościowej, otoczony przez większość niepopierających go najwyższych urzędników (prezydenta Hindenburga i pozostałych ministrów) dysponując jedynie ministerstwami SW, w ciągu dosłownie kilku lat (1-2?) zdołał, poprzez MSW, przeprowadzić państwo od republiki do totalitaryzmu. Sądzisz, że się patyczkował z kimkolwiek, na kogo padł choćby cień podejrzenia? Nie patyczkował się nawet z przyjacielem Rohmem i całą nazistowską organizacją SA w chwili, kiedy uznał, że stanowi dla niego zagrożenie - pomimo przejęcia przezeń pełni władzy, stanowiąc co prawda pozaparlamentarną ale jednak znaczną siłę (noc długich noży, rok 1934, coś pod setkę zabitych, w tym Rohm, bez wyroku). Oczywiście, na początek likwidował znaczniejsze osoby, stanowiące jakąkolwiek polityczną siłę na tym początkowym etapie jeszcze zdolną mu się przeciwstawiać. Potem zabrał się za wszystkich innych, poczynając od komunistów i nie-ludzi czyli Żydów oraz psychicznie chorych. A następnie katalog nie-ludzi i podludzi się rozszerzał - wedle potrzeb. Stopniowo niższą kategorią stawali się ludzie, którzy mieli żydowską krew sprzed pokoleń, małżeństwa mieszane (nieżydowskie) itd. Były w tym dwa cele - jeden to bezpośrednia likwidacja oponentów i potencjalnych zagrożeń - ale ważniejszy docelowo drugi - absolutny terror, aby nikt nawet nie pomyślał o oporze. W każdym przypadku jakikolwiek pretekst był na wagę złota, a taki dziennik niewątpliwie by nim był.

Oczywiście z drugiej strony w pewnym sensie Hitler miał dużo szczęścia i może długo nie było powodów, aby "porządni Niemcy" pisali coś do szuflady - raz że wybuchł wielki kryzys i było wielkie niezadowolenie a on jawił się jako cudotwórca (wykreował się na stwórcę odbicia po hiperinflacji, które w dużej mierze nastąpiło nim stał się kanclerzem), dwa że zmarł w 1934 Hindenburg co pozwoliło mu bez zamachu przejąć władzę absolutną, trzy że doskonale wczuł, że po pierwsze trzeba przejąć prasę a cztery, że zapewne wielu "prawdziwych Niemców" uważało, iż prawdą jest, że naród niemiecki i pokrewne to nadludzie, więc podludzie, coś w rodzaju krzyżówki bydlęcia z człowiekiem, nie podlegają tym samym prawom ani zwłaszcza zasadom moralnym, które należałoby stosować wobec ludzi. Wystarczyło więc przenieść kogoś z kategorii A do B i voila.

Tak więc ja bym nie oceniał, czy bezpiecznie było pisać do szuflady. Żyję na tyle długo, że na własnej skórze odczułem wszechmoc prawa Murphiego (na szczęście żyję, póki co przynajmniej, w czasach, kiedy po jego zadziałaniu można co najwyżej w papę zarobić, a nie dyndać smętnie na latarni).

Natomiast tak na marginesie mi się przypomniało, że pierwszy ostatni sekretarz PZPR M. Rakowski twierdził, ze pisał dzienniki w najczarniejszym momencie, kiedy obawiał się, że teoretyczni koledzy zrobią z nim mniej więcej to, co Hitler z Rohmem - i zakopywał je w słoikach czy butelkach w ogródku.

A z drugiej strony jakiś czas temu (parę lat) czytałem, że w czasie remontu mieszkania w Polsce zza futryny drzwi wypadł rysunek ośmieszający Stalina - już nie pamiętam szczegółów ale udało się dojść do osoby, która to narysowała w latach 50-tych - i ta osoba nic nie pamiętała, mimo, że potwierdziła, że to jej pismo. Raczej nie bała sie nadal Stalina czy innych towarzyszy (odkrycie nastąpiło bodaj po 2010 r.) - więc chyba rzeczywiście ulotniło się jej to z pamięci.

A z trzeciej - Lem tak pisał i nawet z kolegami teatrzyk odstawiał (czego zapewne nie pochwaliłby Anichwilij Tegonieradze) - Korzenie – drrama wieloaktowe.

PS wyszukiwanie typu "diaries of German citizens WW2 period" zwraca nieco wyników - np.: https://en.wikipedia.org/wiki/My_Opposition (nie rzeźbiłem głębiej...).
« Ostatnia zmiana: Listopada 24, 2025, 12:46:28 pm wysłana przez maziek »
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 17591
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Sebald - ziomek Eryki
« Odpowiedź #24 dnia: Listopada 24, 2025, 01:37:00 pm »
w Niemczech wiedza o tym, co się dzieje była - dominowała bierność.

To dość nieźle przedstawia - co by o nim dziś nie sądzić (może zresztą własne głębokie uwikłanie pozwalało mu podobne rzeczy rozumieć) - Szczypiorski w powieści "Za murami Sodomy" (w Niemczech dość wysoko cenionej). Główny bohater, typ porządnego Niemca, w zbrodniach bezpośrednio nie uczestniczy, lub też uczestniczy nieznacznie i bez entuzjazmu (nie jest to nigdy jednoznacznie doprecyzowane), ale zarazem ma pełną (choć też dwuznacznikami wyrażaną) świadomość co robi jego kolega z okupacyjnej "elity" pewnego miasteczka, gestapowiec. Owszem, brzydzi się tym, i brzydzi się samym kolegą, starając się nie mieć z nim do czynienia więcej, niż to konieczne, nie bratać się zbyt mocno towarzysko (nie bywać np. na jego osławionych popijawach, na których - na ile da się zrozumieć - dochodzi do jakiegoś ponadregulaminowego sadyzmu z podtekstem seksualnym; rzecz wzięta z życia), ba, cieszy się nawet gdy - w obliczu zbliżającej się linii frontu - ktoś się w końcu w/w gestapowcowi zbrojnie przeciwstawia, ale zarazem nie robi nic by te zbrodnie powstrzymać.
(Ten,-który-się-przeciwstawił, też niemiecki oficer zresztą, traktowany przez boh.gł. jako heros, sam się bohaterem nie czuje, bo przecież zrobił to dopiero, gdy wiedział, że już bezkarnie może.)
« Ostatnia zmiana: Listopada 24, 2025, 01:55:23 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki