Zatopiony statek Wilhelm Gustloff.
W pewnej rozmowie wypłynęło nazwisko, a nawet imię, Magdaleny Grzebałkowskiej, które to nazwisko kojarzyłem, ale nie czytałem żadnej jej książki.
Zajrzałem do Wikipedii, a w szczególności do hasła o jednej z jej książek „1945. Wojna i pokój”, która jest opisana następująco:
https://pl.wikipedia.org/wiki/1945._Wojna_i_pok%C3%B3j"1945. Wojna i pokój – książka Magdaleny Grzebałkowskiej wydana w 2015 w Warszawie przez Agorę; opisuje wydarzenia na ziemiach polskich w 1945 bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych[1].
Książka ma formę reportażu. Każdy rozdział poprzedza wybór ogłoszeń prasowych z kolejnych miesięcy 1945[2]. Grzebałkowska skupiła się na opisie konkretnych ludzi i wydarzeń, bez przedstawiania całościowej panoramy „wielkiej historii” i kalendarium. Ukazała takie zjawiska, miejsca i wydarzenia jak: szaber, przesiedlenia Niemców i Polaków, Warszawę, Wrocław, Sanok, żydowski dom dziecka w Otwocku, katastrofę Gustloffa[3] czy postacie takie jak Bolesław Drobner czy Czesław Gęborski." *
Według Wikipedii atak na Gustloffa był legalny.
https://pl.wikipedia.org/wiki/MS_Wilhelm_Gustloff„Była to największa tragedia morska w zapisanej historii ludzkości (największa znana liczba ofiar zatonięcia jednego statku). Storpedowanie jednostki pomocniczej, idącej w konwoju okrętów wojennych, było jednak całkowicie zgodne z prawem wojennym, a konkretnie z układem londyńskim z 1936 roku, regulującym zasady prowadzenia wojny podwodnej.”Nie można wykluczyć, że gdyby Gustloff płynął bez konwoju, cały oklejony wielkimi czerwonymi krzyżami, to i tak zostałby zatopiony, no, ale, wg Wikipedii, został zatopiony zgodnie z prawem wojennym.
Zginęło około 6600 osób, uratowano 1215.
W dalszym ciągu w.w. rozmowy zarysowała się różnica zdań, czy niemieckim cywilom (tym 6600, którzy zmarli z wychłodzenia, bo chyba nawet nie zdążyli się potopić, ale też generalnie) należy (przynajmniej w jakimś stopniu) współczuć, czy też, wedle maksymy,
„
Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę” dostali to, na co się pisali.
(Mnie jest znacznie bliżej do tego drugiego stanowiska. A w zasadzie to nawet stoję za nim, po drugiej stronie, tzn. b. daleko od jakiegokolwiek współczucia.)
Piszę w tym wątku, bo przypomniałem sobie, że dawno temu
olka wskazywała, że od pewnego momentu Niemców nikt nie pytał o zdanie, nie mogli sobie wybrać innej partii, a co za tym idzie, innego kanclerza.
To prawda.
https://en.wikipedia.org/wiki/Adolf_Hitler%27s_rise_to_power#Chancellor_to_dictator“Following the Reichstag fire, the Nazis began to suspend civil liberties and eliminate political opposition. The Communists were excluded from the Reichstag. At the March 1933 elections, again no single party secured a majority. Hitler required the vote of the Centre Party and Conservatives in the Reichstag to obtain the powers he desired. He called on Reichstag members to vote for the Enabling Act on 23 March 1933. Hitler was granted plenary powers "temporarily" by the passage of the Act.[104] The law gave him the freedom to act without parliamentary consent and even without constitutional limitations.”
Employing his characteristic mix of negotiation and intimidation, Hitler offered the possibility of friendly co-operation, promising not to threaten the Reichstag, the President, the States or the Churches if granted the emergency powers. With Nazi paramilitary encircling the building, he said: "It is for you, gentlemen of the Reichstag to decide between war and peace".[104] The Centre Party, having obtained promises of non-interference in religion, joined with conservatives in voting for the Act (only the Social Democrats voted against).[106]
The Act allowed Hitler and his Cabinet to rule by emergency decree for four years, though Hindenburg remained President.[107] Hitler immediately set about abolishing the powers of the states and the existence of other political parties and organisations. All other parties were formally outlawed on 14 July 1933, and the Reichstag abdicated its democratic responsibilities.”No i tak sobie
niemiecki lud jęczał pod hitlerowskim jarzmem przez dwanaście lat, aż go alianci wyzwolili.
Ale:
Przedwojenne Niemcy liczyły ca 60 milionów ludzi i prawie wszyscy byli piśmienni.
Gdyby tylko jeden promil populacji prowadził jakieś pamiętniki do szuflady, to uzbierałoby się ich ca sześćdziesiąt tysięcy. Powiedzmy, że połowa spłonęła czy zaginęła w wojennej zawierusze, zostałoby jeszcze trzydzieści tysięcy.
I tak sobie myślę, że gdyby tam można było znaleźć, w zapisach przed jesienią 1941 roku, kiedy atak na Sowiety zaczął zwalniać, więcej niż tylko pojedyncze głosy (bardzo przecież cichego i dyskretnego, bo tylko do szuflady pisanego) sprzeciwu, że oto napadamy kraj za krajem, rabując i mordując, to ktoś by te głosy już dawno zebrał i wydał.
Ale ponieważ (podejrzewam) takich krytycznych głosów było może 30, a może 300, na te szacowane 30.000 pamiętników, to żadna publikacja na ten temat nie powstała.
A zapewne też niełatwo byłoby dotrzeć do tych pamiętników.
Nawet gdyby ogłoszono konkurs z dużymi nagrodami, to pamiętnikarze raczej nie chcieliby się dzielić wpisami o tym, jak degustowali zdobyczne francuskie koniaki, itd. itp.
Ale może ktoś coś wie, o jakichś pośrednich metodach badania, czy szacowania nastrojów w Niemczech w latach 1938-1941/1942?