http://www.rp.pl/artykul/1129769.htmlRzeczy Których Nie MaO Rzeczach Których Nie Było – już pisałem.
Na wszelki wypadek przypomnę, że jeszcze ćwierć wieku temu nie było statyn, internetu, telefonii komórkowej, płaskich telewizorów, wiagry, ekranów dotykowych, gugli ani cyfryzacji wszystkiego co się da. Ale gdy już te wynalazki masowo trafiły pod światowe strzechy, nie ma siły, która by je stamtąd wygoniła.
Dziś, w szczycie sezonu ogórkowego, będzie o pomysłach mniejszej wagi. Takich, które naszego życia nie zrewolucjonizują, ale mogłyby uczynić je wygodniejszym, przyjemniejszym, łatwiejszym i milszym. Ich jeszcze nie ma, choć wszystkie są technicznie możliwe, znajdują się w zasięgu ręki. Zresztą może już gdzieś istnieją i działają, niechby za górami za lasami, byle dało się to twardo zweryfikować; dziś świat jest mały, a w nagrodę za taką dobrą wiadomość nadesłaną pod remuszko@gmail.com funduję tradycyjną Wielką Wedlowską!
Jako Aladyn (ten od lampy), chciałbym zatem,
po pierwsze, aby każdy telewizor można było jednym kliknięciem pilota zamienić w domowy komputer i na odwrót. Żeby to była usługa/możliwość powszechnie dostępna, proste i tania jak barszcz (ukraiński, rzecz jasna).
Skoro jesteśmy przy telewizji, to,
po drugie, proszę cię, mój dobry dżinie, zrób tak, żebym u operatora-dostawcy Trzy W Jednym (telewizja, internet, telefon) spośród oferowanych w przymusowym pakiecie 186 kanałów mógł wybrać sobie tylko kilkanaście tych, na które mam ochotę oraz żebym mógł ustawić je w takiej kolejności, w jakiej będę chciał. –
W barze Za Kratą słyszałem – rzekł niewyraźnie dżin -
że wprowadzenie takiego prawa jest absolutnie, ale to aaabsolutnie niemożliwe. No, chyba że jeszcze po kielichu...
Po trzecie (mocno potarłem lampę...), chciałbym móc oglądać telewizyjne transmisje sportowe z głosem stadionu, ale bez głosu komentatora.
– Czy nie przesadzasz, panie i mistrzu? – spytał dżin drżącym głosem. –
Nie znając opinii znakomitych fachowców, którzy zawsze wiedzą lepiej, widzą dalej i czytają w myślach? ? ? –
Ale ja nie chcę za darmo, zapłacę... –
Nawet mnie na to nie stać! – odparł dźin z godnością i stanowczo odmówił wyjścia z lampy.
Ostatnim moim pomysłem na Rzecz Której Nie Ma (jeszcze dziś) jest więc filtr złych wieści. Lepiej: niechcianych. Każdy posiadacz takiego filtra lub filtru (oboczność odmiany) mógłby go sobie sam prywatnie nastawić na co chce.
W ciągu ostatnich kilkunastu lat świat bardzo się zmienił informacyjnie, bo nastał internet i - wraz z nim - straszliwie zaostrzyła się „walka o ogień”, czyli o słuchacza, widza, czytelnika, odbiorcę. Mało kogo, przynajmniej w europejskiej populacji (choć się zdarza) stać duchowo na to, by żyć bez netu (portale), telewizji, radia i papierowych okładek. Te zaś epatują przede wszystkim zajawami "serwisów informacyjnych", czołówkami i nagłówkami. Zanim człowiek naciśnie guzik na pilocie lub przeniesie wzrok na inny tytuł –
nolens volens dowiaduje się, niechby pobieżnie, o rozlanej krwi albo spermie, o zbrodni, okrucieństwie i potwornościach. Taki jest nasz ludzki umysł.
Gdyby można było kupić i założyć medialny filtr łagodyzujący (rodzaj elektronicznej cenzury), życie stałoby się przyjemniejsze, a przynajmniej mniej przykre. Przez prawie pół wieku biłem się o wolność słowa, lecz na starość uważam, że ta wolność wymknęła się spod naszej kontroli i teraz pogoń za sensacją czyni więcej psychicznych szkód niż pożytku. Kto wymyśli taki program (appsa), rychło zostanie miliarderem.
Poproszę o jeden procent :-)
Uwaga Redakcja – byłbym wdzięczny za podlinkowanie słowa „przypomnę” w drugim wersie tym linkiem:
http://www.rp.pl/artykul/1114847.html Dzięki :-)
vosbm