Zależy w jakim sensie bezwartościowe. Zacząłem moją obecnośc na tym forum od według Ciebie nieudanego filmu (przynajmniej tak jak go opisałem). Generalnie film ma dostarczyć rozrywki, wrażeń i to konkretnemu widzowi. Wydaje mi się że niekiedy traktuje się film jak taką sztukę która albo jest wysokich lotów, albo nie ma jej wogóle. Wogóle to czy jest sens jakiegokolwiek przyznawania się komukolwiek?
Powiem tak. Oczywiście wolę sztukę filmową od filmowych gniotów, co nie znaczy, że i rozrywka dla rozrywki pogardzę (vide post scriptum). Przy czym jednak nie bedę udawał, ze jest to coś więcej niż rozrywka.
Wybór "Wirusa" był nader nieudany. I nadal nie wiem i to należy włożyć między bajki jak prąd może żyć? Oczywiście pytanie retoryczne.
No wiesz, plazma w "Prawdzie" też była żywa
. (Zresztą nadal nie mamy zadowalającej definicji życia - pięknie pastwił się nad tym Huberath w swoim "apokryfie" zatytułowanym
"Kilka uwag do definicji istoty żywej".)
Do oglądnięcia, natomiast jeśli ma być mile to lepiej się nie zastanawiać nad sensem.
No więc jeśłi nawet śladów sensu nie ma, to trudno taką rozrywkę nazwać godną...
Wątek powodu wojny można według mnie rozwijać. Dlaczego wogóle doprowadzono do takiej sytuacji skoro znano konsekwencje, kto to zrobił itd. Za co walczą ludzie i jak to się skończy, bo mimo wszystko wole happy end.
Jednym słowem (o ile zrozumiałem) chodzi Ci o obudowanie spraw z grubsza wyjaśnionych rozmaitymi szczególikami trochę "mydlanej" proweniecji - czyli kto, kogo i dlaczego... Coś w stylu obecnej wersji "Battlestar Galactica". Nie jestem pewien, czy nie byłoby to spłycenie sensu "Gwiezdnej eskadry"...
Silikanci i kosmici ramię w ramię tak było?
Cóż. Trudno to ocenić (Obcy to zawsze Obcy, sposób myślenia maszyn też trudno "rozgryźć'), ale te dwie "frakcje" miały coś co jednoznacznie trzeba nazwać układem lub sojuszem.
Prócz tego druga opcja Silikanci pomagają nam...
Cóż. Widzieliśmy też pojedyńcze AI, które pozostały między ludźmi i służyły im (choć traktowane były dość nieufnie).
Może jakieś rozłamy u kosmitów, jakaś nowa sensowna jednak broń przeciw nim...
Tylko jak sensownie pokazać politykę istot, które myślą inaczej niż my, bez popadania w startrekowaty banał, hę? (A broń mogłaby być, o ile jej działanie byłoby solidnie wymyślone od strony fizyki.)
W sumie to ciekawe bo mamy czasem informacje że ziemski wywiad coś tam... To znaczy raczej nie mają agenta w szeregach kosmitów, czyli jakiś nasłuch, a to znaczy że rozumiemy ich język i dobieramy ich przekazy.
Tylko jak poprowadzić sensowny (tzn. pachnący
"Głosem Pana") wątek tego typu w militarnym w sumie serialu? IMHO lepiej, że nie sięgnęli po pewne wątki, niż gdyby mieli je zinfantylizować.
A tak wogóle to wszystkiego najlepszego w nowym roku.
Bardzo dziękuje i wzajemnie
.
ps. ogląnąłem sobie
"Underworld"Jako, że wiedziałem czego się spodziewać, nie jestem rozczarowany. Otrzymaliśmy bowiem kolejny film z gatunku, który nazywam "kinem videoclipowym" - ładne obrazki, walki a'la "Matrix", brak głębi, zero refleksji. Jako, że twórcy nie usiłowali mi wmówić, że jest to SF (przez co brak jakiegokolwiek prawdopodobieństwa mniej raził), zaś odtwórczyni roli głównej jest nawet ładna, obejrzałem ten filmik w ramach leczenia posylwestrowego syndromu, bo obrazeczki całkiem przyjemne, a do historii o wampirach mam irracjonalną słabość. (Pochwalić też półgębkiem mogę fakt, że fabuła oparta jest na tzw. twiście - strona, z której punktu widzenia poznajemy fabułę okazuję się "tą złą"; acz oczywiście sama bohaterka okazuje się "jedyną sprawiedliwą", a jej rywal kanalią.) Odrobinę lepsze toto od "Królowej potępionych", trochę ładniejsze plastycznie (choć i głupsze) od "Blade'a - wiecznego łowcy", komiksowe do przesady (komiksy jednakowoż lubię na tyle, że wybaczam im durnotę), zabijacz czasu znośny, ale polecić z czystym sumieniem nie mogę (no chyba, że dla obrazków)...
(Aha - jedyne co mnie zastanowiło to zaczęty i niedokończony wątek blond wampirzycy... Co też ona kombinowała? Chyba sami twórcy tego nie wiedzieli...)
pps. nie będę się krygował i powiem szczerze. Ogląda się te wszystkie bzdurstwa ("Underworldy", "Elektry", "Blade'y", "Virusy") całkiem przyjemnie, tym bowiem różnią się od dawniejszych bredni, że od strony plastycznej nie ma się w nich do czego przyczepić; i sam też oglądam. Szkoda jednak, że nie powstaje nic innego (który to film fantastyczny ostatnio dawał do myślenia? "Gattaca"?). Szkoda tym większa, że wraz z obniżaniem poziomu i oczekiwania widzów spadają, i niedługo nikt już nie będzie pamiętał co to jest dobra ekranowa fantastyka (nie mówię już nawet
naukowa). A tymczasem pan Abrams (od "LOSTów") nową brednię ("Cloverfield") smaży...