Nie wiem Przypuszczam, że za dużo oglądałem i mi zaszkodziło .
A rozumiem...
Who knows
chociaż oglądać będę nadal
Prawo tego nie zabrania
. (Ba, sam gdzieś od miesiaca co poniedziałek se na to patrzę.)
ps. jeszcze a'propos:
odcinka 7x12 - X-Cops , nakręconego niemal w całości "z ręki" , w konwencji reportażu o pracy agentów.
Potem w tej konwencji cały serial "Freaky Links" nakręcili. Cały udajacy reportaż i cały w tonie pastiszu.
ps. Ogłądnałem sobie wczoraj odcinek "Star Trek" zatytułowany "
The Naked Time". Mimo kilku barwnych nonsensów (np. facet ściagajacy rękawicę skafandra na zlodowaciałej planecie, której słońce dawno temu wygasło), był on wręcz znakomity. Złożył się na to mix: trochę (powiedzmy
)
hard SF - badania nad umierającą zlodowaciałą planetą, sporo głębi psychologicznej (pokazania - wyzwolonych pozaziemskim wiruserm - skrywanych na codzień cech członków dzielnej załogi) i nawet trochę filozoficznej, a jako zwieńczenie odcinka przypadkowe odkrycie do czego jeszcze może służyć Warp.
I to własnie połączenie:
1. wizja umierającego świata wiszącego w pustce Kosmosu;
2. filozoficzny monolog tego-co-się-wziął-i-zabił o ludzkim pchaniu się w Kosmos (toż to prawie jak z Lema brzmiało);
3. płaczący Spock, hamletyzujacy Kirk i ich osobiste - prawie ekshibicjonistyczne - wypowiedzi powodujace, że po raz pierwszy wygladali na kogoś więcej niż papierowych herosów (przy czym obaj - w przeciwienstwie do reszty załogi - umieli przeciwstawić się wirusowi siłą woli, jak na wyższych oficerów przystało
);
4. sztuczki z napędem i rekacją M/AM (fakt: nauki w tym za wiele nie było, ale pozory naukowości stworzono tu nieźle);
wysoce przypadło mi do gustu (no i ten ganiajacy ze szpadą Sulu
). (I ta SF - jako rzekłem -
prawie hard.) Jak dla mnie był to najlepszy odcinek oryginalnego "ST" z dotąd wyemitowanych. Gdyby wszystkie były takie...
Za to
drugi odcinek - choć w nim też dostaliśmy dawkę psychologii (tym razem w obu odcinkach była psychologia, tak jak tydzień temu we wszystkich odcinkach dostaliśmy dawkę supermocy i "prawie komiksu") - był jawnie rozczarowujacy, bo oparty o pomysł skrajnie niewiarygodny naukowo, tzn. o rozdwojenie pewnego jegomoscia przy procesie Transportu (to taka startrekowa nie-do-końca-teleportacja) na dobrą i złą "połowę", co (choć posłużyło jako pretekst do paru głębszych myśli) było jakieś takie kiczowato-komiksowe... Jak sprzed tygodnia... I w najlepszym wypadku nadawałoby się jako kolejna scenka do groteski o Tarantodze... Do tego zostało toto doprawione "senzacją" czyli mordobiciami i obmacywaniem "kancelistek". Tego odcinka nie polecam... (Choć znam osoby widzące w nim przede wszystkim przypowieść o tym jak - wbrew pozorom - potrzebne są nam "brzydkie" instynkty, z instynktem agresji na czele.)
Miesław, wyszło na to, że - w temacie reklamy - "przyganiał kocioł garnkowi"...