Smergnę kawałek dalej.
Bo wątek zanika, a ja powoli zapominam, co było na początku.
Zacząć wypada od tytułów rozdziałów – doctor angelicus i advocatus diaboli. Zdają się nawiązywać do procesu kanonizacyjnego, w którym ten pierwszy (zwany częściej adwokatem Boga), szuka argumentów na rzecz świętości. Drugi zaś, przedstawia kontrargumenty, szuka przeszkód, jest zwolennikiem danej sprawy, ale staje przeciwko niej, by poprzez kontrargumenty dowieść jej słuszności.
Sprzeczność ich ról jest pozorna. Obaj mają ten sam cel. Udowodnić świętość. Jeden wprost, drugi pośrednio.
I znów muszę pomannić. Człowiek przyzwyczaja się do pomysłów i potem brnie...
Zresztą, czytanie Lema przez Manna całkiem mi się spodobało.
Moim skromnym zdaniem, omawiani wcześniej bohaterowie Czarodziejskiej, próbują dokonać czegoś w rodzaju uwznioślenia człowieka. Pozwolę sobie użyć słowa sakralizacja. Settembrini (anielski), przez odwołanie się do jego szlachetnych cech takich jak; humanizm, dążenie do wiedzy, sprawiedliwości, rozwoju i szczęścia ludzkości etc. Widzi wielkość w samym człowieku i nie potrzebuje Boga.
Naphta (diabelski), widzi raczej złe strony natury ludzkiej, ale wierzy w wielkość człowieka w odniesieniu do Boga. Człowiek zły, ale przezwyciężając się, dzięki wierze, staje się wzniosły i panuje nad swymi niskimi popędami.
W swoim szpitalu, Lem, próbuje podobną metodą, sytuację odwrócić.
Dokonuje desakralizacji człowieka, przy pomocy procedury rzymskiego kościoła, służącej celowi odwrotnemu.Stąd, jak mi się wydaje, tak dokładne opisy zachowań ludzi chorych. Człowiek jawi się jako urządzenie, które, jak się zepsuje zachowuje się mało ludzko, mechanicznie. Autor zdaje się mówić - oto ludzie!
A gdzie ich człowieczeństwo?
Bo (oczko do Naphty), gdzież dusza w katatonikach, popatrz tylko na nich, jak mogą zwalczać swoje pokusy – a może to już nie ludzie?
A humanizm, dążenie do wiedzy, zmieniania świata na lepsze w ich wydaniu (oczko do Settembriniego), szlachetne ludzkie odruchy?
Człowiek – to brzmi dumnie (z innego klasyka) a`rebours.
W tym kontekście, trzymając się tytułów rozdziałów, doktor anielski to chyba Sekuła, następca Sepptembriniego, ale bez tych wszystkich humanizmów. (Choć mi pasuje bardziej do adwokata diabła). Przez sztukę połączoną z nauką, esencję człowieczeństwa, dochodzi do człowieka- maszynki, na którego składa się wyłącznie biologia, chemia i cała masa zawiłych może, ale rozpoznawalnych procesów. Zwykły wycinek przyrody. Różni się tylko jakością. Są egzemplarze lepsze - rozumne i gorsze. Sam ma się za lepszego – wszak nie dość, że rozumny, to i zdolny. Gorszymi gardzi, ale przyciśnięty do muru przez 3nieckiego, nie wyraża tego wprost – ucieka w awanturę. Podkreśla swą wyższość, dodając sobie do plebejskiego nazwiska szlachecką końcówkę – ski (wariant z pseudonimem jest absurdalny). Swoją drogą, ciekawym treści tych „Rozważań państwowotwórczych”. Kult państwa zawsze pachniał mi, co najmniej autorytaryzmem. Zresztą, znam trochę tą epokę i bez większego problemu, mógłbym odtworzyć ich prawdopodobną treść.
Ale znamienny ten moment, gdy wydaje z siebie wiersz i nie wie, dlaczego. Tak ma, przymus tworzenia (czy tworzenia?). Wypluwa z siebie utwór jak maszyna produkt. Jak elektrybałt Trula.
Ale próbuje ratować resztki metafizyki odwołując się do „ślepych sił”. I ma dziwną potrzebę modlitwy do nich.
Kauters- naukowiec, medyk, Łotysz? – efekt dziwnej mieszanki bałtyjskich Kurów i niemieckich zdobywców.
Właściwie, to on pasuje mi bardziej do roli Angelikusa. Ale może wszystko dzieje się na odwrót. Badacz materii organicznej zwanej człowiekiem i miłośnik dziwnych form sztuki użytkowej oraz martwych rybek. Lekceważy cokolwiek Sekułę (za uprawiany zawód artysty, niskie pochodzenie, bycie pacjentem?)
Chyba wszystko o nim, mówi jego zimno-naukowe podejście do pacjenta Rabiewskiego. W czasie operacji (niepowodzenie, osobista klęska mistrza - śmierć na stole, a nie parę dni później), jakby dla zabawy, demonstracji lub wyładowania złości - spowodował oczopląs, drapiąc skalpelem po zwojach mózgowych. Drapnąłby gdzie indziej, może pacjent zacząłby gadać wierszem?
I znów człowiek- maszynka. Pokazał to adeptowi 3nieckiemu najprościej jak mógł. Nie pozostawiając miejsca na metafizykę. I bez słów.
Wkrótce przyjdą Niemcy i zweryfikują tych zdrowych i niezdrowych w/g własnych kryteriów.
I na koniec zdanie z omawianej książki. Właściwie zbędne dla narracji. Może jednak nie? -
„Staszek przerzucał leżące na półkach książki. „Czarodziejską górę” przekartkował, ale odłożył. Ostatecznie zdecydował się na „Zieloną panterę” (kryminał).
I tu się dowiaduję, że jakowąś kompa-ras-tykę uprawiam
P.S
OlaZobaczyłem w końcu tą zajawkę faszyzmu w Czarodziejskiej. Ale nie u Naphty (to uczciwy inkwizytor). Taką jest dla mnie postać bogatego Peeperkorna. Człowieka czynu,o silnej woli, potrafiącego narzucać ją innym, acz nie posiadającego specjalnych intelektualnych walorów. Fascynacja, niegłupiego w końcu, Kastorpa tym typem,to taki wstępik do późniejszej fascynacji całego narodu (też niegłupiego i praktycznego), innymi "mędrcami" o silnej woli, stosownej bezczelności i umiejętności przekonywującego gadania.