... a do tego fetować tchórza i karierowicza z gumowym kręgosłupem
Odważne słowa. Byłeś pilotem myśliwców odrzutowych? W kosmos poleciałeś? Wierzysz, że dałbyś radę tamtą tiochniką?
Cóż za … (aż mi zabrakło słów) gigantyczne nieporozumienie.
Poniżej masz krótki filmik o niewątpliwie bardzo odważnym człowieku.
W dodatku podatnik do niego nie dokłada, bo jego samolot kosztuje ca 1200 – 1800 dolarów.
Na Netfliksie niedawno pojawił się film o zespole, który prawdopodobnie kojarzysz – Thunderbirds, zespół akrobacyjny US Air Force.
https://en.wikipedia.org/wiki/United_States_Air_Force_Thunderbirds.
W filmie pojawia się informacja, że w najciaśniejszej formacji samoloty są oddalone od siebie o osiemnaście cali.
Marcin Banot wszedł jakiś czas temu na dwustumetrowy budynek w Paryżu – oczywiście od zewnątrz, po elewacji.
Do tego basejumping, skoki na motocyklach, skoki samochodowe (rekord to bodajże skok/przelot nad czternastoma autobusami)
Itd. itp.
*
Ja … cóż, kilka razy jechałem samochodem trochę szybciej niż było wolno, nie wiem, czy jest się czym chwalić, czy należy się raczej wstydzić takich aspołecznych zachowań.
Na swoją obronę mam tylko tyle, że to było albo na autostradzie, albo na drodze ekspresowej, przy dobrej pogodzie i małym, albo nawet bardzo małym natężeniu ruchu, więc zagrożenie dla osób trzecich było bardzo niewielkie, choć, niestety, niezerowe.
Ludzi
odważnych w sensie fizycznym, w sensie narażania zdrowia i życia jest, wbrew pozorom, sporo, czasem wykazują się wręcz odwagą „straceńczą”, widziałem kiedyś na YT młodego Rosjanina, który wisiał sobie na jednej ręce na jakiejś starej wieży, sto, a może dwieście metrów nad ziemią (z punktu widzenia ryzyka powyżej ca 10, góra 15 metrów, to już wszystko jedno, ale te setki metrów pod wiszącym świetnie wyglądają na filmie). Czym się różni sangfroid, odwaga „straceńcza”, od pogardy śmierci i od zwykłej głupoty, to byłby temat na osobną dyskusję.
Hermaszewski na pewno był co najmniej dobrym pilotem myśliwskim, może bardzo dobrym. Czy przyjęto by go do Thunderbirds-ów, nie wiem, ale to nie ma znaczenia.
To nie on wymyślił wielką operację propagandową polegającą na tym, że Sowieci zaczęli wystrzeliwać po jednym kosmonaucie z każdego demoludu.
Nie zarzucam Hermaszewskiemu, że przyjął propozycję lotu.
Czy ja sam chciałbym polecieć w Kosmos? Nie, nigdy mnie to nie pociągało.
Chętnie polatałbym - jako pasażer - samolotem akrobacyjnym, ale, niestety, lekarze by mi nie pozwolili (pomijając kwestię kosztów).
W peerelu opowiadano taki dość prostacki dowcip: Wysłano w Kosmos małpę i milicjanta. Zadania dla małpy: korekta orbity, obserwacja gwiazd, itd. Zadania dla milicjanta
„O 17.00 nakarmić małpę. Niczego nie dotykać.”W poprzednim poście zapytałem
Q, czy ma dostęp do GW, bo w dzisiejszym wydaniu opisano trzynaście eksperymentów, które ma wykonać Sławoj (to nie jego wina, że rodzice dali mu pretensjonalne imię, ale stał się osobą publiczną, a na jego wycieczkę wydamy, zdaje się, m.w. tyle, ile prezus na przekopanie Mierzei, więc chyba mogę trochę pozłośliwić).
Te eksperymenty są takie, że nawet milicjant by je wykonał, a już małpa to jedną ręką (a nawet nogą).
Na stacji przepracowano do tej pory około pięciu tysięcy roboczo-tygodni i kompletnie nic, w sensie wyników naukowych, z tego nie wynika. (Poza przyrostem wiedzy o zachowaniu organizmu ludzkiego w warunkach nieważkości, ale ta wiedza będzie przydatna tylko jeśli ktoś postanowi wbić flagę na Marsie),
Więc i Sławoj niczego tam nie dokona przez te dwa tygodnie no, ale lud, którego połowa z dumą mówi o sobie
„Zawsze byłem noga z matmy [fizyki, chemii]”, a kolejne ca 40-45% ma podobny poziom wiedzy, tylko przynajmniej się wstydzi, jak przeczyta opis eksperymentów Sławoja, to będzie pod wrażeniem.
Nie zarzucam Hermaszewskiemu, że przyjął propozycję lotu.
A Gwiazdę Bohatera Związku Radzieckiego i Order Lenina dostał z klucza, Remek, pierwszy z demoludowych kosmonautów też je dostał:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Vladim%C3%ADr_Remek#Odznaczenia_i_wyr%C3%B3%C5%BCnieniadalszych mi się nie chce sprawdzać, ale pewnie to była reguła.
Problem i to zasadniczy polega na tym, że właśnie był ten klucz, że lot Hermaszewskiego był częścią wielkiej propagandowej operacji „obozu socjalistycznego”, który mógłby się nazywać „My latamy w kosmos, a oni nie”.Bo Amerykanie akurat mieli sześć lat przerwy, pomiędzy lotem Apollo-Sojuz w 1975 r. a pierwszym lotem promu w 1981 r.
Tylko, że Hermaszewski poleciał na orbitę na osiem dni
-
szesnaście lat po locie Johna Glenna - pierwszy Amerykanin na orbicie, ale zrobił tylko trzy kółka, co trwało ca cztery i pół godziny,
-
trzynaście lat po locie Gemini 7 – Borman i Lovell spędzili na orbicie prawie dwa tygodnie,
-
dziewięć lat po pierwszym lądowaniu Amerykanów na Księżycu.
Więc czym tu się ekscytować
?Hermaszewski podjął pewne/spore/duże[?] ryzyko, ale to było
jedenaście lat po śmierci Komarowa i
siedem lat po śmierci Dobrowolskiego, Pacajewa i Wołkowa. Ich lot to był Sojuz 11, a lot Hermaszewskiego formalnie to Sojuz 30, ale tak naprawdę w międzyczasie wykonano 29 lotów, a nie 18, jakby sugerowała numeracja, więc Sojuz Hermaszewskiego był już w miarę dopracowaną konstrukcją.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_start%C3%B3w_statk%C3%B3w_kosmicznych_typu_SojuzNo więc tak, Hermaszewski ryzykował
fizycznie jako pilot i jako kosmonauta, ale nie więcej niż przeciętny wingsuit-er, których jest aktualnie około
pięciu tysięcy.
https://www.reddit.com/r/SkyDiving/comments/wh1wbb/how_many_people_in_the_world_exist_that_know_how/ Mnie chodzi o odwagę cywilną.Pojęcie jest nieco mylące, bo chodzi o
odwagę psychiczno-emocjonalną w odróżnieniu od fizycznej, czyli narażania zdrowia i życia.
I tu Hermaszewski okazał się karierowiczem i tchórzem.
A to była prawdziwa chwila próby, nie pierwszy lot solo i nie start Sojuza.
Wierzę, że go dopisano do listy członków WRON bez jego
UPRZEDNIEJ zgody.
Wierzę, że wezwano go z Moskwy, polecono wejść na jakąś salę i tam się okazało, że to zebranie WRON, ale jeśli on na miejscu, albo niezwłocznie po wyjściu nie zaprotestował, to udzielił zgody
DOROZUMIANEJ.
Mógł pójść do bezpośredniego przełożonego i poprosić grzecznie, ale stanowczo, żeby go wykreślono ze składu i żeby w mediach pojawił się komunikat, że został odwołany ze składu na własną prośbę.
Co mu groziło?
Koniec latania.
Życie z emerytury podpułkownika.
Straszliwe poświęcenie, prawda?
Mandela przesiedział dwadzieścia siedem lat w więzieniu, a Hermaszewski musiałby przesiedzieć prawie czterdzieści lat (1982 -2021) na emeryturze.
No, to kto miałby gorzej? Oczywiście Hermaszewski.
A on chciał latać, dowodzić i zostać generałem.
Więc wprowadził
twarzoczaszkę do szaflika i wrócił do Moskwy na studia.
W 1988 został generałem brygady, a po zmianie ustroju zaczął się użalać, że go dopisali.
A ten, no, honor oficerski?
„Burżuazyjny przeżytek”.
A zwykła przyzwoitość?
„Eee, chorowałem wtedy, jak to przerabiali.”Gdyby miał kręgosłup, to mógłby pójść to przełożonego i powiedzieć:
„Umówmy się tak: Wy opublikujecie komunikat że zostałem odwołany ze składu WRON na własną prośbę, a ja będę dalej latał, nie rzadziej niż dawniej (w regularnej służbie, przed wejściem do programu kosmicznego). A jeśli mi odetniecie latanie, to złożę wniosek o emeryturę (mógł, pilot myśliwski mógł przejść na emeryturę po dwunastu latach służby - od ukończenia szkoły oficerskiej - a on miał 17 lat służby, skończył szkołę oficerską w 1964 roku)
A pierwszego dnia na emeryturze pójdę do ambasady amerykańskiej i poproszę o wizę na stały pobyt. I co, internujecie mnie?”
Na 90% pozwoliliby mu dalej latać, ale już by nie awansował.
*
Oczywiście, Hermaszewski nie strzelał do górników, ani nikogo osobiście nie pałował (Jaruzelski też nie).
ale
swoim nazwiskiem i swoją twarzoczaszką (bardzo znaną, dlatego go wzięli) wspierał, firmował stan wojenny.A potem się z tego w żenujący sposób wykręcał.
Był karierowiczem, tchórzem i krętaczem.
Gdyby był tylko karierowiczem i tchórzem, ale nie krętaczem, to mógłby, po 1989 roku, powiedzieć:
„Tak, dopisali mnie, ale nie zaprotestowałem, więc udzieliłem dorozumianej zgody. Żadnych decyzji w sprawie stanu wojennego nie podejmowałem, ale firmowałem go swoim nazwiskiem i twarzą. Nie jestem z tego dumny, ale nie wyobrażałem sobie życia bez latania.”W takim przypadku w dalszym ciągu byłbym przeciwny fetowaniu go w jakikolwiek sposób, ponieważ był twarzą machiny propagandowej obozu socjalistycznego, czyli Programu Interkosmos, ale odpadłby zarzut o krętactwo.
A może nie był ani karierowiczem ani tchórzem, tylko wierzył w zbawienne działania ekipy Jaruzelskiego?
W taki wypadku powinien być dumny z udziału we WRON.