Ta wiertarka z klejem to jest nie tylko "Pirx", ale czysty Lem, bo łatanie - co prawda betonem - wiadomo, a znów wiertarki - Tichy (
scenicznie adaptowany, i kiepsko zrecenzowany, ale zawsze).
Natomiast czy sam fakt ew. pokątnego zatykania dziur przez pracownika jest taki szokujący? Rzekłbym, że doskonale wpisuje się w stereotypowe wyobrażenia nt. rosyjskiego programu kosmicznego
*.
Zresztą z ową dziurą to ogólnie barwna historia -
"Sergiej Prokopiew, który był dowódcą Sojuza, zalepił dziurkę trzema plastrami wykonanymi z gazy nasączonej żywicą.":
http://wyborcza.pl/7,75400,23931896,co-z-ta-dziura-w-sojuzie-nikt-jej-palcem-nie-zatyka-nie-martwcie.htmlI nawet filmiki z tego są:
BTW. Gdy szukałem powyższego znalazł mi się przypadkiem jeszcze ten - jak się popatrzy na gumowe uszczelki to i dziury nie szokują:
* Dowodem fragment b. znanej powieści SF przedstawiający - co łatwo zgadnąć - ćwiczenia kosmonautów w słynnym
Hydrolabie (mam nadzieję, że jakoś zniesiecie przytoczenie go):
"– Majorze Mirski, nie skupiacie się na zadaniu.
– Kombinezon mi przecieka, pułkowniku Majakowski.
– To nie ma nic do rzeczy. Możecie wytrzymać jeszcze przez piętnaście, dwadzieścia minut.
– Tak jest, pułkowniku.
– Skoncentrujcie się. Musicie wykonać ten manewr.
Mirskiemu pot zalewał oczy. Zamrugał, próbując dostrzec właz cumowniczy amerykańskiego typu. Woda w skafandrze ciśnieniowym sięgała mu już do kolan. Jej poziom stale się podnosił. Mirski nie potrafił stwierdzić, jak duży jest przeciek. Miał nadzieję, że Majakowski to wie.
Musiał zaklinować metalową sztabę między dwoma czujnikami. Za pomocą zaczepów w kształcie litery L przypiętych do butów i rękawic przymocował prawą kostkę i nadgarstek do zaokrąglonej pokrywy włazu. Następnie lewą ręką...
(...ależ starali się go zniechęcić w szkole w Kijowie. Teraz już z tym koniec. Nie ma jego nauczycieli i ich dziewiętnastowiecznych pomysłów. Jakże próbowali przyzwyczaić go do posługiwania się wyłącznie prawą ręką, aż wreszcie, kiedy miał prawie dwadzieścia lat, wydano zarządzenie oficjalnie uznające leworęczne dzieci.)
Mirski z hukiem zamocował sztabę. Odczepił kostkę i nadgarstek.
Woda sięgała mu do pasa.
– Pułkowniku...
– Miną trzy minuty, zanim właz się otworzy. Mirski zagryzł wargi. Wykręcił szyję, starając się zobaczyć przez wizjer hełmu, jak radzą sobie jego koledzy. Przy sąsiednich włazach majstrowali dwaj mężczyźni i Jefremowa. A gdzie Orłow?
Tam... Mirski zdjął hełm i zobaczył, że trzej nurkowie holują Orłowa w ciemność, ku powierzchni zbiornika, świeżemu powietrzu. Nie czuł już wlewającej się do skafandra wody.
Właz zaczął się odsuwać. Major słyszał odgłos pracującego mechanizmu. Pokrywa nagle zatrzymała się, otwarta w jednej trzeciej.
– Zacięła się! – zawołał zdumiony. Zakładał, że ćwiczenie dobiegnie końca, kiedy tylko otworzy się właz, który miał podobno być szczelny i odblokować się po odpowiednim umieszczeniu klina. Amerykańska technika!
– Źle założyliście sztabę.
– Ależ nie! – zaprotestował Mirski.
– Majorze...
– Tak jest! – Ręką chronioną grubą rękawicą uderzył w sztabę. Nie przyczepiony do włazu, odpłynął i stracił cenne sekundy na podholowanie się po linie. Zaczepy. Kolejny cios. Bez rezultatu.
Zimna woda wlała mu się do hełmu. Przełknął kilka łyków i zakrztusił się. „No tak! Pułkownik pomyśli, że tonę, i zlituje się.”
– Dociśnijcie ją – poradził pułkownik.
Rękawice były zbyt grube, żeby mógł sięgnąć do wyżłobienia, w którym spoczywała sztaba, zablokowana przez częściowo otwarty właz. Nacisnął. Do rękawów napłynęła mu woda. Palce zdrętwiały. Spróbował jeszcze raz.
Skafander wypełnił się wodą. Mirski zaczął tonąć. Dno zbiornika znajdowało się trzydzieści metrów niżej, a wszyscy nurkowie zajmowali się Orłowem. Nic go nie uratuje, jeśli sam sobie nie poradzi z otworzeniem włazu. Ale jeżeli nie wycofa się w porę...
Nie odważył się jednak. Od wczesnej młodości marzył o gwiazdach i gdyby teraz wpadł w panikę, na zawsze znalazłyby się poza jego zasięgiem. Krzyknął wewnątrz hełmu i wcisnął czubek rękawicy w wyżłobienie, czując ostry ból miażdżonych palców.
Właz drgnął.
– Po prostu się zaklinował – stwierdził pułkownik.
– Do diabła, ja tonę! – krzyknął Mirski. Odchylił hełm i wypluł wodę. Usłyszał odgłos ssania i bulgotanie. Powietrze uchodziło przez szparę wzdłuż pierścienia otaczającego szyję.
Wokół zbiornika zapaliły się reflektory. Rozwodnione światło zalało włazy. Mirski poczuł pod pachami i wokół nóg czyjeś dłonie. Przez zamglony wizjer niewyraźnie dostrzegł trzech pozostałych kosmonautów. Wydostali się przez włazy i ciągnęli go w górę, ku odwiecznemu i jakże mile widzianemu niebu."Greg Bear, "Eon"
Drobna ilustracja:
http://scribol.com/science/space/russias-underwater-cosmonaut-training-complex/Nawiasem: gdyby kto chciał zakosztować hydrolabowych rozkoszy, to jest możliwość:
https://www.mircorp.com/train-like-cosmonaut-russia/Nawet w tej chwili podobna wycieczka trwa:
https://www.lonelyplanet.com/news/2018/09/02/experience-zero-gravity-russias-space-program/