Ale dlaczego, wobec tego, uważasz, że przyczyna zewnętrzna jest konieczna, nawet gdyby założyć temporalną pętelkę (czyli autkreatora wewnętrznego)?
Najpierw umówmy się, co rozumiemy przez "temporalną pętelkę". Wg mnie to coś w rodzaju cofnięcia się Wszechświata w czasie. Spekulacje na temat ingerencji w przeszłość, dokonania w niej jakichkolwiek zmian chyba zostawmy autorom SF?
Pytanie, moim zdaniem, kluczowe: co się dzieje z entropią świata, gdy zachodzi taka pętelka? Imho możliwe są dwa warianty.
Pierwszy. Kompletny reset. Wszechświat przechodzi fazę czarnej dziury, czyli osobliwości. Tak samo jak w modelu pulsującego Uniwersum. Wówczas w każdym kolejnym cyklu entropia rośnie, gdyż we wnętrzu dziury informacja - odwrotność entropii - ulega anigilacji. Zatem
wraca kwestia stanu początkowego maksymalnego uporządkowania i jego pochodzenia. A już wiemy, że stan początkowy potrzebuje początkowego „pchnięcia”

Drugi. Staraniem Eneferców czas cofa się do jakiegoś określonego momentu t>0, po Wielkim Wybuchu. Wówczas siłą rzeczy cała ewolucja Wszechświata raz za razem odtwarza się w kółko, jak nagrana płyta gramofonowa. Owszem, entropia nie rośnie, i taki model jako teoretycznie wieczny, nieskończony w czasie, nie potrzebuje początkowej ingerencji Kreatora.
Ale, nie wiem dlaczego, taki „cykliczny” scenariusz jakoś nie budzi ani specjalnej sympatii, ani zaufania. Zbyt ponury i, powiedziałbym, prymitywny.
Generalnie, ośmielę się sformulować następujące "twierdzenie": w świecie „wieczno-trwałym”, nie mającym początku ani końca w czasie, żadne zmiany, prócz cyklicznych, zachodzić nie mogą. Jeśli zachodzą, znaczy taki świat miał początek, a co za tym idzie, przyczynę. Albo Przyczynę...

A także czemu zewnętrznym kreatorem ma być Bóg, a nie np. odwieczna multiversalna piana, w której wszechświaty takie jak nasz są chwilowo istniejącymi bąbelkami?
Nie widzę przeciwwskazań. Piana, znaczy piana. Tylko pytanie – skąd się wzięła piana/tworzywo, które się pieni?