Ponarzekam trochę na wady rodzimej popkulturowej świętości

jaką stanowi seria dänikenowska, zwana też
Bogami z kosmosu i
Ekspedycją. Nie będę pastwił się nad jej
ideowymi założeniami (bo temu poświęciliśmy cały niniejszy wątek), ani też nad tym, że stanowi prostą awanturniczą historyjkę (w końcu komiks), tylko napiszę co mi tam najbardziej zazgrzytało (po zaakceptowaniu powyższego, jako ram konwencji). Otóż telepatyczną, szybszą od światła, łączność z Des zniosę (choć nie jest to wątek prowadzony zbyt konsekwentnie), w końcu kto tam co wie z psioniką (zwł. gdy ją kwantami modnie podpierać i z mózgów ansible robić). Tak samo nie przeszkadza mi wątek długowieczności Allada - nie powiedziano w końcu nigdzie jednoznacznie ile ci Desjanie żyją (i jakimi metodami A. swój żywot przedłużał, może np. gdzie z podświetlaną latał?). Rosnąca z czasem dobroduszność Sathama także mnie przesadnie nie zdumiewa - tak mało ich zostało, na tak odległej od domu planecie, to może spowodować złagodzenie początkowej nienawiści, wywołać narastanie swoistego sentymentu...
*Na co więc chcę wyrzekać? Na warstwę graficzną, choć przecie była najmocniejszą stroną tej historii... Problem z nią pojawia się w ostatnich tomach, gdy stylistyka maszyny do produkcji manny i statku z wizji Ezechiela zaczyna gryźć się z wyglądem wszystkiego, co Polch dotąd rysował. Tak właściwie istniały tylko dwa wyjścia - albo wystylizować trochę
Spaceship of Ezekiel i
Manna Machine, by pasowały do wprowadzonej wcześniej
desjańskiej estetyki, albo też od początku tworzyć konsekwentnie
wzornictwo kosmitów bazując na
rekonstrukcjach w/w urządzeń, Płycie z Palenque, figurkach
dogū, świątyniach mających symbolizować
pojazdy z Mahabharaty i Ramajany, i czym tam się jeszcze da (trochę
jak to próbowali robić twórcy oryginalnej "BSG" nawiązując do motywów egipskich). Podobnie z dość powszechnie krytykowanym (a pozakomiksowo fascynującym) wątkiem Oannesa - zamiast wpasowywać z nagła w fabułę wątek ryboluda, należało albo uznać - za niektórymi
astroarcheologami - opowieści o jego
rybim wyglądzie za nieporadny opis skafandra kosmicznego/nurkowego, albo od pierwszych albumów rysować Desjan inaczej (wzgl. wprowadzić jakiś kolejny gatunek pozaziemskiego Rozumu).
* Tak, odnoszę się tu do zarzutów ze znanego (i linkowanego) esensyjnego cyklu recenzji.
And one more thing: da się b. łatwo pogodzić tych Bogów... z drugimi -
"...z gwiazdozbioru Aquariusa". Gładko można założyć, że epizod z lądowaniem Lou i jej współtowarzyszy i Gilgameszem miał miejsce pomiędzy "Zagładą Wielkiej Wyspy" a "Planetą pod kontrolą". Humanoidalny wygląd mieszkańców czwartej Skata
* pasowałby nawet do znanego wykresu z "Walki o planetę", a dyskowaty kształt ich pojazdów tłumaczył skąd się wzięły UFO oglądane przez Aistar i Marduka już po zagładzie Des
**.
* Skądinąd b. głupio nazywają się te Obce gwiazdy i planety, jak nie skojarzenia z nazwaną z francuska (
dessous) bielizną i sklepami z antykami budząc, to z grą karcianą (jak nie gorzej).
** Nawiasem: chętnie zobaczyłbym dociągnięty do naszych czasów (a uwzględniający wszelkie latające spodki, Strefy 51 i katastrofy tunguskie)
sequel obu tych serii, w którym to Aquarianie teraz - z przyczyn w/w - graliby główną rolę, a niedobitki Desjan robiły za ich przewodników po Błękitnej Planecie

, rysowany wspólnie przez Polcha z Kasprzakiem. Tylko czy takie indywidualności by się dogadały (ze sobą, ale i ze spadkobiercami Mostowicza np.)?
ps. A tak nawiasem: Ais, Lou, nawet mniej wyrazista od nich Aistar... Nasi komiksiarze potrafili silne kobiety dekady temu wymyślać, i nie potrzebowali otaczać ich słabeuszami, by błyszczały.
Edit:
Niby recenzja, a bardziej zbiór
apropośnych ciekawostek:
https://www.komiks.gildia.pl/komiksy/ekspedycja/wydaniekolekcjonerskie/recenzja