* *
(...) przemyślne zwierzęta już są na tropie,
że nie jesteśmy bezpiecznie zadomowieni w świecie,
który chcemy zrozumieć (...)
Rilke: Pierwsza Elegia
*
Latają do gwiazd, ujarzmili grawitację i pola neutrinowe, opanowali być może większą część galaktyki, a wciąż jeszcze - ludzie.
Trudno byłby jednak zarzucić autorowi Golema to, co przychodzi na myśl podczas czytania wymysłów Zubrina.
Łatwiej bowiem dostosować człowieka do Marsa, niż odwrotnie. A że człowiek niewychowany wśród ludzi nie może stać się człowiekiem, to i zmiany będą miały charakter nie tylko fizyczny. Dzieje się to od tysiącleci, lecz trudno mieć świadomość procesu, będąc jego częścią.
A czy za kilkaset lat ludzkość bliższa będzie temu, czym jest dzisiaj, czy też przemyślnemu Oceanowi, na dwoje babka wróżyła.
*
Pierwszym krokiem do rzetelnego poznania świata musi być poznanie własnych ograniczeń. Nie da się tego jednak zrobić w oderwaniu od świata.
Problemem nie jest kontakt z Innym, lecz kontakt międzyludzki, ba, kontakt z samym sobą: poznającego z narzędziem poznania, myśli jako doświadczenia siebie.
Nie możemy przeżyć tego, co przeżywają inni - niezależnie, czy jest to Ocean, czy drugi człowiek. Zrozumienie wynika z uogólnienia i poszukiwania analogii z własnym pierwotnym doświadczeniem - które również nie jest niczym absolutnym, bo zawsze jest interpretacją.
A jeżeli analogii brak? Ten taniec, to taniec świętego Wita. Biologiczny, afektywny, półzwierzęcy breakdance, w którym cefaliczne asymetriady uczuć, mi(me-?)moidy przekonań co rusz wznoszą się i legną w gruzach w naszych głowach. Miłość, nienawiść, kaskada wyładowań, trzy hormony na krzyż, ot i cały dramat. A nam się wydaje, że to coś wielkiego.
Więc kontakt jest możliwy, lecz mówić tutaj będzie można jedynie o tym, co jest w stosunku do obydwu stron zewnętrzne. Ale kogóż by takie sprawy interesowały?
Być może - Ocean; być może tych, którzy rzeczywiście mieliby szansę go spotkać. Ale chyba nie tych, dla których żal po zmarłym jest jedynym małżonkiem, z którym nie pragną rozwodu.
Trudno tu jednak mówić o transgresji, gdyż owa granica jest tą samą, o której wspominał Wittgenstein. A jej przekroczyć się nie da, bo to ograniczenie jest immanentną i niezbywalną cechą świadomości. Lecz można ją przesunąć.
Trzeba jednak pamiętać, że ze szczytu góry nie widać źdźbeł trawy. Zaś rozróżnienie między ludzkim a nieludzkim tylko z perspektywy ludzkiej ma wymiar jakościowy.
*
Lampy. Te nagrzewające się lampy radiostacji bardzo mnie denerwowały, gdy czytałem Solaris mając lat naście. Nijak nie korespondowało mi to ani z międzygwiezdnymi podróżami, ani - tym bardziej! - z ogromem egzystencjalnych problemów, z jakimi borykali się bohaterowie powieści. Te rozmaite technologiczne anachronizmy odbierałem jako swoistą skazę na tafli doskonałości (chociaż papierowe książki nie wydawały mi się wówczas czymś szczególnie dziwnym...). Doszedłem więc do wniosku, że dla dobra sprawy Lem powinien był po latach dzieło przerobić.
A dziś... Dziś w jednym mamy dwa światy: dwa światy utracone: ten, który na zawsze odszedł, i ten, który nigdy nie przyjdzie. Do tęsknoty rozgwieżdżonego nieba dołączyła nuta nostalgii. Solaris, Pirx, Powrót z gwiazd i wiele innych światów, które przepadły, nim jeszcze dane im było zaistnieć.
*
Ciekawym, co o Oceanie powiedziałby Golem.
I jak wyglądałby kontakt na tej płaszczyźnie.
* *