Czyli tak...możemy zajrzeć co robi LA w czwartym rozdziale;)
No więc skończyłem rozdział o LA.
Cóż rzec, cofamy się w nim do werbowania Tichego jako najlepszego kandydata. I jak się okazuje – jedynego.
Jest historia zdalnictwa (czemuś zdalne nauczanie my um wyświetla).
Tragiczne losy zdalników i ich operatorów.... w sumie nie wiem, nie znam się, ale absurdem zalatuje.
Po co rozwalać zdalniki, skoro cała idea zdalnictwa militarnego ma jeden, ale istotny, słaby punkt? – łączność operator-zdalnik.
Wystarczy ją przeciąć i cała fatyga ze szkoleniem na sztucznym Księżycu etc. – na nic.
Z pewnych wstawek wygląda, iż opierała się ona na falach elektromagnetycznych. Zatem ekran, zagłuszacz – i... pozamiatane. A może nie?
Chyba że.... chyba, że cały sztafaż ze zdalnikami to pic na wodę i LA opracowując profil psychologiczny Tichego wiedziała, że w razie "crash" pójdzie on na żywca – i o to chodziło od początku?
Hmm
Natomiast mamy kolejną, czyli pierwszą, próbę porwania.
I zaś, w stylu Rambond V.
Jakby Lem ćwiczył się w efektownych scenkach rozrób
Łapanie Tichego na seksapil M.M. to chyba kolejna informacja o czasie – i raczej to nie jest XXII wiek.
Ciekawe, na ile Tichy reprezentuje tu gusta autora? – blondynka, niebieskie oczy....by się zgadzało z tym co kiedyś ustalaliśmy w ramach teorii „Racheli”.
Tak-siak, rozpierducha przednia.
Lohengrin i feblik – groch z kapustą.
Profesor Lax w klatce Faradaya zasiewa wątpliwości.
Sam przeciw Tebom? Co u licha w tym mętliku robi Joe Alex?
Detektyw potrzebny od zaraz, byle zawsze płukał po sobie dwa razy.