Nikt nie ma prawa sugerować Ukraińcom, że powinni walczyć.
Ale oni to robią, walczą zdecydowanie i wytrwale, już siedemnaście dni.
„No-fly zone” oznaczałaby po prostu wojnę NATO-Rosja.
Samoloty teoretycznie dałoby się przewieźć na lawetach, ale może trzeba byłoby w tym celu rozbierać jakieś wiadukty, demontować latarnie, wycinać setki drzew, zanim laweta z MIG-iem 29 dotarłaby do najbliższego lotniska po stronie ukraińskiej. Więc, trudno, zostawmy kwestię samolotów.
Jednak wszystko inne mieści się w pasie drogowym.
Rosja grozi, że będzie atakować konwoje? Tym bardziej w tych konwojach powinny jechać ciężarówki-wyrzutnie rakiet ziemia-powietrze. Dużo takich wyrzutni.
“Such supplies, it is feared, would provoke Russia unnecessarily.”
Są obawy, że się niepotrzebnie sprowokuje Rosję.(??!)
Czyli co, NATO będzie walczyło do ostatniego Ukraińca, uzbrojonego tylko w broń strzelecką i ewentualnie w ręczną wyrzutnię p-panc. lub p-lot.?
A potem się pogodzi z wynikiem wojny, czyli z przegraną Ukrainy?
Putin zapewne weźmie Donbas i wybrzeże, a resztę odda, macie, odbudowujcie sobie.
Churchill powiedział „Mieli do wyboru wojnę lub hańbę. Wybrali hańbę, a wojnę będą mieli i tak.”
Ale tu wybór jest jeszcze głupszy.
Zachodni politycy mają do wyboru wojnę, w której nie zginie żaden żołnierz NATO, bo walczą Ukraińcy, ale wybierają hańbę teraz, a potem wojnę o państwa bałtyckie, w której będą ginęli żołnierze NATO.
Chyba, że wtedy porzucą państwa bałtyckie, żeby „niepotrzebnie” nie prowokować Putina.