Oczywiście, że go przyparło. Ale wg Ciebie adekwatne - do tego jak sytuację opisał Lem - są porównania do gwałtów po wyjściu z więzienia?
Rzucił się na pierwszą osobę przypominającą kobietę?
Czyli Hal powinien zostać osądzony za gwałt? Bo de facto popełnił przestępstwo?
ola, albo ja się wyrażam nieprecyzyjnie, jakbym był pijany (o co może i mi nietrudno, gdy nie ma solidnych
peer reviewed papers, do podparcia się, a sprawa dotyczy subtelnych uczuć, nie weryfikowanych laboratoryjnie faktów
), albo Ty trochę wymowę moich - mówiąc z górnolotną przesadą - tez zaostrzasz...
Chciałem, po prostu, zwrócić uwagę na zjawisko w/w
przyparcia (co do którego, jak rozumiem, się zgadzamy), i na to, że Hal robi pod jego wpływem rzeczy, których inaczej pewnie by nie zrobił... Niekoniecznie stawiające go w b. dobrym świetle...
Zresztą... Przyznasz, że w jego relacjach z kobietami jest coś... niezdrowego...
"Odwróciła się i odeszła. Siedziałem bez ruchu. Nienawidziłem jej. Nie oglądając się szła, inaczej niż wszystkie kobiety, jakie widziałem. Nie szła: płynęła. Jak królowa.
Dogoniłem ją wśród żywopłotów, gdzie było prawie ciemno. Resztki światła dochodzącego z pawilonów mieszały się z błękitnawą łuną miasta. Musiała usłyszeć moje kroki, ale szła dalej, jakby była sama, nawet kiedy wziąłem ją pod rękę. Szła dalej; to było jak policzek. Chwyciłem ją za ramiona, odwróciłem do siebie, jej twarz, biała w ciemności, uniosła się; patrzała mi w oczy. Nie próbowała się wyrwać. Nie mogłaby zresztą. Całowałem ją gwałtownie, pełen nienawiści, czułem, jak drży.
— Ty… — powiedziała niskim głosem, kiedyśmy się rozdzielili.
— Milcz.
Usiłowała się wyswobodzić.
— Jeszcze nie — powiedziałem i zacząłem ją znowu całować. Nagle ta wściekłość obróciła się w obrzydzenie do samego siebie, puściłem ją.""— Pani wie, kto ja jestem?
— Wiem.
— Ach tak? To dobrze. Z Biura Podróży?
— Nie.
— Wszystko jedno. Ja jestem — dziki, wie pani?
— Tak?
— Tak. Szalenie dziki. Jak pani się nazywa?
— Pan nie wie?
— Imię.
— Eri.
— Zabiorę cię stąd.
— Co?
— Tak. Zabiorę cię stąd. Nie chcesz?
— Nie.
— Nie szkodzi. Zabiorę cię. Wiesz, czemu?
— Chyba tak.
— Nie, nie wiesz. Ja sam nie wiem.
Milczała.
— Nic na to nie poradzę — ciągnąłem. — To się właściwie stało, kiedy cię zobaczyłem. Przedwczoraj. Przy obiedzie. Wiesz?
— Wiem.
— Czekaj. Ty myślisz może, że ja żartuję?
— Nie.
— Skąd możesz… wszystko jedno. Czy będziesz próbowała uciec?
Milczała.
— Nie rób tego — prosiłem. — To nic nie pomoże, wiesz. Ja ci i tak nie dam spokoju. Chciałbym, wierzysz mi?
Milczała.
— Widzisz: to nie jest tylko to, że ja nie jestem betryzowany. Mnie na niczym nie zależy, wiesz. Na niczym. Oprócz ciebie. Muszę cię widzieć. Muszę patrzeć na ciebie. Muszę słyszeć twój głos. Muszę i nic mnie więcej nie obchodzi. Nigdzie. Jeszcze nie wiem, co będzie z nami. Przypuszczam, że to się źle skończy. Ale wszystko mi jedno. Bo już jest warto. Dlatego, że to mówię, a ty słyszysz. Rozumiesz? Nie. Ty nie możesz tego zrozumieć. Wyście się pozbyli dramatów, żeby spokojnie żyć. Ja tak nie umiem. Niepotrzebne mi to.
Milczała. Zaczerpnąłem tchu.
— Eri — powiedziałem — słuchaj… najpierw usiądź.
Nie poruszyła się.
— Proszę cię. Usiądź.
Nic.
— Przecież nic ci to nie szkodzi. Usiądź.
Nagle zrozumiałem. Szczęki mi nabrzmiały.
— Jak nie chcesz, to czemu mnie wpuściłaś?
Nic.
Wstałem. Ująłem ją za ramiona. Nie broniła się. Posadziłem ją na fotelu. Przysunąłem swój, tak że kolana nasze nieomal się dotykały.
— Możesz robić, co chcesz. Ale słuchaj. Nie jestem temu winien. A ty już na pewno nie. Nikt. Nie chciałem tego. Ale tak jest. To jest, rozumiesz, sytuacja wyjściowa. Wiem, że zachowuję się jak wariat. Wiem o tym Ale zaraz powiem ci, dlaczego. Czy w ogóle nie będziesz się już do mnie odzywać?
— To zależy — powiedziała.
— Dziękuję i za to. Tak. Ja wiem. Nie mam najmniejszych praw i tak dalej. Więc co chciałem powiedzieć — miliony lat temu były takie jaszczury, brontozaury, atlantozaury… Słyszałaś może o nich?
— Tak.
— To były olbrzymy wielkości domu. Miały nadzwyczaj długi ogon, trzy razy dłuższy od ciała. Wskutek tego nie mogły się poruszać tak, jak by może chciały — lekko i zgrabnie. Ja też mam taki ogon, wiesz. Dziesięć lat, nie wiadomo po co, wałęsałem się po gwiazdach. Może nie trzeba było. Ale to nic. Już tego nie odrobię. To jest mój ogon. Rozumiesz? Nie mogę zachowywać się tak, jakby tego nie było, jakby to nigdy nie istniało. Nie myślę, żebyś była tym zachwycona. Tym, co ci powiedziałem, co mówię i co jeszcze powiem. Ale nie widzę rady. Muszę cię mieć, jak długo się da, i to jest właściwie wszystko. Powiesz coś?…
Patrzyła na mnie. Wydało mi się, że trochę bardziej jeszcze zbladła, ale to mogło być oświetlenie. Siedziała wtulona w ten swój puszysty płaszcz, jakby jej było zimno. Chciałem spytać, czy jej zimno, ale znowu nie mogłem się odezwać. Mnie — o, mnie nie było zimno.
— Co pan… zrobiłby… na moim miejscu?
— Bardzo dobrze! — pochwaliłem ją. — Przypuszczam, że bym walczył.
— Nie mogę.
— Wiem. Myślisz, że mi od tego łatwiej? Przysięgam ci, że nie. Czy wolisz, żebym już poszedł, czy mogę jeszcze coś powiedzieć? Czemu tak patrzysz? Przecież już chyba wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko, nie? Nie patrz tak, proszę cię. Wszystko, w moich ustach, znaczy coś całkiem innego aniżeli u innych ludzi. A wiesz, co?"A czy powinien zostać osądzony za gwałt? Jednak nie, bo w kluczowym momencie dostał jej zgodę, ba jakby nawet inicjatywa wtedy od niej wyszła (
"pan jest — niemądry" itd.)... Tylko, że ta inicjatywa to pochodna mieszanki strachu, litości i tego pragmatyzmu, co go mędrcom z Adaptu zabrakło... On się jej może zresztą i podoba (ta uwaga, że
"jest jak z bajki"), ale to tu waży najmniej.
ps. Nawiasem: nie zawsze sprawa co gwałtem jest, a co nie jest, jest tak czytelna... ale konkluzja jest jasna - nie zmuszać...
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/262894,1,gwalty-randkowe---problem-powszechny.readO tym pierwsi powinni wiedzieć przedstawiciele tej cudownej humanistycznej cywilizacji, psychologowie z Adaptu.
Swoją drogą to jest ciekawe, że w sprawach seksu kobiety u Lema wykazują więcej zdrowego rozsądku niż mężczyźni... Dla lemowskich mężczyzn - poza, po trosze, Kelvinem - ten temat jakby w ogóle nie istniał - zapomnieć, wyprzeć, wrócić do spraw Poznania przez b. duże P.
Kobiety... mamy aż dwie sceny, gdzie podchodzą do
tych spraw b. pragmatycznie... Wręcz na zasadzie
"nie męcz się chłopaku". Acz i b. poświętliwie przy tym (bo kobiecą jest rzeczą się poświęcać - ironia, oczywiście). Jedna z tych scen - b. ładna - jest z dr Nosilewską. Druga - znacznie mniej sympatyczna - z Eri właśnie.
Ktoś zalinkował recenzję Edenu z sugestią wątku homoerotycznego. Dzięki za ten link! Ja też kiedyś zauważyłam ten wątek. Fajnie, że to ktoś opisał.
Jam to
. Nie ma za co.