Mnie zaś martwi, że inteligentna co by nie gadać, jednostka wyznaje tak samoograniczającą filozofię. Filozofię stagnacji, marazmu i znoszenia swego losu z obojętnością zbliżoną do (no offence) krowy. (Niezgodną chyba do końca z jej buntowniczą naturą...
)
O popatrz, użyłeś znowu arbitralnej oceny, ukryłeś ją tylko w postaci pejoratywnych zwrotów żeby nie było że jesteś zły i niesprawiedliwy. Buuuuuuu.
A może jednak jest tak że w życiu chodzi o to by być szczęśliwym?
O tym asteroidzie z 2029 wiesz, i nic?
Zakładam się o obiad że nie trafi. Dotrwasz do 2029?

Tak przy okazji, czy godzenie się ze smiertelnością siebie jako jednostki też uważasz za głupotę?
Bo uważam, że sami powinniśmy kształtować swój los zarówno jako jednotki jak i jako gatunek... Bo uważam, że żyjąc 1000 lat przeżyłbym więcej ciekawych rzeczy niż żyjąc choćby i 100...
Nie nie, tym razem nie robimy studium ciebie, przecież już wszyscy wiemy jak wspaniałą jednostką jesteś. Zwyczajnie odpowiedz na proste pytanie.
Ale ty ten wybór masz. I nie kierujesz się tym co inni nazywają dobrym (widać to choćby na tym Forum) więc czemu nie w jaskini? (Pomijam już, że taki protest przeciw cywilizacji mógłby cię gwiazdą publikatorów uczynić i spokoju byś nie miał.)
Nie mam tego wyboru bo NIE UMIEM żyć w jaskini. Umarłbym nie umiejąc rozpalić ogniska i upolować jedzenia. Poza tym byłbym raczej samotny

Ludzie są praktyczni, dostosowują się do otoczenia.
Natomiast za bardzo dobre uważam wszelkiego rodzaju zabiegi "higieny umysłu" (jak to ładnie nazwał mój kolega) które pozwalają sobie poukładać rzeczy w życiu wg. ważności. Ja wybrałem (chyba mogę już tak powiedzieć) morskie żeglarstwo ale chyba im bliżej pierwotności tym lepiej.
Z drugiej strony to nie jest do końca tak że musi byc "pierwotnie". To nie jest takie proste. Można spełniać instynkty nawet w maksymalnie sztucznym świecie. Po to mamy sport. Niektórzy podchodzą tak do pracy zawodowej nawet. Tylko trzeba mieć silny charakter by umieć sobie to "wkręcić" i naprawde w to uwierzyć. Ja ostatnio też zacząłem sobie niektóre rzeczy na "pierwociny" tłumaczyć by "coś w życiu osiągnąć".
Przecież mogą dziać się rzeczy które są nieprzyjemne a konieczne. Choć faktycznie, oświeceniowcy starają się w to nie wierzyć.
"Oświeceniowcy" (bo termin ten jest zbyt wąski historycznie), wbrew pozorom też wcale nie zakładaja, że świat jest "rajska doliną" w której wszystko idzie ku lepszemu. Nie. Oni zakładają, że Wszechświat jest miejscem pięknym, lecz wielkim obcym i groźnym, które dopiero dużym wysiłkiem (popełniajac po drodze - nieraz tragiczne - błędy) można starać sie zrozumieć i lokalnie dostosować do swoich potrzeb. I historia cywilizacji pokazuje, że te założenia są słuszne.
Zmieżałem raczej do tego że wierzą że wszystko jest możliwe. A gdy się tak wierzy czasem trudniej jest się pogodzić z czymś co się dzieje. Mi to się wydaje akurat dość przerażające. Najlepszym przykładem jest medycyna zresztą chyba. Kiedy ostatnio ktoś umarł ze starości?

Teraz zawsze umiera się z jakiejś przyczyny (haha nawet śmierć papieza jakąś dziwaczną skomplikowaną przyczyną wyjaśnili) a to sugeruje że gdyby tę przyczynę usunąć to żyłoby się dalej.
No ale każdy niech uważa jak chce, niech sobie cierpią

Ból jedynie taki że wyśmiewają wszystkich myślących inaczej, no ale tu akurat żadna ze stron nie jest nic nikomu dłużna.
ps. "matrixa" rzekłeś... czyżby więc twoja wiara w Gaję i w Boga, i to przekonanie, że natura jest dobra, a sprawy idą we właściwym kierunku było "wirtualną" wizją, która tworzysz sobie by wygodniej/spokojniej się żyło? Czyżbyś sam w nią (tak w głębi tzw. duszy) nie wierzył?
Ciężko uwierzyć że ktoś wierzący w te wszystkie głupoty jest szczęśliwy i że nie gryzie sobie wargi bo wszyscy dookoła mówią że to głupoty prawda?

A to z matriksem to raczej odniesienie do subiektywizmu. Skoro dla mnie jest tak to co za różnica jak jest "naprawdę"?