Był duzy artykuł w WiZ albo w ŚN w zeszłym roku. Bardzo poważnie rozpatrywane, jako, że bardzo tanie w użytkowaniu i mogące działać praktycznie non-stop bez tych całych ceregieli przedstartowych - i w związku z tym znacznie wydajniejsze od rakiet i wahadłowców. Lina nośna w postaci pasa materiału coraz szerszego ku górze ( im wyżej tym większa część liny dokłada się do ciężaru samej windy. Tkane to miało być z nanorurek - bo tylko one wytrzymałyby taki ciężar (np pręt stalowy zamocowany pionowo za górny koniec zrywa się pod swoim ciężarem po przekroczeniu bodaj 18km długości - niezależnie od średnicy - a tu trzeba ze 20-30 razy więcej. Ponoć w najszerszym miejscu pas ten miałby 1,5-2m. W razie awarii (zerwania) winda opadałaby na spadochronie a pas jako wyjątkowo lekki nie stanowiłby żadnego zagrożenia. Gdyby awaria nastąpiła za nisko na spadochron byłby jakiś system rakietowy typu "odskocz, odrzuć, otwórz spadochron". Problemem jest elektryczność statyczna, bo nanorurki świetnie przewodzą prąd, wiec całość robiłaby za mega-piorunochron a o ile pamietam nasze "przygruntowe" burze to pestka w porównaniu z jonosferą itp. No a węgiel też i pali się bardzo dobrze... No cóż, wahadłowiec jest na orbicie po kilku minutach ognistego rajdu, a to jechałoby pewnie z pół dnia, ale też byłaby to prawdziwa winda do nieba... Powrót zdaje się miałby wyglądać tradycyjnie, więc nie tamowałoby to ruchu w górę.