Eee... Demokryt zauważył jednak elementarną sprzeczność miedzy
czystym rozumem (jeden z paradoksów Zenona, ten z Achillesem i żółwiem) a wynikami obserwacji, i uznał prymat tych drugich. To go uratowało przed pogrążeniem się w tym, w czym pogrążyli się jego koledzy, którzy - jak słusznie napisałeś -
uważali, że można te konstrukcje rozwikłać rozumowo. Pierwszy nie powiedział
"tym gorzej dla faktów", co inni mędrcy (a zwłaszcza "mędrcy") powtarzali aż to Hegla (który nie był tu oryginalny, a tylko bardziej szczery/bezczelny/łopatologiczny), albo i do dziś (
vide ci, co się na linkowany przez
NEXa żart złapali), tylko atomy wywnioskował. Dlatego Bacon budując podwaliny metodologii naukowej budował właśnie na nim, a na - tyż zasłużonego - Arystotela krzywo patrzył.
Co do świata idei jednak trudno mi się zgodzić, że od siedliska szamańskich duchów tak różny, zważywszy na to, że Nietzsche zwał chrześcijaństwo
"platonizmem dla ludu", a i apologeta chrześcijański, jeden z głośniejszych w XX wieku, C.S. Lewis, w swojej metaforycznej powieści fantasy takie obrazki malował:
"- Gdyby mnie kto pytał - rzekł Edmund - tobym powiedział, że jesteśmy gdzieś w Narnii. Spójrzcie na te góry przed nami i na te wysokie, oblodzone szczyty za nami. Czy nie są podobne do gór, na jakie patrzyliśmy z Narnii, wiecie, te góry na zachodzie, za Wodospadem?
- Tak, chyba masz rację - zgodził się Piotr.
- Tylko że te są wyższe.
- Nie wydaje mi się, żeby te góry wyglądały po narnijsku - odezwała się Łucja. - Ale spójrzcie tam - wskazała na lewo, na południe, i wszyscy przystanęli, by popatrzeć. - Te wzgórza, pokryte takim pięknym lasem, i te błękitne za nimi... czy nie przypominają południowej granicy Narnii?
- Rzeczywiście! - zawołał Edmund po chwili milczenia - No jasne, są zupełnie takie same! Patrzcie, tam jest góra Pir z rozwidlonym szczytem, a tam przełęcz wiodąca do Archenlandii!
- A jednak chyba nie - powiedziała Łucja. - Przecież są jakieś inne, bardziej kolorowe. I są chyba o wiele dalej niż tamte, w Narnii, jeśli dobrze pamiętam, i są bardziej... bardziej... och, nie wiem!
- Bardziej prawdziwe - rzekł lord Digory cicho. Nagle orzeł Dalwid rozwinął skrzydła, wzleciał na jakieś dziesięć czy piętnaście metrów w powietrze, zatoczył koło i wylądował lekko obok nich.
- Królowie i królowe! - zawołał. - Wszyscy byliśmy ślepi. Dopiero teraz zaczynamy widzieć, gdzie jesteśmy. Z góry ujrzałem wszystko: Ettinsmoor, Bobrową Tamę, Wielką Rzekę i Ker-Paravel jaśniejący nad brzegiem Wschodniego Morza. Narnia nie zginęła. To jest Narnia!
- Ale jak, w jaki sposób? - zdumiał się Piotr. - Przecież Aslan powiedział nam, starszym, że już nigdy nie wrócimy do Narnii.
- No właśnie - rzekł Eustachy. - A poza tym przecież widzieliśmy na własne oczy jej zniszczenie. I jak zgasło słońce.
- I to wszystko jest jednak trochę inne - dodała Łucja.
- Orzeł ma rację - powiedział lord Digory. - Posłuchaj, Piotrze. Kiedy Aslan powiedział, że już nigdy nie wrócisz do Narnii, mówił o Narnii, jaką ty miałeś na myśli, lecz nie o prawdziwej Narnii. Tamta miała początek i koniec. Była tylko cieniem lub odbiciem prawdziwej Narnii, która zawsze tu istniała i zawsze tu będzie, tak jak nasz własny świat, Anglia i cała reszta jest tylko cieniem lub odbiciem czegoś w prawdziwym świecie Aslana. Nie musisz opłakiwać Narnii, Łucjo. Wszystko, co się liczy ze starej Narnii - wszystkie kochane stworzenia - zostało wciągnięte do prawdziwej Narnii przez Drzwi. Masz rację, ta jest trochę inna, tak jak prawdziwa rzecz jest inna od swego cienia lub jak życie na jawie różni się od snu.
Jego głos przeniknął wszystkich dreszczem. A potem Digory dodał bardzo cicho:
- To wszystko jest u Platona, wszystko jest u Platona. Coś takiego! Czego oni ich uczą w tych szkołach! - i starsi wybuchnęli śmiechem. Dokładnie to samo słyszeli wiele razy z jego ust dawno, dawno temu w innym świecie, kiedy miał siwą brodę zamiast złotej. Digory domyślił się, co ich tak rozbawiło, i sam się roześmiał. Ale wkrótce wszyscy znowu spoważnieli, bo jak zapewne wiecie, jest taki rodzaj szczęścia i zadziwienia, który czyni człowieka poważnym. Jest po prostu za dobrze, by marnować czas na żarty.
Trudno właściwie określić, czym ten słoneczny kraj różnił się od starej Narnii, podobnie jak trudno było opowiedzieć, jak smakują owoce tego kraju. Wyobraźcie sobie, że jesteście w pokoju z oknem wychodzącym na cudowną zatokę lub zieloną dolinę wśród gór. A na przeciwległej do okna ścianie wisi lustro. I kiedy odwrócicie się od okna, znowu uchwycicie spojrzeniem to morze lub dolinę w lustrze. To morze w lustrze lub ta dolina w lustrze będą w pewnym sensie te same, co prawdziwe, a jednak inne. Tamte, oglądane przez okno, są jakby głębsze i wspanialsze, jak miejsca w opowieści - opowieści, jakiej nigdy nie słyszeliście, lecz jaką bardzo chcielibyście usłyszeć. Na tym mniej więcej polegała różnica między nową i starą Narnią. Nowa Narnia była krajem GŁĘBSZYM: każda skała, kwiat, każde źdźbło trawy wyglądały tak, jakby znaczyły WIĘCEJ. Nie potrafię tego lepiej opisać. Jeśli tu kiedyś traficie, dowiecie się, o co mi chodziło.""Ostatnia bitwa"
Znaczy: z idei platońskich - które przecie ex definitione tak empirii dostępne jak duchy z
górnego świata szamanizmu - da się i niebiosa z chórami anielskimi (duchami jak najbardziej) wyprowadzić (tym bardziej, że miały ów świat idei m.in.
dusze zasiedlać i doń wracać), w czym głośny chrześcijanin z głośnym antychrześcijaninem ochoczo się zgadzają.