Coś w tym jest. Kiedyś na uniwersytetach uprawiano teologię ze scholastyką, dziś różne inne rzeczy. Zresztą akurat czytając ten fiutny tekst miałem przed oczami gilsonowską krytykę scholastyki (z pracy "Tomizm. Wprowadzenie do filozofii św. Tomasza z Akwinu" nawiasem mówiąc):
"każda doktryna godna miana filozofii wychodzi z konkretu i powraca do konkretu, każda natomiast scholastyka wychodzi z filozofii i powraca do filozofii. Filozofia musi wyrodzić się w scholastykę, gdy uczyni przedmiotem swych rozważań nie konkret istniejący, który powinna coraz gruntowniej zgłębiać, przenikać i wyjaśniać, ale gotowe sformułowania pewnych hipotez wyjaśniających, tak jakby same te formuły – a nie to, czego dotyczą, stanowiły rzeczywistość."
Tu mamy bowiem podobne zabawy pojęciami, w których konkret się gubi.
(Przy czym: uważam, że tak pojęty postmodernizm to nie kryzys, to rezultat, cytując - pewnie bliskiego NEXowi - Kisiela. Skoro bowiem tradycyjna myśl europejska traktowała b. serio pojęcia, którymi starała się rzeczywistość opisywać - co zresztą Lem w rozdziale "Solaryści" zdrowo obśmiał - tak bardzo serio, że do sporu o uniwersalia swego czasu doszło, to i musiał pojawić się nurt biorący na sztandary równie sieriozną - bo na identycznym myleniu ich z rzeczywistością opartą - tych pojęć kontestację. Co, jak widać, obśmiać równie łatwo.)