Liv, dla mnie sylabusy to przede wszystkim spis ciekawych lektur na przyszłość (bo rzeczywiście nie sposób zrealizować to wszystko w trakcie studiów).

Nie martwi mnie, że każdy dostanie papier, bo bez umiejętności niewiele z nim zrobi. Po farmacji owszem, nie trzeba być szczególnie kompetentnym, bo z PWZ nietrudno o pracę w aptece. Coaching i doradztwo to jednak trochę inna branża.
Inaczej niż szaman zresztą, coach nie jest tym wtajemniczonym, do którego się przychodzi po zbawienną radę lub lekarstwo. Klient płaci coachowi za współpracę w rozwiązaniu kwestii, które są jego problemem, albo w dążeniu do jakichś celów. Wszystko jednak dzieje się tu przy udziale zainteresowanego, nie dostaje on granulek (otrzymanych zgodnie z tajnikami sztuki homeopatycznej medycyny), o których skuteczności się zapewnia, lecz to on wypracowuje metodę działania z pomocnym udziałem coacha w całym procesie. Coach może tylko zadawać pytania zwracające uwagę na to, co umyka klientowi, np. na niespójność jego przekonań, dopilnowuje, aby uwaga klienta skupiona była na wyznaczonym przez niego celu, mobilizuje w poszukiwaniu pomysłów rozwiązań. Odpowiedzialność za efekty procesu coachingowego spoczywa na kliencie. ;]
To jest w istocie inteligentne wsparcie skupione na dobru klienta (rozpoznanym przez niego samego). A jak się nie da tak, bo ktoś ma np. poważny problem psychologiczny, to skierowuje się klienta do odpowiedniego specjalisty (i tu się zaczyna szamaństwo ;]).
Doradca ma niby trochę większą odpowiedzialność, to on sugeruje (coachowi nie wolno) rozwiązania, ale jakoś na tym kierunku nacisk kładzie się na model współpracy charakterystyczny dla coachingu, co mi zresztą odpowiada, choć to filozoficzna strona studiów najbardziej mnie interesuje. Nie miałbym jednak zamiaru np. przekonywać kogokolwiek do takiej czy innej wersji eudajmonizmu (a jednak filozoficzne czy psychologiczne elementy na tym kierunku działają na plus dla kompetencji przyszłego coacha).
QNo właśnie nie szamaństwo. ;] W każdym razie nie w podejściu, którego nas uczą.
Edit: Chociaż, może trochę, bo jakieś dziwne techniki też nam przedstawiają. Tę część jednak traktuję z przymrużeniem oka (i, jak widać, trochę o niej nawet zapominam). Jak ktoś chce, to może nie zrobić z tego czarów, magii i kontaktów z duchami przodków.

Zresztą nawet jeden wykładowca powiedział wprost, że te praktyczne techniki pracy coacha, których się uczymy, są do d..., ale i tak warto je opanować (na tej zasadzie, że bzdury czasem też warto poczytać, tak żeby wiedzieć, co za głupoty może człowiek wymyślić; albo, po Ludwiczkowemu, wspiąć się po drabince i ją popchnąć za się

).