Tego ich Picard nauczył?
Prawdę mówiąc nie wiem czy Picard ich uczył, bo byłem przy narodzinach tego stowarzyszenia (choć się nie zapisałem), brałem udział w organizacji konwentów (z naciskiem na subkonwenty startrekowe), lepiejgorzej znałem paru jego prezesów i członków zarządów (niektórzy - owszem - byli fanami "ST"), ale o obecnym składzie nic powiedzieć nie umiem. Inne pokolenie już.
Te od Treka są najgorsze.
UWAGA!!! Oświadczenie końcowe Andrzeja Pilipiuka w wiadomej sprawie!!!
Oświadczenie końcowe.
Dziękuję serdecznie za wszystkie słowa poparcia i podjęte działania.
Było to dla mnie szalenie miłe i budujące. Odezwali się do mnie ludzie którzy jeździli na konwenty przed laty i ci którzy jeździć zaczęli dopiero tuż przed epidemią.
Moje książki to odbicie mojego świata wewnętrznego, mojego stosunku do innych ludzi i moich poglądów. Nie da się kłamać przez 25 lat. Każdy kto mnie zna, każdy kto słuchał moich spotkań autorskich, każdy kto czytał te moje wypociny wie jak dęte były pojawiające się w sieci zarzuty o wykluczanie bliżej nieokreślonych grup, zagrożenie z mojej strony komfortu uczestników, czy przemocowość. Niestety na forach często głos zabierali i powielali fałszywe narracje ludzie którzy mnie nie znają, ani nie czytali...
Najzabawniejsze były wyjaśnienia organizatorów że obawiali się o
komfort i bezpieczeństwo uczestników. Zważywszy że miałem wystąpić on-line mógłbym co najwyżej pogrozić komuś kijem do kamery. Szokujące że media kompletnie bezrefleksyjnie podchwyciły tę błazeńską narrację...
Bywalcy DJW pamiętają że były to zawsze imprezy otwarte. Bywali u nas cudzoziemcy – z Czech i Ukrainy. Bywali przedstawiciele mniejszości seksualnych. Każdy uczestnik był traktowany jak mile widziany gość. Gdy pojawiła się kobieta na wózku inwalidzkim nie mogąc wciągnąć go po schodkach spotkania autorskie moje i St. Dardy przenieśliśmy na dziedziniec przed szkołą. Uczestnicy siedli na ziemi i nikt nie widział w tym niczego nadzwyczajnego.
Jak widzę obecną sytuację? Przed laty gdy zaczynałem jeździć na konwenty były to imprezy małe. 200-300 uczestników miały największe. Wszyscy znaliśmy się jak łyse konie. Obowiązywały zasady koleżeństwa i mądrej tolerancji. Posiadaliśmy pewien etos, sznyt starego fandomu. Imprezy były apolityczne. Łączyła nas fantastyka – spory ideologiczne zostawały przed drzwiami konwentu. Minęły lata – ruch okrzepł obrósł w tysiące młodych fanów. Za nimi przyszli ludzie którzy chcieli na tym zarabiać, a wreszcie niestety i tacy którzy widząc masowość naszych konwentów zapragnęli zagospodarować je ideologicznie i politycznie...
Komuda-gate i obecna zadyma pokazują że ci nowi, nadal uważający się za fanów fantastyki często myślą już inaczej niż moje pokolenie. A nasze dobre tradycje wypracowane przez 40 lat życia konwentowego niewiele ich obchodzą. Ważniejsze są płynące z zachodu głupawe i groźne wzorce politpoprawności i cancel culture. Smutne.
Co nam dała ta afera? Nic. Spadło kilka masek. Czy potrzebnie ją nagłośniłem? Może dla dobra naszego ruchu należało milczeć i nie robić zadymy? Ale jak milczeć w chwili gdy nasz ruch przestaje być nasz?
Czy zdemaskowani zrezygnują z planów? Raczej będą działać dalej tyko dyskretniej i po cichu. Najgorsze ze wszystkiego jest przeniesienie politycznych i ideologicznych syfów tam gdzie dotąd nie było na nie miejsca...
Co dalej? Zobaczymy. Wykluczą nas ze swoich imprez? Trudno - zrobimy własne.
Łączę wyrazy wdzięczności i poważania
Andrzej Pilipiuk